Z życia wzięte. "Mąż odszedł do młodszej o 25 lat": Zostawił mnie z kredytem i gorzką świadomością, iż sama do tego doprowadziłam

zycie.news 2 godzin temu

Może wtedy, gdy po raz pierwszy spojrzał na mnie tak, jakby widział nie kobietę, ale cień dawnej mnie. Albo gdy przestał się całować na dzień dobry i dobranoc. Zresztą, nieważne. Najgorsze jest to, iż znaki były wszędzie, a ja nie chciałam ich widzieć.

Z Krzysztofem byliśmy razem dwadzieścia dwa lata. Zaczynaliśmy od zera — wspólne mieszkanie, kredyt, marzenia, codzienność. On był ambitny, energiczny, zawsze wiedział, czego chce. Ja raczej cicha, lojalna, taka, co gotuje, wspiera, nie narzeka.

Kiedy awansował, cieszyłam się razem z nim. Kiedy pracował do późna, wierzyłam, iż robi to dla nas. A kiedy pachniał nowymi perfumami, myślałam, iż to prezent od współpracowników.

Bo żona wierzy do końca. choćby wtedy, gdy zdrada już mieszka w jej domu.

Pierwszy raz zobaczyłam ją na zdjęciu z firmowej imprezy. Ona – długie nogi, szeroki uśmiech, może 25 lat. On – obok niej, z ręką nieco zbyt blisko jej talii.

Spytałam wtedy pół żartem:

– To ta nowa z biura?


Zaśmiał się.


– Przestań, kochanie. Dziecko prawie, mogłaby być naszą córką.

A ja uwierzyłam. Bo łatwiej było wierzyć niż przyznać, iż ktoś młodszy zabiera mi męża kawałek po kawałku.

Pewnego dnia po prostu się spakował. Dwie walizki, kilka ubrań, dokumenty. Nie było kłótni, nie było dramatów.

Powiedział tylko:

– Nie kocham cię już. Przepraszam.

Zastygłam. Nie płakałam. Nie krzyczałam. Bo jak płakać, gdy odchodzi ktoś, kto już od dawna był nieobecny?

Zostawił mi mieszkanie – i kredyt, który zaciągnęliśmy razem. Obiecał, iż będzie płacił połowę. Nie zapłacił ani grosza.

Wszystko spadło na mnie. Praca, rachunki, spłaty, życie. Przez pierwsze miesiące budziłam się w nocy z lękiem, iż stracę dach nad głową. Że skończę jak bezdomna z reklamówką wspomnień.

A on? Z nową partnerką wylegiwał się na plaży. Widziałam zdjęcia w internecie. Ona w bikini, on w uśmiechu, jakiego nie widziałam u niego od lat.

Przez długi czas powtarzałam sobie:

„To wszystko przez nią. Ona go zabrała.”

Ale pewnego wieczoru, gdy siedziałam w pustym salonie, zrozumiałam coś strasznego.

To nie ona była winna. To ja pozwoliłam, by odszedł dużo wcześniej. Zatraciłam siebie w byciu jego żoną. Przestałam być kobietą – stałam się pomocą domową, słuchaczką, tłem.

Nie dbałam o siebie, o swoje marzenia. Mówiłam, iż nie mam czasu, iż jeszcze zdążę. A on zdążył pierwszy – znaleźć kogoś, kto chciał żyć, a nie tylko trwać.

Dziś jestem sama. Mam 47 lat, jedno serce po przejściach i głowę pełną planów. Zaczęłam malować – to, co zawsze odkładałam „na później”. Spłacam kredyt, krok po kroku, oddech po oddechu.

Nie czekam już, aż ktoś mnie uratuje. Zrozumiałam, iż kobieta, która przestała się kochać, nie może oczekiwać, iż ktoś pokocha ją za nią.

Nie mam już żalu do Krzysztofa. Niech żyje po swojemu. Bo ja w końcu zaczęłam żyć po swojemu.

To też może cię zainteresować:

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach:

Idź do oryginalnego materiału