Wyszłam z Michałem na rękach i stąpnęłam na mokre schody. Krople deszczu wślizgiwały się przez uchylone drzwi bloku, mocząc mi włosy. Na zewnątrz ulice były puste. choćby psy nie ważyły się wałęsać w taką pogodę. Czułam, jak zimno przenika przez ubranie, ale nie miałam dokąd iść.
Błądziłam po mieście kilka godzin, z dzieckiem przytulonym do mnie. W końcu starsza sąsiadka, pani Irena, zobaczyła mnie przemokniętą i drżącą i zaprosiła do swojego małego, ale ciepłego mieszkania. Dała mi ręcznik, kubek herbaty i prowizoryczne łóżko dla Michała. Tej nocy płakałam w ciszy, wpatrując się w sufit. Wiedziałam, iż coś musi się zmienić.
Następne dni były ciężkie. Próbowałam znaleźć pracę, ale nikt nie chciał zatrudnić samotnej matki z małym dzieckiem. Pieniędzy na jedzenie ubywało, a upokorzenie w oczach znajomych bolało bardziej niż głód. Ryszard i Elżbieta zachowywali się, jakbym nie istniała. A ja czułam, iż zniknęłam z ich życia jak plama starta gąbką.
Po tygodniu dostałam urzędowy list. Na początku myślałam, iż to wezwanie od władz, może jakiś dług, o którym nie wiedziałam. Otworzyłam kopertę drżącymi rękami. Ale wydrukowane słowa zmieniły moje życie: *Szanowna Pani Katarzyno Nowak, informujemy, iż jest Pani jedyną spadkobierczynią majątku śp. pani Aurelii Kowalskiej, Pani dalekiej ciotki*
Przeczytałam list trzy razy. Nie wierzyłam własnym oczom. Aurelia, którą widziałam raz w dzieciństwie, zostawiła mi wszystko. Okazały dom na obrzeżach miasta, pokaźne konta bankowe i co najważniejsze udziały w szanowanej firmie handlowej.
Natychmiast poszłam do notariusza i krok po kroku odzyskałam spadek. Po raz pierwszy od dawna poczułam, iż i dla mnie wschodzi słońce. Kupiłam nowe ubrania, dałam Michałowi wszystko, czego nigdy nie miał: zabawki, ciepłe swetry, dobre jedzenie. Ale przede wszystkim dałam mu bezpieczeństwo.
Lata mijały. Nauczyłam się zarządzać interesami ciotki i ku zaskoczeniu wszystkich radziłam sobie świetnie. Zaczęłam mądrze inwestować, gromadząc wokół siebie zaufanych ludzi. Powoli moje nazwisko stało się znane w świecie biznesu. Silna, elegancka, tajemnicza. Nikt już nie pamiętał dni, gdy zostałam wyrzucona na deszcz.
Ryszard i Elżbieta tymczasem stracili swój blask. Ich firma chwiała się w posadach. Błędy w zarządzaniu, pochopne decyzje, utraceni partnerzy wszystko rosło jak śnieżna kula. Próbowali znaleźć inwestorów, ale drzwi zamykały się przed nimi.
Pewnego ranka zadzwonił mój prawnik:
Pani Katarzyno, firma rodziny Wiśniewskich jest na sprzedaż. Mają ogromne długi. jeżeli zechce Pani, może wziąć udział w przetargu.
Serce zabiło mi mocniej. To był ten moment. Los podsuwał mi szansę, o której marzyłam tamtej deszczowej nocy, gdy wyrzucili mnie z dzieckiem na rękach.
Poszłam na przetarg w eleganckim kostiumie, z włosami spiętymi w wysublimowany kok. Nikt mnie nie rozpoznał. Minęły lata, a ja nie byłam już zdesperowaną, upokorzoną kobietą. Byłam kimś innym.
Gdy ogłoszono nazwisko zwycięzcy, twarze Ryszarda i Elżbiety zbladły. Ja, Katarzyna Nowak, zostałam nową właścicielką ich firmy. Nie spojrzałam na nich wtedy. Tylko podpisałam dokumenty z zimnym uśmiechem.
Wieczorem Ryszard przyszedł do mojego biura. Drżał, postarzały, z barkami zgarbionymi pod ciężarem trosk.
Katarzyno proszę nie zostawiaj nas na bruku. Wiesz, iż bez tej firmy jesteśmy skończeni.
Spojrzałam mu w oczy. To był ten sam mężczyzna, który mnie wyrzucił, który mówił, iż ja i nasz syn jesteśmy ciężarem. Teraz błagał o litość.
Ryszardzie odpowiedziałam chłodno życie bywa przewrotne, prawda? Wtedy mówiłam, iż pożałujesz. I oto nadszedł ten dzień.
Elżbieta też próbowała mnie przekonać. Łzy spływały po jej policzkach, ale ja widziałam tylko tę kobietę, która wypchnęła mnie na deszcz z przerażonym dzieckiem na rękach.
Katarzyno, zawiniłyśmy. Byłyśmy zaślepione dumą. Proszę, miej litość!
Uśmiechnęłam się gorzko.
Litość? Mieliście ją, gdy wyrzucaliście mnie tej nocy? Gdy Michał płakał i błagał, byście go nie zostawiali? Wtedy was to nie obchodziło.
Pozwoliłam im wyjść ze zwieszonymi głowami. Firma była moja, a oni nie mieli już nic.
Minęły lata. Michał wyrósł na silnego, bystrego młodego mężczyznę. Czasem opowiadałam mu o tamtej deszczowej nocy. Mówiłam, iż nigdy nie wolno tracić godności, choćby gdy cały świat odwraca się plecami.
A za każdym razem, gdy widziałam na ulicy twarz Ryszarda w zniszczonym ubraniu, z pustym wzrokiem czułam głęboki spokój. Nie z zemsty, ale ze sprawiedliwości.
Bo tamtej deszczowej nocy, lata temu, przysięgłam sobie, iż pewnego dnia pożałują. I tak się stało.











