Dariusz Lachowski / dariusz.us
Dariusz Lachowski / dariusz.us
Zacznę od słów, które będą nieco uwierać, dokładnie tak jak ta para butów, które kiedyś kupiłem tylko dlatego, iż dobrze wyglądały na wystawie.
„Wydrążeni ludzie, chochołowi ludzie, głowy napełnione sianem…” – T.S. Eliot, mistrz niedopowiedzenia, i to aż do bólu, bez jednego krzyku. Dziś pewne jest to, iż Eliot nie osądzał. Opisywał. Dokładnie tak jak uliczny fotograf, który widzi przez obiektyw więcej, niż widać gołym okiem. Bo taka właśnie jest prawda: fotograf widzi więcej. I nikt nie uczy go, co potem zrobić z tym, co widział — z tym, co zapisał obiektyw, a czego świat wolałby nie widzieć. Zostaje z tym sam, nocą. I tylko on wie, jak bardzo to czasem boli.
Więc wyobraź sobie przez moment, co by napisał T.S. Eliot gdyby mieszkał dziś w Chicago i mógł spacerować ulicą Milwaukee Avenue, ze staromodnym notatnikiem w ręku i zwykłym długopisem, co napisałby dziś?
Może: tu mieszkają ludzie wydrążeni, ze telefonami w dłoniach, o głowach pełnych gotowych odpowiedzi. Ich serca odbijają echem cudze myśli, a dłonie klikają więcej niż dotykają innych, reagują bezmyślnie na zmiany dookoła. Ich życie staje się echem cudzych opinii.
Z mojej perspektywy emigranta napiszę o pewnym zjawisku: Wielu z nas, żyjących z dala od Polski, ma nieodpartą chęć… naprawiania Polski. Z dystansu, zza oceanu, wśród flag, orłów i krzyży. Tu stajemy się bardziej katoliccy od samego papieża, bardziej narodowi od tych, co pozostali w kraju i od własnych korzeni. Niektórzy z Polonii w Chicago – mówię to z czułością i bólem – zamiast budować mosty między starym a nowym światem, stawiają pomniki iluzji. Ich Polska to nie kraj ludzi, tylko mit – nieaktualna piosenka, którą śpiewa się, wciskając klawisz z napisem „playback”, żyją nie tylko przeszłością, ale pewnością, iż wiedzą lepiej, iż są ważniejsi, iż to oni mają rację i jedyną słuszną wiarę.
Eliot zakończył: „tak właśnie kończy się świat – nie hukiem, ale skomleniem”. A ja dodam: czasem kończy się nie czynem, ale kliknięciem – „lubię to” pod cudzym życiem, cudzym poglądem, cudzą decyzją, kradzieżą i zwykłym kołtuństwem.

Pytam więc Ciebie, Polaka z Chicago, z Toronto i Londynu – zapraszając do rozmowy:
– Gdzie w tym wszystkim jesteś Ty?
– Czy jeszcze wiesz, kim jesteś, kiedy nikt nie patrzy?
– Czy Twoje opinie są naprawdę Twoje, czy może takie wiesz „chochołowe” – pożyczone, puste i wygodne?
– Czy dajesz sobie prawo nie wiedzieć? Nie osądzać? Nie brać udziału w chórze?
Przecież warto, choćby na moment, poszukać autentyczności. Nie tej, którą widać na Facebooku. Ale tej, którą czuć, kiedy jesteś sam – i nie musisz niczego nikomu udowadniać.
Na zakończenie:
Nie decyduj, co dobre dla innych, jeżeli nie usiadłeś z nimi przy stole.
Nie krzycz, jeżeli nie usłyszałeś ich szeptu. Nie śmiej się, gdy nie widziałeś ich łez.
I nie zapominaj – wydrążenie zaczyna się wtedy, gdy przestajemy czuć ciężar własnego sumienia. Czasem jedyną drogą do autentyczności jest powrót do siebie.