Wybrali się na wspinaczkę na Rysy, zabrali ze sobą kilkumiesięczne dziecko. "Brak wyobraźni"

gazeta.pl 1 dzień temu
Wiele napotkanych osób, w tym doświadczonych przewodników odradzało im ten pomysł, ale oni wszystkich ignorowali i uparcie szli pod górę. Dopiero na szczycie zdali sobie sprawę z tego, iż nie będą w stanie zejść.
Para turystów z Litwy w sobotę 18 października wybrała się na Rysy w Tatrach Wysokich, na granicy Polski i Słowacji. Zabrali ze sobą dziecko. Mężczyzna niósł je w nosidełku. Napotkany po drodze tatrzański przewodnik namawiał ich do zawrócenia, wyjaśniając, iż warunki tego dnia są bardzo trudne. Zignorowali go.


REKLAMA


Zobacz wideo Po czym poznać, iż dziecko ma skrócone wędzidełko? Logopedka mówi o "domowym teście"


Turyści nikogo nie słuchali
Całą sytuację opisał na swoim koncie na Facebooku portal Tatromaniak. "Twardy śnieg, oblodzenia, warunki wymagające nie tylko sprzętu, ale i doświadczenia, umiejętności używania go, bardzo dużej czujności. Przewodnik spokojnie tłumaczy czym się zajmuje, opowiada o warunkach, tłumaczy, dlaczego to słaby pomysł. Później to samo robi inny przewodnik i ratownik HZS, następnie pracownicy schroniska Chaty pod Rysami. Turyści pukają się w czoło, nie wierzą w to, co widzą" - czytamy w poście. Rodzice niemowlaka lekceważą wszystkie te ostrzeżenia i rady. Docierają na wierzchołek Rysów i dopiero tam zdają sobie sprawę, iż nie będą w stanie zejść.


"Jak coś pójdzie nie tak, to polecą wszyscy"
Ojciec dziecka zwrócił się do napotkanego przewodnika z prośbą o pożyczenie raków i pomoc przy zejściu. Przewodnik, Szymon Stoch, wiedział, iż nie może zacząć ich sprowadzać na linie. "Jak coś pójdzie nie tak, to polecą wszyscy" - napisał Tatromaniak. Mężczyzna zaproponował wezwanie pomocy, ale turyści odmówili, obawiając się wysokiego rachunku, bo nie mieli wykupionego ubezpieczenia. W Słowacji za taką "usługę" z wykorzystaniem śmigłowca zapłaciliby kilka tysięcy euro.


Wszystko dobrze się skończyło
Przewodnik przejął dziecko od ojca i zniósł je ze szczytu w bezpieczniejsze miejsce, łagodniejszym szlakiem. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. "Trudno wyobrazić mi sobie, jak można usłyszeć po drodze tyle uwag od doświadczonych osób i uparcie iść dalej. Trudno wyobrazić mi sobie jakim obciążeniem psychicznym było to, czego podjął się Szymon. Chłopie, z dużą dozą prawdopodobieństwa uratowałeś temu dziecku życie" - skomentował Tatromaniak.
A ty? Co sądzisz o takich zachowaniach w górach? Czy w takich sytuacjach w Polsce ratownictwo publiczne powinno być bezpłatne? Daj znać w komentarzu lub napisz w wiadomości do redakcji: [email protected]
Idź do oryginalnego materiału