– Motocykle zawsze mnie fascynowały – wspomina Jarosław Pikuła. – W szkole podstawowej rodzice kupili mi skuterek z niewielkim silnikiem o pojemności 50 cm3. Zaraz po 16. urodzinach i zdaniu egzaminu na prawo jazdy zostałem właścicielem pierwszego motocykla. Sprawiał mi więcej frajdy niż chopper (przerobiony motocykl, przeważnie o długim widelcu, spopularyzowany przez film „Easy Rider”) i bmw, którymi dziś jeżdżę. Na początku lat dwutysięcznych prowadziłem różne firmy. Zobaczyłem, iż chociaż na ulicach jest coraz więcej motocykli, to istnieje spora luka w podaży odzieży i akcesoriów motocyklowych. Zacząłem sprowadzać skórzane kurtki motocyklowe z zagranicy i w 2006 r. założyłem w Gorzowie Wielkopolskim L&J Rypard.
Firma bardzo gwałtownie odniosła sukces. Właściciele (pan Jarosław ma wspólnika) otworzyli osiem dużych sklepów na terenie kraju. Niestety, pandemia oraz internet sprawiły, iż dziś zostały dwa – w Gorzowie i Bydgoszczy. Ale sprzedaż wysyłkowa cały czas kwitnie.
– Na początku chciałem szyć odzież w kraju. Ale gdy przeliczyłem koszt samej skóry (na motocyklową kurtkę typu ramoneska potrzeba trzy metry kwadratowe), to od razu wiedziałem, iż interes nie będzie rentowny. Nie wiem, jak to się stało, ale największym zagłębiem produkcji odzieży motocyklowej na świecie jest… Pakistan, a konkretnie Sijalkot u podnóża Himalajów. Szyje tam swoje ubrania większość wielkich zagranicznych marek. Dlatego my także poszliśmy tą drogą. W tym kraju są setki firm, które zajmują się tym biznesem. Wybraliśmy dwie i jak do tej pory się na nich nie zawiedliśmy. Przy tak dużej produkcji Pakistan stał się też wielkim importerem bydlęcej skóry z całego świata.
Wszystko zaczyna się od zrobienia projektu. W przypadku spodni nie jest to wielki problem, gdyż większość modeli jest do siebie bardzo podobna. Najwyższa szkoła jazdy to kurtki motocyklowe, skórzane i tekstylne. Na świecie są tysiące modeli. Te najbardziej znane to stylizacje na te, jakie nosili bohaterowie kultowych filmów: Marlon Brando w „Dzikim” i Tom Cruise w „Top Gun”. Wydawać by się mogło, iż przy takiej konkurencji trudno wymyślić nowe wzory. Nic bardziej mylnego.
– Projektuję kurtki, w których sam chciałbym chodzić. Gdy już powstanie projekt, wysyłam go do Pakistanu. Tam szyją nam kilka prototypów, które intensywnie testujemy i dajemy do testowania naszym przyjaciołom, doświadczonym motocyklistom. W tym czasie wprowadzamy poprawki i wysyłamy do Sijalkotu, gdzie poprawiają nasz prototyp. Czasem tych poprawek jest kilka i kurtka podróżuje tam i z powrotem przez wiele miesięcy. Gdy już mamy ostateczną wersję, rozpoczyna się normalna produkcja. Nie jest ani masowa, ani niszowa, ale oczywiście nie zdradzę, ile sztuk danego modelu szyjemy. Na początku działalności przyjąłem zamówienie na jedną kurtkę, która została zaprojektowana specjalnie pod indywidualne oczekiwania klienta. Trwało to dość długo, bo to był jednostkowy model, ale klient wystawił nas do wiatru. Dlatego teraz nie przyjmujemy już takich indywidualnych zamówień.
W Pakistanie pan Jarosław szyje także tekstylne modele. Przy stale rosnących w Polsce kosztach pracy i przede wszystkim kosztach energii elektrycznej to się coraz bardziej opłaca, mimo iż oba kraje w linii prostej dzieli prawie 5 tys. kilometrów.
W ofercie firmy jest ponad 200 tzw. pozycji asortymentowych, w tym około 20 proc. stanowią modele dla pań. Jeszcze na początku lat 90. kilka kobiet decydowało się na kupno motocykla, jednak z roku na rok jest ich coraz więcej i zwykle przywiązują większą wagę do motocyklowego ubioru niż mężczyźni.
Taki mamy klimat
Ceny są niezwykle zróżnicowane. Ochraniacze można kupić poniżej 100 zł. Rękawice od 100 do 250. W podobnej cenie są kamizelki z materiału oraz kombinezony przeciwdeszczowe. Skórzane sakwy i kufry, w zależności od wielkości, kosztują od ponad 100 do przeszło 1000 zł. Tekstylne spodnie to wydatek 400 – 500 zł, skórzane są droższe – średnio o 200 zł. Cena skórzanych kurtek wynosi od 600 do 900 zł.
Prócz własnych modeli L&J oferuje także wyroby zewnętrznych producentów.
Ceny butów dochodzą do 900 zł, przy czym zdecydowana większość powstaje w polskich firmach. Inaczej przedstawia się sytuacja z kaskami. W PRL-u polskie kaski były rozchwytywane w krajach demokracji ludowej. Wielu rodaków jeździło z nimi na handel – przede wszystkim do NRD, gdzie zarobek dochodził do 200 proc. Teraz wszystkie oferowane modele powstają za granicą – głównie w Azji i Stanach Zjednoczonych. Ceny najdroższych, ale i najbezpieczniejszych, jak kaski amerykańskiej spółki Scorpion Exo, przekraczają 2 tys. zł.
– W naszej branży jak chyba w każdej, istnieją różne trendy. Moda nie zmienia się tak jak w przypadku normalnej odzieży, ale wystarczy pojechać na targi do Kolonii czy Mediolanu, na których często bywamy, żeby zauważyć te zmiany. Patrzymy, co dzieje się u konkurencji, zwłaszcza tej najlepszej, i staram się tym inspirować. Oczywiście nie ma mowy o żadnym kopiowaniu. To raczej niektóre firmy w kraju kopiują moje wzory. Na Zachodzie, zwłaszcza we Włoszech, Francji czy w Hiszpanii, motocykliści są bardziej otwarci na różne eksperymenty, zwłaszcza z kolorami. Polacy pod tym względem są konserwatywni. Od dekad jedynym obowiązującym kolorem jest czarny i dotyczy to także kasków. Teraz na niektórych modelach kurtek wprowadzamy powoli kolorowe odblaskowe wstawki, ale na bardziej rewolucyjne zmiany na razie się nie zanosi.
L&J sprzedaje swoje wyroby nie tylko we własnych sklepach oraz w internecie, ale także hurtowniom. Największa z nich zaopatruje ponad 35 sklepów. Coraz częściej zdarzają się także klienci z zagranicy, głównie ze Szwecji, Słowacji i z Czech.
L&J nie jest spółką prawa handlowego, więc właściciele nie muszą ujawniać swoich wyników finansowych. Można jednak przypuszczać, iż średnia rentowność wynosi około 20 proc.
Największym problemem polskiego rynku motocyklowego jest… klimat. Na południu Europy na jednośladach jeździ się cały rok, u nas zwykle od początku kwietnia do końca października, co oczywiście ma wpływ na wielkość przychodów.
– Staramy się, żeby nasze wyroby były jak najlepszej jakości przy rozsądnej cenie i to się udaje. Pewien topowy norweski producent oferuje kurtki, których cena zaczyna się od 5 tys. zł, a amerykański choćby od 10 tys. Czy to znaczy, iż ich wyroby są 5 czy 10 razy lepsze od moich? Na pewno nie. To przede wszystkim cena za prestiżową markę. Może za 20 lat L&J Rypard także będzie taką marką.