Kochanie dla miłości
– Dziewczyno, nie powiesz mi, gdzie jest ulica Mickiewicza? Kręcę się w kółko, nikt nie wie.
Przed Kasią stał sympatyczny chłopak z dużą czarną torbą przewieszoną przez ramię.
– To taki wasz sposób na poznanie dziewczyny? – spytała, krzywiąc usta w ironiczny uśmiech.
– Mam na imię Krzysztof. A ty?
– Aniela – zaśmiała się Kasia i ruszyła dalej, ale chłopak ją dogonił.
– Naprawdę szukam tej ulicy. Kolega zaprosił mnie na wesele, a ja kompletnie nie znam tego miasta.
Dopiero teraz Kasia zauważyła, iż ma na sobie koszulę w kratę i luźne spodnie, a nie te obcisłe, które teraz wszyscy noszą. I tę podróżną torbę. Widać, iż nie stąd.
– Idź prosto, na światłach skręć w prawo w zaułek. To będzie ulica Mickiewicza – powiedziała już łagodniej.
– Dzięki. – Krzysztof szeroko się uśmiechnął i jego twarz nagle ożyła. – Więc jednak – jak masz na imię?
– A ty?
– Mama uwielbia Sienkiewicza, więc nazwała mnie Krzysztofem. Mogło być gorzej, prawda? No bo… Zbyszko? – Roześmiał się sam ze swojego żartu.
Kasia nigdy nie słyszała, żeby chłopaki potrafili się tak pięknie śmiać – szczerze, od serca.
– Nie wiem, czy moja mama kocha Sienkiewicza, ale mnie nazwała Katarzyną. – Kasia też się zaśmiała.
– Pójdziesz ze mną jutro na to wesele? Kolega się żeni. A ja tu nikogo nie znam. – Patrzył na nią z nadzieją.
Zaskoczona, zawahała się. Wydawał się sympatyczny, prawdziwy.
– Przepraszam, jutro mam kolokwium, muszę się uczyć. – Znów próbowała odejść.
– Podaj mi numer telefonu, a pójdę. Jak inaczej mam ci powiedzieć, o której zaczyna się wesele?
– A czy ja powiedziałam, iż pójdę z tobą? – zdziwiła się Kasia.
– Nie, ale… Studiujesz? Niech zgadnę… – Krzysztof udawał, iż się zastanawia. – Będziesz lekarzem.
– Tak. Skąd wiedziałeś? – zdumiała się Katarzyna.
– Moja mama mówi, iż najbardziej pomocni ludzie to nauczyciele i lekarze. Nie odejdę, dopóki nie podasz mi numeru. Pójdę za tobą, żeby dowiedzieć się, gdzie mieszkasz. Jutro przyjdę, stanę na środku podwórka i będę krzyczał twoje imię.
Niechętnie Kasia podyktowała numer.
– Zadzwonię! – krzyknął za nią.
Mama bardzo chciała, żeby Krzysztof poszedł na studia po szkole. Ale na darmowy kierunek nie starczyło mu punktów, a na płatny nie mieli pieniędzy. Krzysztof, jak każdy chłopak, wolał grać w piłkę niż ślęczeć nad książkami.
Mieszkał z mamą samotnie w małym miasteczku, gdzie była tylko jedna szkoła, w której mama uczyła polskiego. choćby szpital był, ale na poważniejsze problemy jechało się do wojewódzkiego.
Krzysztof zatrudnił się w warsztacie samochodowym u przyjaciela taty. Na studia planował pójść po wojsku. Dziewczyny go lubiły, ale żadna jeszcze nie poruszyła jego serca. Tata zginął w pożarze. Był budowlańcem i postawił duży, piękny dom dla rodziny.
Pewnego wieczoru szedł do domu i zobaczył dym buchający z okien drewnianego domu. Tamtego lata panował upał, pożary nie były rzadkością. Kobieta wybiegła do niego, błagając o pomoc. Wyszła do sąsiadki, a w domu został syn…
W oknach już szalał ogień, ludzie zbiegali się na miejsce. Drzwi były zamknięte od środka. Tata Krzysztofa wybił okno i zniknął w płomieniach. Chłopca znalazł szybko. Trafił akurat do jego pokoju. Ale tamten już się zadymił i stracił przytomność. Tata podał chłopca przez okno, ale sam nie zdążył uciec.
Okazało się, iż mąż kobiety wrócił pijany do domu. Nie zastawszy żony, zamknął drzwi od środka, położył się z papierosem…
Następnego dnia Krzysztof zadzwonił do Kasi. Spytał, jak poszło kolokwium, przypomniał o weselu.
Była sobota, nie trzeba się było uczyć, więc Kasia zgodziła się pójść z nim. Maj był ciepły. Czeremcha już przekwitła, zasypując chodnik białymi płatkami jak śniegiem. Gdy Krzysztof zobaczył wychodzącą do niego Kasię, zamarł z zachwytu.
Po weselu odprowadzał ją do domu, rozmawiali, całowali się pod klatką.
– Wyjeżdżam jutro. Przyjedź do mnie. U nas jest pięknie. Z dzwonnicy kościoła roztacza się widok, iż aż dech zapiera. Mamy swój dom, tata go zbudował. Rzeka dzieli miasteczko na dwie części.
Kiedy tata żył, często chodziliśmy razem na ryby. Wczesnym rankiem nad rzeką unosi się mgła, rosa na trawie, i ta cisza, iż słychać, jak ryby pluskają w wodzie. Przynosiliśmy do domu okonie, płotki, raz choćby złowiliśmy szczupaka. Takiego. – Krzysztof rozłożył szeroko ręce. – No dobra, trochę mniejszego. Jak byłem w wojsku, śniło mi się nasze miasteczko. Tak chciałem wrócić…
– Dlaczego od razu nie poszedłeś na zaoczne? – spytała Kasia.
– Mama mówiła, iż studia powinny być pełne. Ale chyba po prostu chciała, żebym wyjechał z miasteczka, mieszkał w mieście. U nas z pracą nie najlepiej. Przyjedź po sesji. Zobaczysz, jakie tu piękne miejsca. Miasto duże. Pełno bloków. Dwie godziny autobusem i jesteś w raju.
Nie chciało się rozstawać. Gadali by do rana, ale Krzysztof zauważył, iż dziewczyna drży.
Rano, już w autobusie, wysłał jej SMS-a, iż tęskni i czeka. Kasia akurat jadła śniadanie, przeczytała wiadomość i się uśmiechnęła.
– Ten wczorajszy napisał? – spytała mama.
– Widziałaś nas?
– Oczywiście. Kim jest? Też student?
– Tak, studiuje na politechnice – skłamała Kasia.
Wiedziała, iż mama dla jedynaczki chciała tylko najlepszego. Nie ucieszyłoby jej, gdyby dowiedziała się, iż Krzysztof pracuje w warsztacie w małym miasteczku.
Od tego dnia rozmawiali godzinami przez telefon, czatowali do późna. W jeden z weekendów Krzysztof wyrwał się do Kasi. Do miasteczka zjechali wczasowicWesele Kasi i Krzysztofa odbyło się w małym kościółku nad rzeką, a ich pierwszy taniec jako małżeństwo zgromadził całe miasteczko podziwiające, jak cudownie porusza się ta para, która pokonała tak wiele, by być razem.