Długo nie mogłam dojść do siebie po tym małżeństwie. Był bezrobotny, przepijał moje pieniądze, wynosił wszystko z domu. Tolerowałam to, bo nasz syn dorastał. Ale pewnego dnia, gdy Piotruś miał 12 lat, podszedł do mnie i poprosił, bym wyrzuciła ojca z domu.
Wtedy jakby zasłona spadła mi z oczu i bez żadnych wątpliwości wyrzuciłam męża. Co to była za euforia — słowa nie są w stanie tego opisać. Później miałam kilku zalotników, ale nigdy nie planowałam poważnego związku. Bałam się, iż znów wpadnę w pułapkę.
Ostatnie cztery lata były szczególnie trudne. Mój syn wyjechał do pracy do Kanady i postanowił zostać tam na zawsze. Nie chcę do niego jechać — jest już za późno, aby przyzwyczaić się do innego kraju. Miałam bardzo ciężki czas w kwarantannie — nikt mnie nie odwiedzał. I wtedy poczułam się bardzo smutna.
Za namową znajomych, wdałam się w związek z trzy lata młodszym rozwodnikiem Waldemarem, jednak była to straszna porażka. Rozgościł się w moim mieszkaniu ze swoim psem i poczuł się panem domu. Wymagał ode mnie codziennie świeżo przyrządzonych posiłków, prania jego gaci, próbował ustalać własne zasady i narzucał mi wychodzenie na spacer z jego psem.
Wtedy zdałam sobie sprawę, iż stałam się jego służącą. Postanowiłam poważnie z nim porozmawiać.
- Myślę, iż powinniśmy dzielić się obowiązkami domowymi po równo. Możesz prasować własne ubrania.
- jeżeli chcesz mieć młodego i przystojnego mężczyznę, musisz mu się podporządkować.
- Masz 30 minut na spakowanie swoich rzeczy i wyniesienie się stąd!
- Nie mogę, moja córka już przyprowadziła faceta do mojego mieszkania.
- Więc mieszkajcie razem!
Wyrzuciłam go bez wahania. Chociaż muszę przyznać, iż było mi smutno. Czy kobieta w moim wieku nie może znaleźć prawdziwej miłości? To tyle, jeżeli chodzi o czułość... Waldemar skutecznie wyleczył mnie z kolejnych prób ułożenia sobie z kimś życia...