Zanurzona w miękkiej sofie kawiarni, czekała na swoje zamówienie, rozkoszując się ulubionym cappuccino i eklerkiem przed rozpoczęciem dnia pracy.
Wiktoria wygodnie wtuliła się w kąt kanapy, obserwując za oknem sypiący śnieg. To miejsce było jej azylem tu przychodziła, by złapać oddech przed codzienną bieganiną. Gorąca kawa parzyła język, ale ten ból był przyjemny. Przy sąsiednim stoliku dwie dziewczyny prowadziły ożywioną rozmowę.
Słuchaj, wczoraj przypadkiem natknęłam się na zdjęcie nowej dziewczyny mojego byłego. No powiedz szczerze ani urody, ani stylu. Co on w niej widział?
Może gotuje najlepsze pierogi w Krakowie? Albo ma magiczne dłonie zaśmiała się przyjaciółka, mrugając porozumiewawczo.
Oj, przestań! Zobacz tylko jej profil na Facebooku. Toż to żadna miss!
Ich śmiech przeszył Wiktorię jak nóż. Nagle przypomniała sobie słowa matki, wypowiedziane przed laty, gdy przypadkiem je podsłuchała: *Nasza Wiktoria nie grzeszy urodą, niech się choć pracowitością wyróżnia*.
Dorastając, starała się dbać o każdy szczegół modne ubrania, staranny makijaż. Ale choćby teraz, gdy na zewnątrz wyglądała jak z okładki, w środku wciąż czuła się jak ta niezdarna dziewczynka z podstawówki. *Trzymaj się córeczko* mawiała matka. *Jeśli nie uroda, to niech cię chwalą za rozum. Ucz się, pracuj, żebyś nie została sama*.
Na studiach nauczyła się maskować kompleksy stylowymi kreacjami. choćby znalazła chłopaka, choć ten często żartował o jej *płaskim tyłku* i *stopach jak u flądry*. Wtedy zrozumiała choćby jeżeli będzie najmądrzejsza, i tak nigdy nie wystarczy.
Po kawie ruszyła do pracy, ale wcześniej musiała wstąpić do przyjaciółki nakarmić kota i podlać kwiaty. Kinga wyjechała na dwa tygodnie do Egiptu, a jej mąż rzadko bywał w domu. *Nawet jeżeli przypadkiem się spotkają, choćby na nią nie spojrzy* pomyślała Kinga, spokojnie pakując walizkę.
Wiktoria wsypała karmę śpiącemu kotu Puszkowi, potem zabrała się za kwiaty. Z sąsiedniego mieszkania dobiegała muzyka. Rozpoznała tę piosenkę od razu *Gdzie ci mężczyźni* i nieświadomie zaczęła nucić. Nagle poczuła się lekko, jakby unosiła się w powietrzu. Nie zauważyła, kiedy zaczęła tańczyć między doniczkami, z uśmiechem na ustach.
Aż nagle kroki.
Odwróciła się gwałtownie. Stał tam Wojtek, mąż Kingi i ktoś jeszcze. Obaj wpatrywali się w nią jak w obraz. *Boże, jaki wstyd!* przemknęło jej przez myśl.
Wiktoria, cześć. To mój kolega Krzysiek. Wpadliśmy po dokumenty. Tańczysz tak pięknie, iż nie mogliśmy oderwać wzroku. Przepraszamy, jeżeli przeszkodziliśmy.
Ja Kinga poprosiła
Zawstydzona rzuciła się w stronę drzwi, nie zauważając Pusza pod nogami. Potknęła się i runęła na podłogę. Świat zawirował, zanim zniknął w ciemności.
Ocknęła się w szpitalnym łóżku.
Witaj. Jak się czujesz? Jestem Ola, twoja sąsiadka z sali. Lekarz mówi, iż to tylko wstrząs, nic poważnego. Odwiedzali cię kurier i jakiś przystojniak z kwiatami powiedziała dziewczyna z przyjaznym uśmiechem.
Dziękuję wyszeptała Wiktoria.
Ostrożnie usiadła, siegając po torbę przy łóżku. W środku znalazła owoce, sok i paczuszkę eklerów pewnie od Kingi i Wojtka.
Potem sięgnęła po bukiet białych chryzantem. Dołączona kartka głosiła: *Wiktoria, zdrowia! Tak uroczej kobiecie nie miejsce w szpitalu. Zapraszam na wystawę kwiatów. Odmowa nie wchodzi w grę. Krzysiek.*
Przytuliła kwiaty do twarzy, zamknęła oczy, a potem rzuciła się w ramiona Oli
Piękno nie musi być oczywiste. Każda kobieta ma swój blask czasem ukryty głęboko, ale zawsze wart odkrycia.














