Pamiętacie jak w lecie koczowaliśmy sześć godzin na lotnisku, bo lot był opóźniony? Tak naprawdę, tak jak Wam pisałam, nie było to TAKIE straszne. Atmosfera była cudowna, a jak postawili tę tabliczkę: Tirana Boarding, to wszyscy zaczęli krzyczeć i klaskać. No dobra, do Albanii przylecieliśmy w środku nocy, ale za to nie byliśmy głodni, bo nas nakarmili. Tylko, iż później Wizzair wypłacił nam odszkodowanie! I to odszkodowanie mogło być przelewem na konto, ale wiecie jak to jest z jakimikolwiek wpłatami, które wpadają na konto („Co tak gwałtownie przeleciało? A, to była pensja”), LUB powiększone o 20% na konto Wizzair (na co moja cebulowa dusza wykrzyknęła- TAK!). I kasa się pojawiła, a my zaczęliśmy się zastanawiać co tu z nią zrobić?
Z dużym wyprzedzeniem można by choćby zaplanować 3 wyprawy w ciągu najbliższego roku, albo… jedną dużą. I tak też uczyniliśmy. Wariant jest kosmiczny. Jedziemy do innego miasta, tam wsiadamy do samolotu, lecimy, lądujemy, czekamy (mamy naście godzin na przesiadkę więc wychodzimy z lotniska) i kolejnego dnia wsiadamy w kolejny. A na dodatek jak już tam dolecimy po tych dwóch dniach, to przejeżdżamy pociągiem i wylot mamy z innego miejsca! I jest TO coś czym żyjemy od dwóch miesięcy. Sprawdzamy i planujemy. Nie brakuje utrudnień i zmian. Cinkciarz zjadł naszą wakacyjną kasę, a jedna pula biletów lotniczych była zła, bo nie uwzględniłam przesunięcia czasu. Jak wylądujemy to samolot, w który mielibyśmy wsiąść będzie już w powietrzu. Waga, którą kupiłam wczoraj przyda się też dziś do ważenia walizki, żebyśmy wiedzieli jaki bagaż wykupić. Będziemy mieli też ogromną różnicę termiczną. Wylot jutro rano mamy w temperaturze przymrozkowej, a lądujemy w odczuwalnych 40 stopniach. Za to miejsce docelowe powita na 12-15 stopniami. Będziemy mieć trzy przejazdy pociągiem, w tym jeden z nich będzie sypialny. Karty telefonicznej nie będziemy kupować w pierwszym miejscu gdzie wylądujemy, bo podobno miasto jest pokryte siecią bezpłatnego wi-fi. Mamy rezerwację do jednej atrakcji turystycznej, którą trzeba było zrobić miesiąc przed przybyciem. Dotknie nas też zmiana czasu, więc zabieramy melatoninę, żeby szybciej się przestawić. Problemem jest też bagaż. Ze względu na te zmiany temperatur chcemy wykupić walizkę, ale pasowało by nam, żeby ją nadać w pierwszym porcie, a odebrać dopiero w trzecim i nie wiem CZY tak się da, i pewnie wyjaśni się to dopiero na lotnisku… Bez tego będziemy musieli obczaić jakieś skrytki na lotnisku.
Mieszko i Łucja nie poszli dziś do szkoły, ja zaraz mam korki i około 14-stej jedziemy do dziadków. Tam zostawiamy Bibs, jemy obiad zrobiony przez babcię i jedziemy dalej. Docieramy, śpimy niedaleko lotniska, rano odstawiamy auto na parking przylotniskowy i wsiadamy w samolot. Pierwszy sygnał wyślemy więc jutro około 16-stej, po pierwszym lądowaniu 🙂 Wracamy 14-go późno wieczorem, więc pierwsza relacja pewnie dopiero w przyszły piątek. Do tego czasu pewnie coś tam wrzucę na Twittera, co to mi wordpress schował ramkę, bo tak jest w ramach bezpłatnego planu i na
.
Poranna przymrozkowa Bibs: