Jeszcze kilka lat temu Bibury było cichą i spokojną miejscowością, w której życie toczyło się powoli, zgodnie z rytmem natury. Dziś przyciąga turystów z całego świata, którzy chcą zobaczyć jej słynne kamienne domki, wąskie uliczki i rzekę Coln wijącą się między zielonymi łąkami. Dzięki popularności stała się symbolem angielskiego piękna, ale każdy medal ma dwie strony. Mieszkańcy coraz częściej skarżą się na brak prywatności i hałas, który zastąpił dawny spokój.
REKLAMA
Zobacz wideo Taki widok na Tatry musisz zobaczyć choć raz w życiu
Najpiękniejsza wioska świata według "Forbes". Mieszkańcy czują się przytłoczeni
W Bibury mieszka zaledwie około sześciuset osób, jednak po tym, jak magazyn "Forbes" uznał ją za najpiękniejszą wioskę świata, codzienność mieszkańców całkowicie się zmieniła. Jedno zestawienie wystarczyło, by spokojna, nieco zapomniana osada stała się jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc w całej Anglii, a malownicze krajobrazy i kamienne domki trafiły na okładki przewodników i trendów w mediach społecznościowych. Urok słynnej uliczki Arlington Row, z rzędem XIV-wiecznych domków odbijających się w wodach rzeki Coln, sprawił, iż w letnie weekendy pojawia się tam choćby 20 tysięcy turystów dziennie.
Mieszkańcy przyznają, iż sława Bibury przyniosła im więcej stresu niż radości. Tłumy odwiedzających spacerują tuż pod ich oknami, robią zdjęcia, a choćby zaglądają przez płoty do prywatnych ogrodów. Miejsce, które kiedyś tętniło spokojem, dziś przypomina muzeum pod gołym niebem, w którym trudno o chwilę ciszy. Dla wielu osób to już nie sielanka z pocztówki, ale niekończący się gwar, z którym muszą nauczyć się żyć.
Co zobaczyć w Anglii? Najpiękniejsza wioska w kraju walczy z nadmiarem odwiedzających
Bibury pokonało w rankingu "Forbes" tak znane miejsca jak grecka Oia na Santorini czy japońska wioska Shirakawa-go, co uczyniło je jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli Wielkiej Brytanii. Urok wioski, jej niepowtarzalna architektura i malownicze położenie wśród zielonych wzgórz Cotswolds sprawiły, iż przyjeżdżają tu nie tylko turyści, ale także fotografowie, influencerzy i twórcy filmowi, szukający idealnego tła do swoich projektów. Jednak ta ogromna popularność zaczęła przerastać możliwości wioski, której wąskie drogi i niewielka infrastruktura nie są przystosowane do przyjęcia tak dużej liczby gości.
Każdego dnia do Bibury zjeżdżają dziesiątki autokarów, a znalezienie wolnego miejsca parkingowego graniczy z cudem. Turyści często zatrzymują się tylko na chwilę, by zrobić zdjęcie i ruszyć dalej, przez co lokalne sklepy i kawiarnie nie odczuwają znaczących korzyści ekonomicznych. W efekcie, mimo setek tysięcy odwiedzających rocznie, mieszkańcy mają wrażenie, iż zyskują niewiele, a tracą coraz więcej. Postanowili więc zakończyć sielankę podróżnych.
Mieszkańcy Bibury chcą odzyskać spokój. Władze wprowadzają ograniczenia
Po serii rekordowych weekendów, które sparaliżowały ruch w okolicy, lokalne władze postanowiły wprowadzić pierwsze zmiany. Zamknięto część parkingów w centrum, a dla autokarów przygotowano nowe strefy postoju poza granicami wioski, co ma zmniejszyć tłok i poprawić bezpieczeństwo pieszych. Mieszkańcy zachęcają też turystów, by korzystali z mniejszych środków transportu i planowali wizyty poza szczytem sezonu.
Choć niektórzy obawiają się, iż nowe zasady mogą zniechęcić część odwiedzających, większość lokalnej społeczności przyjęła je z ulgą. Wierzą, iż dzięki temu uda się przywrócić choć odrobinę dawnego spokoju, a Bibury odzyska równowagę między popularnością a codziennym życiem mieszkańców. Coraz częściej mówi się też o wprowadzeniu modelu turystyki zrównoważonej, który pozwoliłby cieszyć się urodą tej niezwykłej wioski, jednocześnie chroniąc jej wyjątkowy charakter i zapewniając mieszkańcom poczucie, iż przez cały czas mają kontrolę nad miejscem, które od pokoleń nazywają domem.
Dziękujemy, iż przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.




