Wyprawa po szczęście

polregion.pl 1 miesiąc temu

Przez cały rok marzymy o urlopie, przygotowujemy się, mamy nadzieję, iż wrócimy z niego szczęśliwi. Ale często bywa odwrotnie…

Już w maju Krzysztof i Zofia zaczęli planować wakacje. Wybierali, dokąd pojadą, gdzie się zatrzymają. Zofia marzyła o piaszczystych plażach w Kołobrzegu. Tam płytka woda sięga niemal kilometra w głąb, a morze jest ciepłe. Dla małego Jasia idealne.

— Chcesz jechać z dzieckiem? — spytał sucho Krzysztof.

— Pytasz tak, jakby to było tylko moje dziecko. No tak. A co? Ludzie jeżdżą choćby z niemowlętami.

— jeżeli nie ma z kim zostawić. A my mamy mamę. Poproś ją, żeby posiedziała z wnukiem, na pewno się zgodzi. Wszystkie nieprzespane noce, pieluchy i kaprysy weźmiemy ze sobą. Co to za urlop?

Zofia zgadzała się z mężem, ale nie potrafiła sobie wyobrazić rozstania z synem na całe dziesięć dni.

Mama stanęła po stronie Krzysztofa.

— Jedźcie sami, odpocznijcie. On jest mały, tylko byście się zmęczyli, a i tak nic by nie zrozumiał.

— Zobacz, jaki hotel wybrałem. A widok z okna? Z górnych pięter widać morze. — Krzysztof odwrócił laptop ekranem w stronę Zosi.

— Co za różnica, jaki widok z okna? Jedziesz nad morze, a nie oglądać je z pokoju — odparła Zofia. — Tam są kamieniste plaże, nie da się wygodnie leżeć.

— Po co są leżaki? Chociaż nie będziemy znosić piasku do pokoju.

Krzysztof zawsze znajdował odpowiednie argumenty. A Zofia zawsze ustępowała, bo kochała go bez pamięci. Co za różnica, dokąd jechać, jaka plaża, byle tylko z nim. Przez dwa i pół roku ich wspólnego życia nic się nie zmieniło.

— Myślę, iż najlepiej polecieć samolotem. Drożej, ale szybciej — powiedział Krzysztof.

A Zofia myślała tylko o tym, jak rozstanie się z Jasiem. Choć mały, gwałtownie zauważy, iż mamy nie ma, będzie tęsknił, płakał. Czy mama sobie poradzi?

— To zamawiam hotel? — przerwał jej rozterki mąż.

— Tak, oczywiście.

Mieli różne wyobrażenia o wszystkim, choćby o rodzinie. Krzysztof wcześnie stracił rodziców, wychowali go dziadkowie. Dziadek odszedł, gdy Krzysztof kończył szkołę. Babcia przeżyła go o dwa lata.

Gdy się poznali, Krzysztof już mieszkał sam. Prawie od razu Zofia się do niego wprowadziła, razem robili remont, urządzali swoje przyszłe gniazdko. Wszyscy zazdrościli Zosi.

— Masz szczęście, Zosiu. Przystojny narzeczony, a do tego z własnym mieszkaniem i bez teściowej na głowie. Uważaj, żeby ci go nie odebrali — radziła przyjaciółka.

— Chyba nie ty? — śmiała się Zofia.

— A co? Też jestem ładna.

Pierwsze rozczarowanie przyszło miesiąc po ślubie, przed urodzinami Zofii, gdy Krzysztof wprost powiedział żonie, żeby nie zapraszała mamy.

— Przyjdą znajomi, będzie się z nami nudzić.

— To też jej święto. Urodziła mnie tego dnia, wychowała. Jak mam jej to powiedzieć? — oburzyła się Zofia.

— Zaproś ją następnego dnia. Usiądziemy, napijemy się herbaty z ciastem.

Zofii się to nie spodobało, ale kochała Krzysztofa i nie chciała się z nim kłócić. Mama, jeżeli była urażona, nie dała po sobie poznać. Przyszła następnego dnia, wręczyła piękną filiżankę do herbaty. Krzysztof zasypał ją komplementami, pocałował w policzek, dziękował za córkę. Wszystko się ułożyło, awantury nie było.

I tak już zostało — na wszystkie święta w ich domu zbierali się znajomi Krzysztofa. Wielu z nich nie miało własnych mieszkań, żyli na wynajmie lub z rodzicami. A mamy nie zapraszali.

— jeżeli kochasz, trzeba akceptować człowieka takim, jakim jest. On nie miał rodziców, nie rozumie wartości rodziny — mówiła mama. — Tym bardziej nie kłóćcie się przez mnie. Co to za problem, urodziny. Żona powinna być mądra i cierpliwa. jeżeli zaczniecie się kłócić, nie licz na dobre. Masz syna, potrzebuje ojca, a sama ciężko jest wychować dziecko, wierz mi.

Zofia zostawiała Jasia z mamą, a sama biegała po sklepach. Po porodzie przytyła, sukienki stały się za małe, potrzebny był też nowy kostium kąpielowy. Pewnego dnia kręciła się przed lustrem w nowej, jasnej sukience.

— Podoba ci się? Jak się opalę, będzie bombowo. — Zofia odwróciła się od lustra do Krzysztofa.

— Nic specjalnego. Jesteś w niej jakaś blada. Dodaje ci objętości — odparł mąż, ledwo na nią spojrzawszy.

Jakby oblał ją zimną wodą. Obróciła się do lustra i przyglądała się swojemu odbiciu. Przed ślubem była szczupła, zgrabna, pełna życia. Karmiąc piersią, zaokrągliła się.

— Wcześniej podobało ci się, iż biust mi się powiększył — powiedziała urażona.
Sukienka przestała się jej podobać. Zdjęła ją i schowała do szafy.

— Nie gniewaj się. Ale kolor rzeczywiście nie twój — próbował naprawić sytuację Krzysztof.

Zbliżał się dzień wyjazdu. Zofia powoli pakowała rzeczy. Starała się nawdychać Jasiem, nie wypuszczała go z rąk. Żałowała, iż zgodziła się jechać bez niego. Lepiej byłoby odłożyć wyjazd na rok, nikt by bez południa nie umarł. Jasiowi też by posłużyło pluskanie w morzu, bieganie po gorącym piasku, opalenizna. No cóż, jak podrośnie, na pewno pojadą wszyscy razem. Krzysiek nauczy syna pływać. Tylko czy…

Zofia przestraszyła się tej myśli. Skąd się wzięła? Nigdy nie kłócili się na serio. Kochają się. „Żadnych czy…” — rozkazała sobie.

Starała się jeść mniej, codziennie patrzyła w lustro, czy nie schudła. I rozumiała, iż choćby jeżeli zrzuci kilogramy, raczej nie wróci do tej, w której zakochał się Krzysztof.

Zawieźli syna do mamy w drodze na lotnisko. Krzysztof niecierpliwie czekał, aż Zofia nacieszy się dzieckiem.

— Wystarczy. Żegnasz się, jakbyś odjeżdżała na zawsze. — Mama zabrała jej Jasia. — Już się robi marudny, czuje. Idźcie, zanim się rozpłacze — machnęła ręką.

Krzysztof cieszył się jak dziecko. W samolocie żartował ze stewardesami. ZofiaNazajutrz Zofia spakowała swoje rzeczy, zabrała Jasia i wróciła do domu matki, wiedząc, iż niektóre rany nigdy się nie zabliźnią.

Idź do oryginalnego materiału