Wychodzić z klasą

newsempire24.com 2 dni temu

Marzena teraz jest pewna, iż kobiety, które rozstały się z mężami jeszcze w młodości i żyły bez męża, są znacznie szczęśliwsze. Tak uważa, patrząc ze swojej perspektywy i doświadczeń.

– Może któraś z kobiet się ze mną nie zgodzi – mówi przyjaciółce Bronisławie – ale teraz tak myślę.

– Być może, ale uważam, iż każda kobieta ma swoją własną drogę, więc nie należy mówić za wszystkie – niepewnie odpowiedziała Bronisława. – Bo niektóre, nieszczęśliwe w pierwszym małżeństwie, znajdują szczęście w drugim, a choćby w trzecim.

– Nie będę się kłócić, ale zostaję przy swoim zdaniu – powiedziała Marzena. – W moim przypadku przeżyłam ogromny stres, a przecież przede mną starość, a on podeptał wszystkie moje uczucia. Teraz już nikomu nie ufam.

Marzena z mężem Leszkiem, teściową mieszkającą na tym samym piętrze i czternastoletnim synem Bartkiem świętowali Nowy Rok w domu. Wszystko było dobrze – Marzena od wieczora nakryła stół, teściowa pomagała, więc przywitali święto w rodzinnym gronie. Pierwszego stycznia obudzili się późno, bo zasiedzieli do rana, a za oknem huczały petardy i fajerwerki. Teściowa jednak wróciła do siebie wcześniej.

Nowy rok zaczął się dla Marzeny ciężko i niespodziewanie. Po obiedzie Leszek zniknął. Wsiadł do swojego samochodu i wyjechał, nie mówiąc nikomu ani słowa. Po prostu przepadł.

Gdy nastała noc, nie mogła zasnąć. Dręczyły ją myśli.

– A nuż Leszek miał wypadek? – w głowie kołatały się czarne scenariusze.

Czekała, iż może ktoś zadzwoni i powie coś o mężu. Ale cisza. Jego telefon był niedostępny. Przesiedziała noc bezsennie, rano wstała z bólem głowy i wysokim ciśnieniem. Postawiła czajnik. Minęło trochę czasu, syn jeszcze spał, gdy na jej telefon przyszła wiadomość od męża: *„Nie szukaj mnie. Odszedłem od ciebie.”*

Dłonie zaczęły się jej trząść, serce waliło. Nie wiedziała, co zrobić.

– Pójść do teściowej, pokazać jej wiadomość? – pomyślała, ale zaraz się rozmyśliła – *Nie ma co jej jeszcze bardziej martwić.*

Potem przyszła inna myśl:

– A może ona jest w zmowie z synem? Nie, pójdę i pokażę jej tę wiadomość. – Zdecydowanym krokiem przeszła do sąsiedniego mieszkania i zadzwoniła.

– Proszę, spójrz, co twój syn mi napisał – wyrzuciła z siebie z goryczą.

– Marzenko, to niemożliwe, on przecież nigdy nic nie mówił. A ty? Nic nie zauważyłaś? – szczerze zdziwiła się teściowa.

– Nie. Pomyślałam nawet, iż może jesteś w porozumieniu z nim.

– Co ty, Marzenko, jak mogłabym? Gdybym wiedziała, wybiłabym mu to z głowy. Ale teraz… już za późno – ręce też jej się trzęsły – ale wiedz, iż zawsze będę po twojej stronie i nie uznaję tej jego… – wykrztusiła nieparlamentarne słowo.

Marzena zrozumiała, iż teściowa też nie wiedziała, ale poczuła ulgę, iż Leszek żyje. Już zdążyła wyobrazić sobie najgorsze.

Nie miała apetytu na śniadanie, była zdruzgotana, iż Leszek okazał się zdrajcą. Przedstawił fałszywą rzeczywistość, nie miał odwagi powiedzieć wprost, co go nie satysfakcjonowało.

– Spróbuję jeszcze raz zadzwonić, może odpowie – postanowiła i wybrała numer po raz kolejny.

Odebrała kobieta.

– Kto mówi? – zapytała Marzena.

– Jego żona – odpowiedziała obca. – A pani kim jest?

Marzenie przyszło do głowy, by się nie przyznawać.

– Żona jego kolegi. Muszę się z nim skontaktować w sprawie męża. Proszę podać adres. – Tamta dyktowała.

Marzena postanowiła ją odwiedzić. Nakarmiwszy syna, wyruszyła.

– Mamo, a tata jeszcze nie wrócił? – spytał Bartek. – Gdzie on jest?

– Nie wiem, synku – unikała wzroku, by nie wywołać burzy u nastolatka.

– Broniu, witaj, szczęśliwego Nowego Roku. Mam złe wieści – zadzwoniła do przyjaciółki. – Mąż mnie zostawił, odszedł.

– Leszek? Żartujesz? – Bronisławie zamarł głos.

– Niestety, nie żartuję. Poszedł do innej kobiety, idę dziś ich odwiedzić.

– Pojadę z tobą – zaproponowała Bronisława.

– Nie, sama to załatwię.

– Zadzwoń, gdy wrócisz. Przybiegnę.

Marzena wsiedła do autobusu. Dotarła na podane osiedle, znalazła dom. Stała chwilę przed drzwiami, wreszcie pchnęła – były otwarte. Weszła. Leszek i ta kobieta siedzieli przy stole.

Zauważył ją pierwszy. Zerwał się, oniemiały.

– Kto to? – spytała kobieta.

Leszek milczał. Marzena odpowiedziała:

– Jestem jego prawowitą żoną. Mamy syna. A pani kim jest?

Tamta zrobiła się blada.

– Kto cię tu wołał?! – ryknął mąż. – Wynoś się stąd!

Kobieta stanęła przy nim:

– Leszku, mówiłeś, iż twoja żona zmarła dwa lata temu. Czemu mnie okłamałeś?

Patrzyła, jak się płaszczy, tłumacząc się pokornie:

– Bałem się cię stracić, Iwonko. Chciałem powiedzieć później, szukałem odpowiedniego momentu.

Widok tego żałosnego mężczyzny zaskoczył ją.

– Jak można mówić coś takiego o żyjącej żonie? jeżeli kochasz inną, przyznaj się, rozwieś i idź. Ale kłamać, iż żona nie żyje? To już przesada. choćby wrogowi bym tego nie życzyła.

Odzyskała zimną krew. Zwróciła się do kobiety:

– Od dawna wasza znajomość?

– Dlaczego „znajomość”? Kochamy się od roku.

Marzenę znów zatkało.

Przez cały rok spotykał się z inną, a ona niczego nie zauważyła.

– I jak to tłumaczył? Dlaczego do ciebie nie wprowadził się od razu?

– Mówił, iż matka stara, chora, nie ma komu jej zostawić. Teraz rzekomo umarła, więc jest „wolny”.

Marzena parsknęła śmiechem. Oni gapili się na nią.

– Wszystkich pochował. Stoję tu żywa, jego matka też. Też dziś rano dowiedziała się, iż syn odszedł – powiedziała sarkastycznie. – No cóż, was grzebać nie będę. Żyjcie długo i szczęśliwie. Rozwód sama załatwię.

Wyszła z podniesioną głową. Niech się terPo powrocie do domu Marzena usiadła przy oknie, patrząc na płatki śniegu wirujące w mroźnym powietrzu, i zrozumiała, iż czasami największa strata okazuje się w końcu wyzwoleniem.

Idź do oryginalnego materiału