Wycieczka szkolna powodem wielkiej kłótni. "Nie mogłam powstrzymać tego pędu"

gazeta.pl 3 godzin temu
- Kiedy tylko kierowca otworzył drzwi, dzieciaki dosłownie wbiegły do środka. To był wyścig, kto pierwszy zajmie "królewskie" miejsca z tyłu. Jeden chłopiec choćby plecak zostawił na chodniku, ale nie odpuścił - wspomina nasza rozmówczyni, nauczycielka z podstawówki. Twierdzi, iż takie zachowania powtarzają się regularnie.Jak przyznaje, każdy wyjazd wygląda podobnie - niezależnie od wieku uczniów czy kierunku podróży. - Zawsze jest to samo - śmieje się nauczycielka. - Uczniowie przepychają się, by zająć tylne miejsca w autobusie. Często przychodzą choćby dwadzieścia minut wcześniej i ustawiają się w kolejce, żeby tylko pobiec na sam koniec.
REKLAMA






Zobacz wideo

Grzegorz Braun nie chce edukacji zdrowotnej w szkołach



To niepisana tradycja, która trwa od pokoleń. Tylne siedzenia autobusu mają w sobie coś magicznego. To tam siedzą "najważniejsi" z klasy, to tam rodzą się żarty, a czasem choćby pierwsze szkolne sympatie. Z przodu siedzą "ci spokojniejsi", ci, którzy wolą widzieć drogę i nie ryzykować, iż nauczyciel zwróci im uwagę. Ale z tyłu… z tyłu dzieje się wszystko. - Mimo iż jeździmy na krótkie wycieczki, na przykład do teatru czy muzeum, to emocje zawsze są ogromne. Jakby jechali co najmniej nad morze - dodaje pani Magda. - Czasem zastanawiam się, czy to ekscytacja miejscem, czy po prostu faktem, iż na chwilę mogą być razem, poza klasą."Nie mogłam powstrzymać tego pędu"Jak wspomina nauczycielka, pewna wycieczka zaczęła się bardzo emocjonująco. - Dosłownie nie mogłam powstrzymać tego pędu! Kiedy tylko kierowca otworzył drzwi, dzieciaki dosłownie wbiegły do środka. To był wyścig, kto pierwszy zajmie "królewskie" miejsca z tyłu. Jeden chłopiec choćby plecak zostawił na chodniku, ale nie odpuścił.Niestety, choćby z pozoru niewinna rywalizacja może przerodzić się prawdziwą "bitwę". Dwójka uczniów zaczęła się kłócić, kto ma prawo usiąść na samym końcu, bo to "jego miejsce z zeszłego roku". Krzyki, przepychanki i urażone miny, a wszystko w atmosferze, którą nauczycielka nazwała "nie do wytrzymania". - Czasem mam wrażenie, iż te tylne siedzenia mają dla nich status trofeum - mówi pani Magda. - I choć próbuję tłumaczyć, iż miejsca nie mają znaczenia, to oni i tak wiedzą swoje - podsumowuje. Lekcja, której nikt się nie spodziewałPani Magda przyznaje, iż jedna z wycieczek wymknęła się wszystkim spod kontroli. To był dzień, gdy klasa wyjeżdżała w niepełnym składzie - kilkoro uczniów zachorowało, więc autobus nie był przepełniony. - Raz, gdy autobus nie był pełny, postanowiłam zrobić eksperyment. Zarządziłam, iż tylne miejsca zostają puste. Chciałam zobaczyć, co się stanie. Najpierw była cisza, potem zdziwienie, a po chwili burza pytań. "Dlaczego?", "Przecież to niesprawiedliwe!", "Kto będzie z tyłu?" - wspomina. Ta z pozoru prosta sytuacja stała się początkiem rozmowy o tym, dlaczego niektóre rzeczy wydają się nam ważniejsze, niż są w rzeczywistości.


Walka o tylne siedzenia trwa od dawnaO tylne siedzenia uczniowie walczyli od zawsze. Można rzec, iż to stały element szkolnych wyjazdów, swoisty rytuał młodości, który powtarza się z pokolenia na pokolenie. Każdy, kto kiedykolwiek jechał autobusem szkolnym, wie, iż te kilka ostatnich miejsc ma status szczególny.- To były miejsca VIP - wspomina pani Agnieszka, mama ósmoklasistki. - Zawsze siedziałyśmy tam z koleżankami. Z tyłu było najgłośniej, najzabawniej, można było pośpiewać, pożartować i poczuć się trochę dorosłym. Nikt nie chciał siedzieć z przodu, bo tam zawsze siedziała pani od matematyki. Dziś, córka pani Agnieszki z takim samy zapałem walczy o tylne miejsca w autobusie. A Ty, co sądzisz o szkolnych wycieczkach? Masz ochotę podzielić się swoimi historiami? Napisz na adres: [email protected]
Idź do oryginalnego materiału