Dziś postanowiłam zapisać tę historię, bo może kiedyś komuś pomoże, tak jak mi pomogło życie. Siedzę teraz w tym domu spokojnej starości, patrzę przez okno, a przed oczami wciąż stają tamte chwile. Jak żyłam, cierpiałam, a potem jak wszystko się odmieniło, choć już myślałam, iż nic się nie zmieni.
Mówią, iż czas leczy rany, ale niektóre słowa zostają w sercu jak zadra. Mój mąż, Marek, stał wtedy nad moim łóżkiem, a jego oczy były zimne jak luty wiatr.
Nie zamierzam opiekować się chorą staruchą! usłyszałam. Nie krzyczał, mówił cicho, ale każde słowo ciąło jak żyletka. Leżałam po upadku z drabiny dwa miesiące w łóżku, a on nie potrafił choćby przynieść zupy bez wyrazu irytacji. Postawił talerz tak, iż bulion się rozlał, choćby nie przeprosił.
Nasz syn, Kacper, był inny delikatny, cierpliwy, podawał mi leki, czytał książki, pytał, czy czegoś potrzebuję. Ale Marek? Jego cierpliwość wyczerpała się szybko. Pewnego wieczora, gdy poprosiłam go o pomoc przy wstawaniu, spojrzał na mnie jak na ciężar i powtórzył:
Nie jestem pielęgniarzem! Nie będę się tobą zajmować!
Nie płakałam. Tylko patrzyłam mu w oczy i zrozumiałam, iż to koniec. Z ostatnich sił splunęłam mu w twarz na pożegnanie.
Był w szoku, a ja twarda jak głaz. Wiedziałam to koniec jednego rozdziału i początek nowego. Gdy próbował wrócić, błagał o szansę, słuchałam i śmiałam się przez łzy, bo jego słowa były puste.
Potem była wojna wysyłał złośliwe paczki, próbował mnie zranić, ale ja byłam silniejsza. Kacper stał przy mnie, był moją podporą.
Po dwóch miesiącach wstałam. Zaczęłam pracę nad projektem, o którym zawsze marzyłam wertykalne ogrody. Dziś jestem kobietą, która żyje pełnią życia, mimo wieku i chorób.
Kiedyś byłam cicha, wygodna dla innych. Dziś jestem sobą. Kacper wspiera mnie, a Marek? Został tylko cieniem.
Pewnego dnia, gdy jechałam nowym samochodem, zobaczyłam go na światłach starego, zmęczonego, z tanią reklamówką w ręku.
Nie spotkały się nasze spojrzenia. Nie było żalu, nie było złości tylko spokój. Zostawiłam go tam, w przeszłości, a sama pojechałam dalej do nowego życia.
Tak to już jest, życie bywa nieprzewidywalne. Siła jest w nas wystarczy uwierzyć i nie bać się zaczynać od nowa. Choć trafiłam tutaj, do domu spokojnej starości, wiem, iż nie jestem staruszką. Jestem kobietą, która odnalazła siebie.
Nie płaczcie za tymi, którzy odchodzą. Dbajcie o siebie i idźcie naprzód bo najważniejsza jest miłość do siebie samej.