Zakład Szewski przy ulicy Farbiarskiej działa od kilkunastu lat, ale jego historia jest znacznie dłuższa. Jak z uśmiechem mówi Pan Arkadiusz – fryzjer i szewc to byli kiedyś najlepsi psychoterapeuci w całym mieście.
Poniżej publikujemy cały materiał z listopadowego numeru GMP.
Dawniej zakłady szewskie należały do śremskiej spółdzielni „Obuwnik” zrzeszającej rzemieślników. Funkcjonowały na zasadzie punktów ryczałtowych. Spółdzielnia „Obuwnik” miała sieć punktów, a osoba prowadząca takie miejsce pozostawała na własnym rozrachunku oraz działalności. Po służbie wojskowej pan Józef Cebulski rozpoczął tam pracę. Jest dobrze wyuczonym szewcem, który swój zawód zdobywał od majstra. Z przydziału rozpoczął pracę w zakładzie szewskim w Mosinie w 1962 roku. – Mój tata był wtedy młody, pasowała mu taka praca i miejscowość. Po chorobie mężczyzny, który prowadził tu w Mosinie swój punkt w 1963 roku zaproponowano, żeby mój tata przejął tą działalność – opowiada pan Arkadiusz Cebulski. – Wówczas zakład znajdował się na rynku, tam, gdzie dzisiaj znajduje się Optyk i sklep „Mariola”. Duża część tego budynku to był zakład ojca. Miał aż ośmiu pracowników i przede wszystkim robili nowe buty. To były inne czasy dla szewstwa – dodaje pan Arek.
Panowie Cebulscy przy pracy. Fot. Małgorzata Sobczak
Dawniej szewc miał pełne ręce roboty, a dziś rzadko korzystamy z jego usług
W czasie, kiedy swoją działalność prowadził pan Józef, w Mosinie było 12 innych zakładów szewskich. Z czasem popyt zmalał, zmienił się rynek i sposób dostępności obuwia. Pan Józef swój warsztat przeniósł w inne miejsce na mosińskim rynku, a w latach 90. do „Barwy”. W 2006 roku powstał punkt przy ulicy Farbiarskiej, z którego usług do dziś możemy korzystać.
– Mój tata, tak samo jak ja, choć nie pamiętam początków, mile wspomina dawne czasy. Miał wtedy pełne ręce roboty. Oprócz nowych butów, naprawiał obuwie pracowników wszystkich zakładów w okolicy. Miał podpisane umowy ze Swarzędzkimi Fabrykami Mebli, Pozbetem, kościańskim Metalchemem. Jak byłem dzieckiem woziłem tacie obiad do zakładu. Pracy miał od rana do nocy. Ciężko się napracował, ale ciepło wspomina te czasy, był obdarzany dużą sympatią przez mieszkańców – wspomina pan Arkadiusz.
Dziś do zakładów usługowych – krawieckich, szewskich, rymarskich czy kaletniczych – rzadko zaglądamy. Niewielu szewców składa buty na zamówienie, bo musi wykroić je cholewkarz, który jest wymarłym zawodem i osób zajmujących się tą profesją jest bardzo niewiele. Jak podkreśla pan Arkadiusz, dzisiejsze szewstwo to szewstwo naprawkowe. – Kiedyś buty były robione na lata z porządnej skóry i dlatego chociażby gospodarze naprawiali swoje buty z wysokimi cholewami. Teraz jakość butów i materiałów zmalała, a producenci oszczędzają na wszystkim. To, iż jesteśmy tyle lat na rynku świadczy o tym, iż nasze usługi są realizowane niezmiennie na wysokim poziomie – tłumaczy pan Arek. – Często spotykam się z zamówieniami na nowe buty, ale niestety już ich nie robimy. Ostatnie zamówienie zostało przez nas zrealizowane 12 lat temu, ale wykrawacz cholewek zmarł i nie ma osoby, która by je wykonywała. Chciałbym robić nowe buty, choćby od jutra, ale nie ma z kim współpracować. To jest czysta, porządna robota, ale te czasy już nie wrócą – twierdzi.
Panowie Cebulscy przy pracy. Fot. Małgorzata Sobczak
Jakie usługi oferuje pan Arkadiusz w swoim zakładzie?
Choć Pan Arkadiusz nie jest szewcem z zawodu, przejął zakład swojego ojca i rozszerzył listę usług. W tej chwili oprócz napraw obuwia, pan Cebulski zajął się rymarstwem, naprawą toreb podróżnych i torebek, składaniem pieczątek, prowadzi punkt przyjęć odzieży do pralni, a już niedługo, po zachęcie klientów, będzie wymieniał baterie i paski od zegarków. Oprócz tego pan Arek dorabia klucze mieszkaniowe, samochodowe i piloty do samochodów. W razie zatrzaśniętego mieszkania również może pomóc, ponieważ posiada kursy i szkolenia ślusarskie. – Kiedyś zajmowałem się czymś zupełnie innym: miałem firmę budowlaną i transportową. To był czas w okolicy Wszystkich Świętych, kiedy mój tata poważnie zachorował. Odwiedziłem go w szpitalu, wróciłem do domu o 4 rano i poszedłem do warsztatu robić buty, z myślą o tym, iż po południu klienci przyjdą je odebrać. Na początku lat 90. pracowałem z moim tatą, ale nosiło mnie po świecie i przez jakiś czas mieszkałem za granicą. Nie było mi po drodze do zawodu szewca. Dopiero po latach trzeba docenić pewne rzeczy i stało się tak, iż inni przyjeżdżali do rodziców do szpitala z mandarynkami i bananami, a ja przywoziłem buty w torbie i pytałem taty jak zrobić pewnie naprawy, bo nie wszystko wtedy umiałem. I w ten sposób od 2004 roku zaczęliśmy razem pracować – opowiada pan Arkadiusz.
Panowie Cebulscy przy pracy. Fot. Małgorzata Sobczak
Cebulscy jako jedyni pełnią usługi szewskie w okolicy. Najbliższy szewc znajduje się w Śremie lub w Luboniu
Jak wspomina pan Arek dawniej w Puszczykowie, Stęszewie, Czempiniu, Kórniku, Bninie było po dwóch szewców, w Mosinie czterech, a później zostali sami. Najbliższy zakład znajduje się w Śremie albo w Luboniu. Osoby prowadzące te zakłady były kolegami pana Józefa. Razem z wykonawcami znikają ich zawody. – Coraz częściej spotykam się z postawą ludzi młodych, którzy na przełomie sezonu przynoszą buty, żeby je naprawić, bo nie chcą kupować nowych. To jest bardzo mądre. Łatwość zakupów przez internet, bez wychodzenia z domu, sprawia, iż buty nie leżą niektórym dobrze na nodze. Potem ja je rozciągam i naciągam. Bardzo mało zostało punktów szewskich, wszystko jest zamykane – czy to na Jeżycach, czy na Starym Mieście. Trudno jest się utrzymać z takiej drobnej usługi i zapłacić ZUS. Już mój tato zaczął się rozwijać w różnych kierunkach, a ja to podtrzymuję i wprowadzam coraz więcej usług – przyznaje pan Arkadiusz.
Klienci do zakładu szewskiego przychodzą zwykle naprawić obcasy lub zamki. Jak podkreśla pan Arek – naprawia to, co można naprawić. Przyklei łatkę lub wymieni fleczki. Poważniejsze naprawy też się zdarzają. Jednak pan Arkadiusz nie zajmuje się modną w ostatnim czasie renowacją butów. Klienci powinni być świadomi, iż ze starej rzeczy nie da się zrobić nowej, a ich oczekiwania bywają wygórowane. Firmy, które w Poznaniu specjalizują się w tej dziedzinie nakładają nowe lakiery i przeprowadzają wiele czynności będące składnikami wysokiej ceny za taką usługę. Mosiński szewc stawia na szewstwo naprawkowe i stara się wykonywać naprawy jak najlepiej potrafi. Czasami wspiera go jego tata, który pomimo emerytury często i chętnie odwiedza warsztat.
– Praca szewca sprawia mi przyjemność, ale także bardzo lubię dorabiać klucze. Tata do dziś jest moim guru. Czasami ma taki sposób, wie co i jak łatwo zrobić, bo jest dobrym majstrem. Wszystkiego mnie nauczył. W mojej pracy lubię przede wszystkim kontakt z klientami. Dziś są niełatwe czasy. Ludzie żyją szybko, nie mają czasu w wiele rzeczy, a u mnie ten czas potrafi się zatrzymać. Klienci przychodzą, rozmawiamy, opowiadają mi o swoim życiu i swoich bliskich. Bardzo często tematy dotyczą polityki lokalnej. Mój tato tak samo wspomina czasy, kiedy przychodzili do niego klienci. Gdybym miał poświęcić się tylko rozmowom, nie miałbym czasu wykonać swojej pracy. Często jest tak, iż ktoś siada na krześle przy wejściu i opowiada, a ja idę do środka i jednocześnie pracuję i słucham. Zdarza się, iż przychodzą do mnie cztery pokolenia – prababcie z prawnukami. Czasami idąc ulicą każdemu mijanemu przechodniowi muszę mówić „dzień dobry”, ale taki jest klimat Mosiny, iż ludzie witając mnie mówią do mnie „panie szewcu”. To mi się podoba – taki bezpośredni kontakt z Mosiniakami – opowiada pan Arkadiusz.
Panowie Cebulscy przy pracy. Fot. Małgorzata Sobczak
Czy można kupić dobre buty?
Zapytany o to, na co zwracać uwagę przy zakupie nowych butów, pan Arek odpowiedział krótko: nie wiem. Pewnego razu, myślał, iż kupuje dobre, skórzane buty, okazało się, iż ekoskóra została bardzo dobrze podrobiona. Mosiński szewc poleca kupować buty z naturalnych materiałów. Jednak podkreśla, iż technologia jest tak zaawansowana, iż trudno odróżnić skórę od konglomeratu. Obcas powinien stukać, bo inaczej jest pusty w środku, przez co gwałtownie się zetrze. – Cena butów rzadko jest adekwatna do ich jakości. Klienci czasami przynoszą bardzo drogie buty i zastanawiam się, co sprawiło, iż tyle kosztowały. Może zostały zaprojektowane przez designera lub stylistę – zastanawia się pan Arek. – Mam klientów z całego świata. Przywożą buty, czasami robione na zamówienie z bardzo dobrych materiałów z Francji, z Włoch lub Stanów Zjednoczonych. Klientki przylatują samolotem latem w kozakach, żebym je naprawił. Ich cena jest bardzo wysoka, ale firmy, które je produkują, nie pozwalają sobie na obniżanie standardów. Naprawiam wiele butów z sieciówek i niekiedy długo służą ludziom, ale nie ma jednej reguły – stwierdza.
Słynne powiedzenie mówi, iż szewc bez butów chodzi. Zapytany o to pan Arkadiusz stanowczo stwierdził, iż ten frazeologizm jego nie dotyczy. – Jestem ewenementem. Mam dużo butów, nie będę mówił ile, ale niejedna kobieta mogłaby mi pozazdrościć. Poza tym kolekcjonuję też buciki i mam już ich około 300 – dodaje z dumą.
Hobby pana Arkadiusza jest kolekcjonowanie bucików
W kolekcji pana Arka znajdują się każdego rodzaju buty: z porcelany, metalu czy drewna. W swoich zbiorach posiada kieliszki i kufle w kształcie butów do grzańców, piwa czy mocniejszych alkoholi. Podczas wystaw na przykład Szeroko na Wąskiej lub innych odbywających się w Mosinie można zobaczyć buty – popielniczki, buty turystyczne, a także kolekcję holenderskich butów – wszystko co jest związane z butami, można spotkać w kolekcji pana Arkadiusza. Zaczęło się 15 lat temu, kiedy kolega przyniósł panu Arkowi wyrzeźbiony but – świecznik. – Kolega nie mógł znaleźć dla niego miejsca, więc przekazał go mnie. Ja włożyłem go na półkę pod ladę. Potem przyszła klientka, która przypomniała sobie, iż w domu ma podobny i przyniosła go do mnie. Podczas wyjazdów na wakacje chodziłem po antykwariatach i znajdowałem kolejne buty. Z czasem rozniosły się wieści wśród znajomych i rodziny, iż zbieram buciki i zaczęli dokładać do mojej kolekcji. Dużo jeździmy po Polsce motocyklami, co roku jesteśmy w Zielonej Górze na winobraniu i zawsze kupię tam jakiś wyjątkowy bucik – opowiada pan Arkadiusz.
Poza butami w zbiorach pana Arka można oglądać stare narzędzia szewskie. Niektórymi z nich pracuje do dziś, ale większość służy do składania nowych butów, których dzisiaj już się nie robi. Jak podkreśla szewc, jeżeli ktoś przyjdzie do niego z cholewkami z przyjemnością siądzie do złożenia nowych butów. Na taki warsztat składają się noże do wycinania rantów, specjalne szydła, pocięgle, frezy, pasy do trzymania butów na kolanach, wybijaki do dziurek, dzięki którym można robić rozmaite kształty na cholewce. Do zbiorów należą także woskownice oraz narzędzia do wyczesywania skóry. – Dzisiaj korzysta się z maszyn. Mój znajomy robi buty i z niej korzysta, ale wykończyć musi je manualnie. Kiedyś buty robiło się manualnie i nie można pominąć tego etapu – podkreśla mosiński szewc. Wśród licznych narzędzi pana Arka znajduje się też 100 – letnie krzesełko, z którego korzystał pan Józef przy swojej pracy oraz 120 – letni młotek, który kiedyś należał do majstra szkolącego pana Józefa.
Dziś na zawód szewca decydują się nieliczne osoby. Pan Arkadiusz ma nadzieję, iż jego punkt przetrwa jeszcze kolejne lata. Jest dumny z tego, jakie miejsce stworzył jego ojciec i, iż może je dalej rozwijać i służyć pomocą we wszelakich naprawach i usługach mieszkańcom Mosiny i okolic.
Fotorelacja: Małgorzata Sobczak
Panowie Cebulscy przy pracy. Fot. Małgorzata Sobczak
Post Wymieni fleczki, naklei łatkę, wysłucha i pożartuje. Zakład szewski Cebulskich ma 60 lat pojawił się poraz pierwszy w Gazeta Mosińsko-Puszczykowska.