"Wybudowałam dom w górach, żeby uciec od ludzi. Teraz cała rodzina zjeżdża się na wczasy" [LIST]

kobieta.gazeta.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: fot. shutterstock / Bilanol


Najlepsi goście to tacy, którzy wyjeżdżają po trzech dniach? Dla naszej czytelniczki Marty najlepiej, gdy w ogóle się nie pojawiają. W Warszawie zostawiła dotychczasowe życie i uciekła w góry. "Rodzina, która postawiła na mnie krzyżyk, nagle zaczęła organizować pielgrzymki do mojego domu" - żali się w liście do redakcji.
Góry zawsze mnie ciągnęły. Gdy mieszkałam w Warszawie, tylko szukałam okazji, żeby się wyrwać i wyjechać w te (już przysłowiowe) Bieszczady albo Tatry. Do tego doszedł kryzys w pracy, a potem jeszcze różne przykrości w rodzinie związane z podziałem majątku. Nie mogłam znieść tego szeptania za plecami, obgadywania i mówienia nieprawdy na mój temat. I tak doszliśmy z mężem do wniosku, iż chcemy się od tego wszystkiego odciąć. Wyjechaliśmy ze stolicy i zamieszkaliśmy w górach.

REKLAMA







Zobacz wideo Polacy o teściowej. "Nie powinna sprzątać pod łóżkiem"



"Wiedziałam, iż informacja, jak to mi się powodzi, rozejdzie się po całej rodzinie"
Najpierw oczywiście kupiliśmy działkę i wybudowaliśmy dom. Już w trakcie budowy wiedzieliśmy, iż cała rodzina plotkuje na nasz temat. Że się nakradliśmy pieniędzy i teraz będziemy żyć w luksusie. Co jest oczywiście nieprawdą, bo podział majątku był sprawiedliwy i został zatwierdzony przez sąd. Ale nie o tym. Mamy swój dom, nie jest obsypany złotem, nie ma w nim marmurowych podłóg ani okien od ziemi po dach. Mieszkamy w nim od kilkunastu miesięcy. Pracujemy, a w czasie wolnym cieszymy się, cóż, wolnością. Tym, iż nikt nam w okna (ani kieszenie) nie zagląda, iż jest spokój, iż otaczają nas życzliwi sąsiedzi.


Z rodziną kontaktu nie utrzymywałam praktycznie wcale. Zaskoczeniem był już fakt, iż któregoś dnia zadzwoniła do mnie siostra cioteczna. A zaskoczenie zamieniło się w szok, jak powiedziała, iż wybiera się do Czech i akurat przejeżdża przez moje miasto i iż może by wpadła, zobaczyć, co tam słychać. Stwierdzenie, iż było mi to bardzo nie na rękę, byłoby dużym niedopowiedzeniem. No ale należę do osób, którym niezręcznie jest odmawiać innym, więc się zgodziłam.

Przyjechała z mężem. Poczęstowałam ich kawą i ciastem, bo akurat poprzedniego dnia piekłam. Pooglądali dom, pochwalili. Było choćby miło, choć wiedziałam, iż informacja, jak to mi się powodzi, rozejdzie się pocztą pantoflową po całej rodzinie.

"Rodzina, która postawiła na mnie krzyżyk, zaczęła organizować pielgrzymki do mojego domu"
No i nie było zaskoczenia w tym temacie. Ledwo parę dni później, zadzwoniła kolejna kuzynka, iż się wybiera w góry i może by się zatrzymała u nas na weekend. Nie chciałam być takim wyrzutkiem, więc się zgodziłam. Po dwóch miesiącach odzywa się kolejna osoba, znów jakaś dziewiąta woda po kisielu. "No dobra, znajdzie się miejsce" - powiedziałam.





'Wybudowałam dom w górach, żeby uciec od ludzi. Teraz cała rodzina zjeżdża się na wczasy' [LIST] fot. shutterstock / Yta23





Hitem było, jak zadzwonił jakiś wujek, taki w typie, wiecie: nie widywaliśmy się choćby na pogrzebach, a ostatni kontakt był ze 30 lat temu, zanim wyjechał do Niemiec. Okazało się, iż wrócił do Polski, chce pozwiedzać i się u nas zatrzymać. To już przelało czarę goryczy. Podziękowałam za telefon, za pamięć i przyznałam, iż nie czuję się z tym komfortowo. Powiedziałam, iż chętnie mu polecę jakieś pokoje za grosze i zaproszę do siebie na obiad, ale niestety nie zapewnię mu noclegu u siebie.

Rodzina, która postawiła na mnie krzyżyk, nagle zaczęła organizować pielgrzymki do mojego domu. Czy ja się gdzieś reklamowałam jako gospodarstwo agroturystyczne? Nie! Wybudowałam dom w górach, żeby uciec od tych ludzi, żeby mnie przestali nękać. Teraz cała rodzina zjeżdża się na darmowe wczasy, a przy okazji, żeby nazbierać materiału do obgadywania mnie za plecami. Dziękuję bardzo.

Od tej pory nie odbieram od nich telefonów. Nie dali mi nic poza problemami ze zdrowiem psychicznym, a teraz żerują na mojej gościnności i naiwności. Dobrze robię, iż się od nich odcinam? - Marta.
Co zrobilibyście na miejscu naszej czytelniczki? Może macie jakieś porady z własnego doświadczenia? Zostawcie komentarz. A jeżeli chcecie, to zagłosujcie w naszej sondzie, która znajduje się poniżej.
Idź do oryginalnego materiału