„Wypuśćcie go!”: po prostu się zgodziłam…

newsempire24.com 6 godzin temu

“Puść Krzysztofa!”: po prostu się zgodziłam…

– Gdzie to się wybierasz? – spokojnie zapytała Kinga, patrząc, jak mąż narzuca świeżą koszulę.

– Tak, z chłopakami umówiliśmy się. Piwko wypić, pogadać – odpowiedział Krzysztof, choćby na nią nie spojrzawszy.

– A ze mną w ogóle kiedyś masz zamiar czas spędzać? – Kinga próbowała się uśmiechnąć, ale wyszło gorzko.

– No bo ty zawsze w pracy! Skąd miałem wiedzieć, iż dziś nagle wcześniej skończysz?

Pytanie niby logiczne. Ale było ich już za dużo – tych logicznych, wygodnych wymówek. A Kinga miała dość. Dość bycia tą, która wszystko rozumie, wybacza i… płaci.

Kiedyś myślała, iż znalazła swojego człowieka. Krzysztof był troskliwy, skromny, trochę młodszy – ale czy wiek ma znaczenie, gdy dusze są blisko? Poznała ich mama i jej koleżanka, była ślubna impreza, zamieszkali w jej przestronnym mieszkaniu w Warszawie. On pracował… byle jak. Ale jej starczało. Dla dwojga.

Pierwsze sygnały pojawiły się po roku. Romans. Potem drugi, trzeci. Przeprosiny, łzy, obietnice. A za tym – zakupy. Konsola, komputer, nowy telefon… Teraz – samochód.

– Kinga, no bo przecież wygodnie! Będę cię odbierał z pracy, dziecko do przedszkola wozić… – marzył Krzysztof.

– Najpierw pojawiaj się w domu – odcięła. Ale nawyk wybaczania okazał się silniejszy.

A potem był ten jeden telefon. W niedzielny poranek.

– Halo, puśćcie Krzysztofa! – rozległ się głos młodej dziewczyny.

– Przepraszam, kto mówi?

– My się kochamy! A pani… pani tylko przeszkadza!

Kinga milczała.

– Pewna jest pani, iż to uczucie jest warte więcej niż pieniądze? – w końcu spytała.

– Oczywiście!

– Sprawdźmy?

– Co pani ma na myśli?

– Zabierzcie go. Na zawsze.

Odłożyła słuchawkę i spokojnie spakowała jego rzeczy do walizki.

Dziesięć minut później Krzysztof wrócił. Zatrzymał się w drzwiach, wpatrując się w walizkę.

– My… gdzieś jedziemy?

– Ty – tak. Gdzie chcesz.

– O co chodzi?

– Wprost. Rozwodzimy się.

– Z powodu jakiejś głupiej dziewczyny? Żartowałem, Kinga! Przecież chcieliśmy założyć rodzinę! Kupić auto!

– Tak. Teraz kupię je sama. Sama zrobię prawo jazdy. I dziecko też – bez ciebie, jeżeli zechcę. Dziękuję za motywację.

Próbował się kłócić. Namawiać. Manipulować. Ale Kinga była spokojna.

Rok później wysiadła z nowego auta na parkingu galerii handlowej. Prawo jazdy w portfelu, pewne spojrzenie, lekki uśmiech. I nowa sukienka, którą tak uwielbiał jej obecny wybranek – dojrzały, stabilny, bez pretensji.

Zauważyła Krzysztofa w oddali. Na chwilę zatrzymała wzrok.

– Kupiłaś tę, o której mówiłem? Ale… ja chciałem czarną.

– A ja – czerwoną. I ją kupiłam.

Poszła dalej, zostawiając go w cieniu. Bez słów. Bez żalu. Bez niego.

Idź do oryginalnego materiału