— Ty… ty… Nie wierzę własnym uszom! To się w głowie nie mieści! Ta twoja przeklęta praca, twoje nagłe telefony, te twoje ciągłe wyjazdy! — Ewa zmiotła ze stołu filiżankę, która roztrzaskała się o ścianę, rozpryskując niedopitą kawę na wszystkie strony. Odłamki rozsypały się po podłodze jak konfetti.
— Przestań się rzucać, no co ty jak dziecko! — Jarek choćby nie podniósł głosu, a to wkurzało ją jeszcze bardziej. W środku wszystko w niej kipiało, a on stał jak słup. — Nie mogę odwołać tego wyjazdu, zrozum to wreszcie. To decyduje o awansie.
— Awansie?! — zakrztusiła się ze złości. — Twój awans zawsze, ale to zawsze był ważniejszy od nas! Pamiętasz, jak opuściłeś obronę dyplomu Kasi, choćby nie zadzwoniłeś w moje urodziny, chociaż przypominałam ci tydzień wcześniej! A teraz to! Misiek ma operację za dwa dni, a ciebie poniosło do tego twojego… Gdańska!
— Do Warszawy — poprawił machinalnie Jarek i od razu pożałował.
— I co z tego? Choćby na Księżyc! — Ewa zamachała rękami jak wiatrak. — Nie będziesz przy synu, kiedy będą podawać mu znieczulenie! Kiedy będzie przerażony, kiedy ja będę wchodzić na ścianę ze strachu! A to wszystko przez twoje głupie papiery z pieczątkami!
Jarek gwizdnął przez zęby i przeciągnął dłonią po twarzy. Pod oczami sińce, nierówny zarost, ale uparte spojrzenie, jak zawsze.
— Co ty nie rozumiesz? To szansa na stanowisko dyrektora finansowego, za którym goniłem całe życie! To zwykła planowa operacja, po co ta histeria? Migdały, a nie rak mózgu!
— Tak, pewnie! A nagle coś pójdzie nie tak? Co wtedy?! — Ewa wbiła paznokcie w dłonie.
— Nic nie pójdzie nie tak. Rozmawiałem z lekarzem.
— Ale jeżeli jednak?! — podniosła głos.
— Usiądź wreszcie! — Jarek wzruszył ramionami. — jeżeli coś się stanie, od razu wsiadam w samolot! Jak wtedy, gdy Kasi wycinali wyrostek, pamiętasz?
— Pamiętam! — syknęła zjadliwie. — Przypełzałeś, gdy już dawno po wszystkim, po ośmiu godzinach! Lekarze dawno w domu, a ty z tej swojej „ważnej” roboty!
Jarek tylko machnął głową:
— Mam się rozdwoić? Haruję jak wół, żebyście mieli wszystko. Zapomniałaś, jak męczyłaś mnie o nowe mieszkanie? „Przeprowadźmy się, sąsiedzi hałasują, brudno na podwórku, daleko do metra…”
— Wolałabym zostać w tej starej kawalerce! — wybuchnęła. — Ale z normalnym mężem i ojcem, który choć czasem widzi dzieci, a nie tylko w niedzielę po obiedzie!
Jarek zwalił się na krzesło:
— Słuchaj, umawialiśmy się, nie? Ty w domu, z dziećmi, ja zarabiam. Co się zmieniło?
Ewa otworzyła usta, ale w drzwiach — bum! — rozległy się głosy dzieci i tupot plecaków.
— Później pogadamy — burknęła i wyszła, naciągając sztuczny uśmiech.
Wieczorem, gdy dzieci spały, Ewa siedziała w kuchni, przewijając telefon. Nie płakała — w środku była zdrżtwiała. Dwadzieścia dwa lata małżeństwa, a ich związek przypominał księgowanie: przychody, rozchody, aktywa, pasywa. Kiedy to się tak skomplikowało?
Jarek wszedł cicho.
— Kawy? — spytała, nie patrząc.
— Proszę. — Westchnął. — Ew, musimy porozmawiać.
— O czym? Wszystko jasne. Lecisz pojutrze. Ja z Miśkiem jadę sama.
— Słuchaj… — Podszedł, położył ręce na jej ramionach. — Wiem, iż ci ciężko. Ale to dla mnie ważne.
— Ważniejsze od nas? — Spojrzała mu w oczy. Widział w nich nie złość, tylko zmęczenie i rozczarowanie.
— Robię to dla was.
— Nie, Jarku. Dla siebie. Dla kariery. Dzieci i ja jesteśmy na drugim planie.
— Nieprawda.
— Prawda. Wiesz, co Miś powiedział o operacji? „Dobrze, iż tata będzie w delegacji, bo by się stresował przez pracę”. Jedenaście lat, a już wie, iż musi się dostosować.
Jarek milczał.
— A Kasia pytała, czy będziesz na jej obronie. Nie dlatego, iż chce, tylko boi się, iż znów „będziesz zajęty”.
— Postaram się — mruknął.
— „Postaram się” — powtórzyła. — Zawsze to „postaram się”. Wiesz, kiedy zrozumiałam, iż wybrałeś pracę? Gdy miałam poronienie. Pamiętasz? Przyleciałeś po dwóch dniach, gdy już mnie wypisali.
— Były negocjacje w Chinach…
— Właśnie. Twoje negocjacje. A ja straciłam dziecko. Sama.
Jarek przetarł twarz.
— Nigdy o tym nie mówiłaś.
— Co by to zmieniło? Przeprosiłbyś, obiecał, iż nigdy więcej… i znów wybrałbyś pracę.
— Może powinnaś porozmawiać z psychologiem?
— Oczywiście — uśmiechnęła się gorzko. — Problem we mnie, a nie w tobie, co?
— Nie o to mi chodzi. Przesadzasz.
— Przesadzam? — Odwróciła się gwałtownie. — Kiedy ostatnio byłeś na wywiadówce? Znasz wychowawcę Miśka? Wiesz, jaki temat ma praca Kasi?
Milczał.
— Właśnie. Przeoczyłeś nasze życie. I przez cały czas to robisz.
Napił się kawy i skrzywił — za mocna. Jak zawsze, gdy była zdenerwowana.
— Mogę wziąć urlop latem. Całą rodziną gdzieś pojedziemy.
— Kasia leci z przyjaciółmi nad morze, a Miś zapisał się na obóz.
— Mogłaś uprzedzić! — w głosie Jarka zabrzmiała irytacja.
— Uprzedzałam. Dwukrotnie. Powiedziałeś: „Zaplanuj, zobaczymy”. Zaplanowaliśmy.
Przetarł oczy.
— Przepraszam. Nie pamiętam.
— Wiesz, co najgorsze? — spojrzała gdzieś ponad nim. — Że zaczynam rozumieć, iż bez ciebie jest mi lżej. Gdy jesteś, cały czas czekam, iż wreszcie będziesz z nami… nie tylko ciałem. I zawsze się rozczarowuję.
— Czego ode mnie chcesz? Żebym zrezygnował? Zwolnił się?
— Chcę, żeby dzieci miały ojca, nie bankomat. Żebym ja miała męża, nie współlokatora.
— Nie rzucę kariery w pięćdziesiątce.
— Nie musisz. Znajdź równowagę.
— Próbuję! — podniósł głos, ale zaraz zniżył, pamiętającDopiero gdy zobaczył łzy w oczach syna, gdy ten szepnął: “Tato, tak się bałem, iż cię nie będzie”, Jarek zrozumiał, iż żaden awans nie jest wart tych chwil, które już nigdy nie wrócą.