Dzień 23 listopada 2023 r.
Znowu usłyszałem, jak moja pięcioletnia córeczka Bogna podbija korytarz: Tato, chcę zjeść i wyjść pobiegać! To już drugi raz, kiedy zawołała, trącąc mnie w rękę przy stole. W tym momencie dopijałem kolejny kufel piwa, który znalazłem w schowku, i walczyłem z wirtualnym wrogiem w grze na komputerze. Miałem przed sobą istotny turniej, a jej ciągłe piski wciągały mnie w kolejny wir frustracji. Nie mogłem zrozumieć, kiedy w końcu się uspokoi i przestanie mnie wzywać. Złość rosła, gdy Bogna chwyciła mnie za rękę i nalegała na uwagę. Czy naprawdę nie potrafi sama sobie zrobić kaszki? W tym wieku chłopcy już błąkają się po garażach ze znajomymi, a ona wciąż jest niczym bezbronny pajączek.
Rozpraszanie się kosztowało mnie przegraną straciłem rozgrywkę, a gniew przytłoczył mnie jak gęsta mgła. Wstałem, pobiegłem do kuchni, chwyciłem stale twardą bułkę i wyrzuciłem ją w stronę Bogny.
Bierz i żuj, nie potrafiłaś sięgnąć samodzielnie? rzuciłem, nie ukrywając zdenerwowania.
Nalałem do szklanki mleko z lodówki, postawiłem je na stole i, kiedy dziewczynka wspomniała, iż mama zawsze podgrzewa mleko, odpowiedziałem, iż nie jestem mamą i iż dawno powinna to zrozumieć. Wróciłem do komputera, uruchomiłem grę, licząc, iż najedzona córeczka nie będzie mi już przeszkadzać. Złość jednak nie pozwalała mi się skupić. Po krótkiej wizycie w toalecie wróciłem, ale nie zdążyłem jeszcze usiąść w ulubionym krześle.
Tato, chcę pobiegać. Codziennie bawiłam się z mamą na dworze! wymamrotała Bogna, ściskając wargi.
Biegać? Świetnie! Idź i pobiegaj! odparłem, widząc w tym jedyną szansę na chwilę wytchnienia.
Rozłożyłem w szafie wszystkie ubrania Bogny, gwałtownie wybrałem ciepłe spodnie, sweter, rękawiczki i kurtkę z czapką. W pośpiechu ubrałem ją w cały zestaw i wypchnąłem na podwórko, mówiąc, by wróciła, kiedy zadzwonię. Z powrotem usiadłem przy komputerze, założyłem słuchawki, włączyłem ulubioną muzykę, otworzyłem nową puszkę napoju gazowanego i z zadowoleniem strzelałem w wirtualne cele, ciesząc się, iż nikt nie rozprasza mnie już.
Bogna zmarzła. Przypomniała sobie, iż mama zawsze ubierała ją w cieplejsze rzeczy na zimowe spacery. Nie było już słońca, więc zapadał zmrok a wtedy mama nigdy nie wysyłała dziecko na dwór. Dziewczynka tęskniła za mamą, drżącymi wargami próbowała otworzyć drzwi, ale zamknął je na klucz. Zmyślała, iż może trochę pobiega, choć śnieg był już kilka dni nie odśnieżany i trudno było w nim biegać. Próbowała ulepiać bałwana, ale śnieg był suchy jak piasek i nie chciał się trzymać. Zapytała ojca, czy ten „piasek” nie jest po prostu zimnym śniegiem. Stukała w drzwi, ale nikt nie otwierał, jakby jej nie słyszeli. Przerażona, zaczęła płakać i wołać tatę, ale on nie odpowiedział. Owinęła się w ręce, szlochając, i zauważyła lekko uchyloną furtkę ruszyła w jej stronę, licząc, iż choć trochę ogrzeje zimne nóżki. Chciała iść do sąsiadki, babci Zofii, która często podawała im mleko, ale w domu Zofii nie było światła.
Pukała w drzwi, ale nikt nie otworzył. Najwyraźniej nikogo nie było w domu. Ruszyła dalej, oddalając się od wsi, bo ich chatka znajdowała się na skraju pola. Błądziła i płakała, nie wiedząc, co dalej, a gdy zawiało coraz mocniej, drżąc, odwróciła się i zobaczyła wirującą burzę. Nie widziało się nic, a wiatr wciągał ją w coraz głębszy kąt. Biegała, łapiąc lodowaty oddech w usta, krzyczała tato!, ale w jej umyśle wciąż odbijała się głos mojego gniewnego: Odstaw się, nie jestem twoją mamą!. Zdała sobie sprawę, iż jest zupełnie sama, nie ma już wyjścia. Walczyła z wiatrem, który walił ją o kolana, upadła i na podłodze poczuła, iż zimny śnieg spala skórę, a przenikliwy wiatr przecieka pod ubrania.
Dopiero wtedy, gdy zegar w kuchni wybił dwie w nocy, przypomniałem sobie o Bognie. Przypomniał się mi dźwięk stukotu w oknie, a gałęzie podwórznej lilijki, pokryte szronem, trzepotały w podmuchu wiatru. Prawdziwy zamieć pomyślałem, ale w następnym momencie przypomniałem sobie, iż zostawiłem córkę na dworze.
Wpadłem na podwórko i wołałem: Bogna! ale nigdzie nie było jej śladu. Przeraził mnie przerażający widok była już tak późno, burza szalała, a ona mogła zamarznąć gdziekolwiek. Pomyślałem, iż może już nie wróci, ale nie mogłem przestać krzyczeć.
Założyłem, iż córka poszła do którejś z sąsiadek. Wróciłem do domu, choć zimno prażyło kości. Nie przejmowałem się sąsiadka Zofia często przyjmowała Bognę pod swój dach. Dostrzegłem w oknie jej domu światło i chwilowo się uspokoiłem. Odpowiedziałem żonie, iż już śpimy i wszystko w porządku. Nasze małżeństwo ostatnio nie układało się dobrze ona ciągle przypominała mi o zmarłej matce, krytykowała mnie i nalegała, żebym wstawał z kanapy i szukał pracy. Ja zaś marzyłem, iż zostanę profesjonalnym graczem, słyszałem o ich wysokich zarobkach i wierzyłem, iż kiedyś tak właśnie będę.
Zemdlałem na łóżku, zaciągając się w poduszkę. Drzwi nie zamknąłem na klucz, by nie budzić się, gdyby Bogna wróciła. Rankiem odebrała mnie siostra żony, Daria, krzycząc: Co z tą dziewczynką! Gdzie jest Bogna?!
Dość krzyczeć! Nie w domu! odparłem, ale Daria chwyciła mnie za rękę, przyciągnęła i wpadłem na podłogę.
Kiedyś przeszukam wszystkie kości! zagroziła, potrąc się o krzesło. W odróżnieniu od mojej cichej siostry Olgi, Daria była twardą dziewczyną, od małego uprawiała karate i nie dała się łatwo zastraszyć.
Gdzie dziecko? Kogo zabrałaś moją siostrzenicę? pytała, przeszukując okolicę. Widziałam jedynie białą, pustą podwórkę.
W końcu, po długich poszukiwaniach, policja przybyła z ekipą ratunkową. Przesłuchując mnie, funkcjonariusz włożył mi kajdanki i rzekł:
Zostawienie dziecka na dworze w taką zamieć to przestępstwo!
Po kilku godzinach, w szpitalu, lekarze przyprowadzili małą Bognę, której częściowo odmrożone dłonie i podejrzenie zapalenia płuc wymagały opieki. Daria, płacząc, trzymała rękę córki, a ja patrzyłem, iż w tej chwili najważniejsze jest, iż żyje. Lekarz podszedł i przedstawił się: Nazywam się Piotr.
Zrozumiałem, iż moje hobby, które wyciągnęło mnie z życia rodziny, doprowadziło do tego koszmaru. Nie mogę już dłużej udawać, iż gry są ważniejsze niż własny dom.
Lekcja, którą wyniosłem z tej nocy, jest prosta: nie ma nic cenniejszego niż bezpieczeństwo i miłość najbliższych. Gdy przyjdzie pokusa, by zatonąć w wirtualnym świecie, pamiętaj, iż prawdziwe życie czeka za drzwiami, a jego cena może być zbyt wysoka, by ją zapłacić.














