Siedziałam w cichym domu, który kiedyś wypełniał śmiech moich dzieci i męża. Teraz był pusty, jakby odbijał tylko echo moich myśli i łez. Damian, mój mąż, odszedł dwa miesiące temu. Zabrał swoje rzeczy i wprost oznajmił, iż jest z kimś innym.
– „Kasia, to nie działa. Kocham ją. Chcę zacząć nowe życie” – powiedział chłodno, jakby te słowa miały zakończyć naszą historię bezboleśnie.
Wtedy wydawało mi się, iż to najgorszy dzień mojego życia. Ale myliłam się. Prawdziwy dramat zaczął się teraz. Damian, mężczyzna, który zostawił mnie z naszymi dwoma synami – Antkiem i Jasiem – nagle postanowił, iż chce odebrać mi dzieci.
Kilka dni temu dostałam oficjalne pismo od prawnika. Damian wnioskował o pełną opiekę nad dziećmi. W uzasadnieniu napisał, iż ja „nie radzę sobie emocjonalnie” i iż dzieciom lepiej będzie z nim i jego nową partnerką. Nie mogłam uwierzyć w to, co czytam. To ja byłam przy nich każdej nocy, kiedy chorowały. To ja pilnowałam, by odrabiali lekcje, gotowałam, sprzątałam, dbałam o każdy szczegół ich życia. A teraz on, który zniknął, miał czelność twierdzić, iż jestem niewystarczająca?
Kiedy próbowałam z nim porozmawiać, tylko wzruszył ramionami.
– „Kasia, dzieci potrzebują stabilności. Ja mogę im to dać. Ty… nie powinnaś ich ciągle stresować.”
– „Stresować? To ty zniszczyłeś ich świat! Zostawiłeś nas dla niej, a teraz chcesz zabrać mi wszystko?!” – krzyczałam, ale Damian był niewzruszony.
Następne tygodnie były jak koszmar. Damian złożył w sądzie dokumenty, w których opisywał mnie jako niestabilną emocjonalnie i niezdolną do opieki. Kiedy czytałam jego słowa, czułam, jak coś w środku mnie pęka. Jak mógł tak kłamać? Wiedział, jak bardzo kocham nasze dzieci, jak poświęcałam wszystko, by były szczęśliwe.
Próbowałam wytłumaczyć chłopcom, co się dzieje. Antek, starszy, miał 10 lat i rozumiał więcej, niż chciałam. Pewnego wieczoru, gdy układałam ich do snu, zapytał:
– „Mamo, czy tata naprawdę chce nas zabrać? Nie chcę mieszkać z nim i tą panią.”
Przytuliłam go, próbując ukryć łzy.
– „Nie martw się, skarbie. Zrobię wszystko, żebyśmy byli razem. Obiecuję.”
Ale w środku bałam się, iż mogę zawieść. Damian miał pieniądze, prawników, wsparcie swojej nowej partnerki. A ja? Miałam tylko miłość do moich dzieci i determinację, by ich nie stracić.
Podczas rozprawy w sądzie Damian siedział pewny siebie, obok swojej kochanki. Ona choćby się do mnie uśmiechnęła, jakby już wygrała. Próbowała wyglądać na serdeczną, ale w jej spojrzeniu czułam fałsz. Opowiadał, jak to dzieci „cierpią” przez moje „nerwowe wybuchy” i jak on zapewni im lepszą przyszłość.
Kiedy przyszła moja kolej, spojrzałam na sędziego i zaczęłam mówić:
– „Proszę sądu, jestem matką, która każdego dnia stara się dać swoim dzieciom wszystko, co najlepsze. Nie jestem idealna, ale jestem ich jedyną stałą w tym chaosie, który wprowadził ich ojciec. To ja byłam przy nich zawsze – gdy byli chorzy, gdy płakali, gdy śmiali się. On odszedł z wyboru, ja zostałam z obowiązku i miłości.”
Mówiłam o każdej chwili, którą spędziłam z Antkiem i Jasiem, o ich ulubionych potrawach, o nocach, które przesiedziałam przy ich łóżkach. Gdy skończyłam, Damian wyglądał na zdenerwowanego. Wiedział, iż moja miłość była czymś, czego nie mógł podważyć.
Po kilku tygodniach przyszła decyzja sądu. Opieka nad dziećmi została przyznana mnie, z ograniczonymi wizytami Damiana. Kiedy przeczytałam te słowa, czułam, jakby ogromny ciężar spadł z moich ramion. Wygrałam – nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla moich dzieci.
Tamtego wieczoru, kiedy siedzieliśmy razem przy stole, Antek spojrzał na mnie i powiedział:
– „Mamo, wiedziałem, iż nas nie zostawisz.”