Wyrzucona z domu przez męża – po latach zrozumiałam, iż to było najlepsze, co mogło się wydarzyć.

newsempire24.com 1 dzień temu

Gdy mąż wyrzucił mnie na ulicę, nie miałam ochoty żyć. Dopiero po latach zrozumiałam, iż to było najlepsze, co mnie spotkało.

Wyszłam za mąż z wielkiej miłości i nie przypuszczałam, jakie próby mnie czekają. Po urodzeniu córki przytyłam siedemnaście kilogramów i od tego momentu moje życie zmieniło się nie do poznania.

Mąż zaczął się nade mną znęcać, nazywając mnie „krową” i „świnią”, przestał widzieć we mnie kobietę. Ciągle stawiał mi za przykład żony swoich kolegów i przyjaciół, twierdząc, iż one wyglądają doskonale, a ja, jego zdaniem, zamieniłam się w zwierzę.

Te słowa sprawiały mi ogromny ból. Później dowiedziałam się o jego młodej kochance, której istnienia choćby już nie ukrywał. Otwarcie rozmawiał z nią przez telefon, pisał wiadomości, a ja z córką stałyśmy się dla niego niewidzialne.

Nocami płakałam, ale nie miałam się komu zwierzyć. Jestem sierotą, bez rodziny, a przyjaciółki odsunęły się po moim ślubie. Mąż czuł się bezkarny i zaczął podnosić na mnie rękę. Drażniło go, gdy córka płakała w nocy; krzyczał na mnie, żebym ją uciszyła, grożąc, iż wyrzuci nas z domu.

Nigdy nie zapomnę tamtego dnia. Mąż wrócił z pracy i od progu oświadczył, żebym wynosiła się z mieszkania. Na dworze była już prawie noc, padał śnieg. Z jedną torbą i dzieckiem na ręku stałam na podwórku, nie wiedząc, gdzie iść. Mąż choćby nie pozwolił mi spakować rzeczy. Gdy próbowałam zrozumieć, co się dzieje, pod dom podjechała taksówka, z której wysiadła jego kochanka z walizką i weszła do naszego mieszkania. W kieszeni miałam tylko drobne banknoty i nic więcej.

Jedynym wyjściem było pójść do szpitala, w którym kiedyś pracowałam. Miałam szczęście – na dyżurze była znajoma pielęgniarka, która wpuściła nas z córką, i mogłyśmy spokojnie przenocować.

Rano poszłam do lombardu, sprzedałam łańcuszek z krzyżykiem – jedyną pamiątkę po mamie, kolczyki, które dostałam od męża przed ślubem, i obrączkę. Znalazłam ogłoszenie starszej pani, babci Hani, która wynajmowała pokój na obrzeżach miasta. Stała się dla nas rodziną. Dzięki temu, iż opiekowała się córką, mogłam znaleźć pracę.

Bez wykształcenia pracowałam jako pakowaczka w zakładzie mięsnym, a nocami myłam klatki schodowe. Później poznałam kobietę, u której sprzątałam domy. Zaoferowała mi pracę jako administratorka w jej firmie z dobrym wynagrodzeniem. To właśnie jej zawdzięczam to, iż poszłam na studia, skończyłam je i zostałam prawniczką.

Teraz moja córka studiuje na uniwersytecie, mamy własne trzypokojowe mieszkanie w Warszawie, samochód, kilka razy w roku wyjeżdżamy za granicę. Moja kancelaria prawnicza dobrze prosperuje i jestem wdzięczna losowi, iż wiele lat temu mąż mnie wyrzucił. Inaczej nie osiągnęłabym tyle.

Niedawno z córką postanowiłyśmy kupić działkę pod Warszawą, żeby wybudować dom letniskowy. Znalezłyśmy odpowiednie miejsce. Jakie było moje zdziwienie, gdy drzwi otworzył mój były mąż, a za jego plecami stała ta sama kochanka, teraz już opasła. Chciałam powiedzieć wszystko, co leżało mi na sercu, ale tylko patrzyłam mu w oczy. Przede mną stał pijany mężczyzna z brzuchem i długami. Właśnie dlatego sprzedawali swój dom. Chwilę staliśmy w milczeniu, po czym zawołałam córkę i odjechałyśmy.

Z babcią Hanią przez cały czas utrzymujemy kontakt, często ją odwiedzamy, przywozimy upominki, pomagamy. Nigdy nie zapomnę, jak w porę podała mi pomocną dłoń. I Katarzynę, moją pracodawczynię, też pamiętam – dała mi szansę, by uwierzyć w siebie i osiągnąć sukces.

Idź do oryginalnego materiału