Wyróżniaj się, dziewczyno

newsempire24.com 2 tygodni temu

— Wiesz, córeczko, będziesz musiała się bardzo postarać, żeby się wpasować do naszej rodziny — oświadczyła Lidia Stanisławowa z miną surowej egzaminatorki.

Kasia ledwo powstrzymała śmiech. To było przewidywalne. Teściowa-dyrektorka już na wstępie uderzała nową uczennicę linijką po rękach, choć lekcja choćby się nie zaczęła.

Wojtek, siedzący obok, odwrócił wzrok. Widać było, iż miał ochotę mruknąć coś w stylu „no i zaczęło się”. Ale nie wtrącał się. I słusznie. To nie była jego bitwa.

— Postarać się? — powtórzyła Kasia z pobłażliwym uśmiechem. — Proszę wyjaśnić, w jakim kierunku. Zapisać się na kurs szycia? A może na taniec?

Rozmowa toczyła się w kuchni Lidii Stanisławowej. Wszystko tu było drogie i wystawne: firany z lambrekinami, cukierki w kryształowych wazonach, duży drewniany stół i krzesła w kolorze szampana. Pięknie, ale Kasia nie mogłaby tu mieszkać. Wszystko zbyt idealne, jakby to nie był dom, a plan filmowy.

— Kasieńko, u nas to rodzina inteligencka — wyjaśniła Lidia, udając, iż nie słyszy ironii w głosie synowej. — My jesteśmy ludźmi wychowanymi, u nas przypadkowi obcy się nie przyjmują.

Kasia machinalnie skinęła głową, ale już nie słuchała. Ta rola była jej aż za dobrze znana. Już w tym pływała, tylko wtedy nie miała ani doświadczenia, ani zdrowej samooceny.

…Piętnaście lat temu Kasia była zupełnie inną osobą: młodą, ugodową, z ufnymi oczami i wiarą, iż „trzeba być dobrą żoną”. Męża, Jacka, kochała bardzo.

Ale Jacek kochał tylko swoją mamę.

Pierwsza teściowa, Halina Bronisławowa, wyraźnie czuła się gwiazdą lokalnego formatu. Miała aktywną postawę życiową, bardzo donośny głos i opinię na każdy temat. Już przy drugiej rodzinnej kolacji oświadczyła:

— Kurczak suchy jak podeszwa. Nic nie szkodzi, pokażę ci, jak się piecze, skoro twoja matka cię nie nauczyła.

Kasia wtedy tylko się uśmiechnęła. Wierzyła, iż jeżeli będzie cierpliwa i grzeczna, to to docenią. Więc nazywała teściową „mamą”, gotowała dla niej sałatkę jarzynową z mięsem zamiast kiełbasy (jak ta prosiła) i pozwalała krytykować wszystko: od koloru szminki po czystość podłóg.

Kiedy urodziła się córka, zrobiło się jeszcze gorzej. Teściowa nieustannie wygłaszała wykłady na temat „jak wychować porządną kobietę”. Wszystko z pobłażliwym uśmiechem i aluzjami, iż z Kasi to nauczycielka kiepska. No bo, szewc bez butów.

— Pampersy to znęcanie się nad dzieckiem! — oznajmiła pewnego dnia Halina, wręczając synowej pieluchy. — To dla leniwych wymyślili. A ty będziesz dobrą matką. Prawda?

Jacek w nic się nie wtrącał. choćby gdy córka, która jeszcze nie wymawiała „r”, zapytała:

— Mamo, a dlaczego ty jesteś głupia?

Kasia aż oniemiała.

— Co? Kto ci tak powiedział?
— Babcia Hala.

Gdy Kasia poprosiła męża, żeby interweniował, ten tylko wzruszył ramionami.

— No co ty. Powiedziała i powiedziała. Może w emocjach. Znasz jej charakter.

Kasia znała. Wcześniej się starała. Siedziała przy świątecznym stole i publicznie wysłuchiwała, iż „oszczędziła na serze i zepsuła danie”. Kupowała drogie prezenty, bo chciała choć raz usłyszeć pochwałę. Zachowywała się idealnie, aż w końcu zrozumiała, iż dla Haliny ideałem zawsze będzie ktoś inny.

Po tej historii Kasia poważnie zaczęła myśleć o rozwodzie i niedługo złożyła papiery. Trudny charakter? Dla niej to brzmiało jak przyznanie się do paskudnego zachowania i braku chęci zmiany.

— Na dworcu zdechniesz! Teraz będziesz żyć tylko z kotami! — prorokowała teściowa.

Ale kotów nigdy nie miała, za to mieszkanie, praca i zdrowy rozsądek — zostały.

A potem do tego zestawu dołączył Wojtek. Poznali się przez wspólnych znajomych, wymienili numery i zaczęli rozmawiać. Wojtek może nie był zakochany po uszy i nie obiecywał złotych gór, ale szanował jej uczucia. Wiedział o jej przeszłości i spokojnie przyjął jej córkę.

A do tego — chciał się ożenić. Kasia nie odmawiała, ale zwlekała i obserwowała. Kochała Wojtka, ale nie chciała znowu wpaść w sidła obcej rodziny, w której nigdy nie będzie swoją. Jednak Wojtek był inny. Do tej pory nie stawiał matki na pierwszym miejscu, więc Kasia postanowiła zaryzykować.

Teraz, siedząc w domu jego matki, znów słuchała tego samego monologu z przeszłości, ale nie czuła już upokarzającego wstydu ani strachu. Tylko lekkie déjà vu i nudę.

— My, wiesz, pierwszych lepszych do siebie nie przyjmujemy — ciągnęła Lidia. — Wojtek jest delikatny, może nie widzieć pełnego obrazu albo milczeć. A ja wszystko widzę. Więc… staraj się, dziewczyno.
— Dziękuję za cenne wskazówki — Kasia uśmiechnęła się chłodno. — Ale, jeżeli pozwolicie, na razie zostanę po prostu żoną waszego syna. Rodzinę już mam. Córkę, męża. To wystarczy.

Nie czekała na zakończenie wieczoru i wstała. Wojtek poszedł za nią. Gdy wyszli, pierwsze, co zrobił, to wziął ją za rękę.

— Wszystko w porządku? — zapytał cicho.
— W porządku. Nie martw się. Dla mnie to już klasyka gatunku.

Tym razem Kasia wiedziała, kim jest i na co ją stać, więc się nie bała. Nie polubi jej obca matka? No i trudno, nie musi. Ale Kasia też jej nic nie jest winna.

…Minęły prawie dwa lata od tego „ostrzeżenia”, iż Kasia będzie musiała się postarać. Ale ku wielkiemu zmartwieniu teściowej, synowa choćby nie próbowała. Żadnych wizyt, ukłonów i popisów. Po prostu cicho żyli razem z Wojtkiem w jej mieszkaniu. Mąż choćby znalazł wspólny język z Olą, córką Kasi z pierwszego małżeństwa.

Kontakt z Lidią Stanisławową oczywiście był, ale czysto formalny. jeżeli już przyszło składać życzenia, to przez telefon. Prezenty przekazywał tylko Wojtek i tylko od siebie. Nie było kłótni i awantur, ale też nie było prób zbliżenia.

Kasia nie zabraniała mężowi kontaktów z matką. To przecież jego mama. Ale nie wpuszczała teściowej do domu. Woj

Idź do oryginalnego materiału