Z życia wzięte. "Brat rozwiódł się i zaczął przychodzić do mnie na obiad": Nie zamierzam być dla niego darmową kucharką

zycie.news 2 godzin temu
Zdjęcie: Bezczelny brat, źródło: YouTube/Ukraińskie melodramaty


Płakała, jakby w nocy z soboty na niedzielę w telewizji ogłoszono koniec świata. Powiedziała, iż nasz biedny chłopiec głoduje i iż może umrzeć z niedożywienia.

W międzyczasie powiedziałam bratu, żeby wpadł do mnie któregoś dnia na posiłek. Zjemy barszcz i pooglądamy telewizję. Nikt nie miał wątpliwości, iż następnego dnia mój brat przyjedzie do mnie galopem. Nie zdążyłam choćby uprzedzić męża, iż będziemy mieli gościa.

Nie pozostało mi nic innego, jak nakarmić Borysa i wysłuchać trzystu łzawych historii o tym, jak Alina znęcała się nad swoim nieszczęsnym mężem, czyli moim bratem. "Wyobrażasz sobie, kazała mi gotować obiad! Po pracy!" - narzekał Borys. "Wracałeś godzinę wcześniej. Dlaczego nie stałeś przy kuchence?" zapytałam rozsądnie. Mój brat zrobił wielkie oczy. "O czym ty mówisz, jestem mężczyzną, nie powinienem tego robić".

Porozmawialiśmy w tym duchu i rozstaliśmy się. Następnego dnia Borys zadzwonił ponownie. Przeprosił i poprosił, by mógł zjeść nas jeszcze raz. "Macie tak szczerą atmosferę", powiedział, "że po prostu zapominam o swoich problemach. Mam ochotę żyć!" - powiedział mój brat, krztusząc się. "Jeśli tak, to mówię: 'Oczywiście, przyjdź'. I myślę o moich planach na wieczór. Chciałam po prostu leżeć na kanapie w ciszy, byłam zmęczona pracą. Teraz będę musiała prowadzić pogawędki i bawić się w gospodynię w domu.

Jednak mój brat nie został długo. Zjadł z apetytem, posiedział dziesięć minut, a potem wyszedł pod dobrym pretekstem. Powiedział, iż musi odwiedzić chorego przyjaciela. Tak więc Borys spędził z nami jeszcze trzy wieczory. Pewnego dnia wróciłam do domu później niż zwykle. Mój mąż był już w domu i wyglądał na winnego. "Przepraszam", mówi, "ale na kolację mamy pierogi z zamrażarki". "Wszystko, co przygotowałem na wieczór, zostało zjedzone przez nieproszonego gościa, twojego brata", powiedział sarkastycznie.

Zapytałam go, co miał na myśli. Czy przyszedł ponownie, zapytałam. "Tak", potwierdził, "wszedł, przywitał się i poszedł prosto do kuchni. Powiedział, iż ma depresję i pilnie potrzebuje zjeść pyszne domowe jedzenie. Czy to normalne? Nie współczuję mu, ale powinien mieć sumienie, nie sądzisz?"

Zadzwoniłam do Borysa i powiedziałam, iż nie prowadzimy darmowej stołówki, więc lepiej niech zrobi zakupy następnym razem, albo wcale nie przychodzi jeść. Poskarżył się naszej mamie, która zbeształa mnie za bycie sknerą. Niestety, niech sama go karmi w takim razie...

Idź do oryginalnego materiału