**Dziennik Anny Kowalskiej**
*Wybrał pracę, nie mnie.*
Ty… ty… Nie wierzę własnym uszom! To się w głowie nie mieści! Twoja przeklęta praca, twoje pilne telefony, twoje niekończące się wyjazdy! Anna strąciła ze stołu filiżankę, która roztrzaskała się w drobny mak na ścianie, rozchlapując resztki kawy po podłodze. Odłamki szkła rozsypały się jak konfetti.
Przestań się rzucać, no co ty jak dziecko! Sławek choćby głosu nie podniósł, a to wkurzało ją jeszcze bardziej. W środku gotowało się jak w garnku, a on stał jak słup soli. Nie mogę odwołać tego wyjazdu, zrozum w końcu. To decyduje o awansie.
Awansie?! aż się zakrztusiła ze złości. Twój awans zawsze, ale to zawsze był ważniejszy niż my! Pamiętasz, jak opuściłeś rozdanie dyplomów Kasi, choćby nie zadzwoniłeś w moje urodziny, choć przypominałam tydzień wcześniej! A teraz to! Mikołaj ma operację za dwa dni, a ciebie poniosło do tego twojego… Gdańska!
Do Warszawy automatycznie poprawił Sławek i od razu pożałował.
Jakby do Australii! Anna machnęła rękami jak wiatrak. Nie będziesz przy swoim synu, kiedy będą podawać narkozę! Kiedy będzie przerażony, kiedy ja będę wariować ze strachu! A wszystko przez jakiś twój bezwartościowy papier z podpisem!
Sławek gwizdnął przeciągle i przetarł twarz dłonią. Pod oczami sińce, nierówny zarost, ale wzrok uparty, jak zawsze.
No przecież to głupi kontrakt… To szansa na stanowisko dyrektora finansowego, ty nie rozumiesz? Szedłem do tego dwadzieścia lat, całe życie. Zresztą, u Mikołaja to rutynowa operacja, czemu się tak spinasz? Migdały, nie rak mózgu.
Tak, tak! A co, jeżeli coś pójdzie nie tak? Co wtedy?! Anna wpiła paznokcie w dłonie.
Nic nie pójdzie machnął ręką. Rozmawiałem z lekarzem.
Ale jeżeli jednak?! jej głos przeszedł w piski.
Usiądź wreszcie! warknął. jeżeli coś się stanie, wsiadam w samolot i wracam! Jak wtedy, gdy Kasi wycinali wyrostek, pamiętasz?
O, pamiętam! syknęła zjadliwie. Przypełzałeś, gdy już dawno po wszystkim, po ośmiu godzinach! Lekarze dawno w domu, a ty dopiero schodzisz z trapu, bohater!
Sławek tylko pokręcił głową:
Mam być z gumy? Nie mogę być w dwóch miejscach naraz, Aniu. Haruję jak wół, żebyście mieli wszystko. Zapomniałaś, jak mi głowę zawracałaś o nowe mieszkanie?
Wolałabym zostać w tej komunistycznej klitce! wybuchnęła. Ale z normalnym mężem i ojcem, który widzi dzieci częściej niż w niedzielę po obiedzie!
Sławek zwalił się na krzesło jak worek kartofli:
Słuchaj, umawialiśmy się, nie? Ty w domu, dzieci, gospodarstwo. Ja zapieram w robocie, pieniądze do domu. Co się zmieniło? Kiedy to nagle stało się problemem?
Anna otworzyła usta, by cisnąć mu w twarz całą prawdę, ale w przedpokoju rozległ się łomot drzwi się otwarły, wpadły dzieci, plecaki spadły na podłogę.
Dobra, pogadamy później burknęła i wyślizgnęła się z kuchni, naciągając sztuczny uśmiech. Tak nienaturalny, iż aż bolały policzki.
*Wieczorem, gdy dzieci już spały…*
Anna przewijała bezmyślnie telefon na kuchennym stole. Nie płakała w środku czuła tylko zdrętwienie. Dwadzieścia dwa lata małżeństwa, a z każdym rokiem ich relacje przypominały księgową tabelę: przychody, rozchody, aktywa, pasywa. Kiedy to wszystko stało się tak skomplikowane?
Sławek wszedł i usiadł naprzeciw.
Kawy chcesz? spytała, nie podnosząc wzroku.
Chcę. Ania, musimy porozmawiać.
O czym? wstała, włączając czajnik. Wszystko jasne. Lecisz pojutrze. Ja z Mikołajem jedziemy do szpitala sami.
Posłuchaj Sławek położył dłonie na jej ramionach. To dla mnie ważne.
Ważniejsze niż my? odwróciła się. W jego oczach nie było złości, tylko zmęczenie i rozczarowanie.
To wszystko dla was szepnął.
Nie, Sławku pokręciła głową. Dla twojej dumy, twojej kariery. My od lat jesteśmy na drugim planie.
Nieprawda.
Prawda. Wiesz, co Mikołaj powiedział o operacji? *”Dobrze, iż to w czasie wyjazdu taty, bo by się stresował przez pracę”*. Jedenaście lat, a już wie, iż musi się dostosować.
Sławek milczał.
A Kasia pytała wczoraj, czy przyjdziesz na jej obronę licencjatu. Nie dlatego, iż cię chce widzieć, tylko boi się, iż znowu będziesz *”zajęty”*.
Postaram się bąknął.
*Postaram się* powtórzyła. Zawsze to *postaram się*. A wiesz, kiedy zrozumiałam, iż wybrałeś pracę? Gdy miałam poronienie. Pamiętasz? Dziesięć lat temu. Przyleciałeś dwa dni po tym, jak mnie wypisali.
Były w Chinach negocjacje zaczął.
Właśnie skinęła głową. Ty miałeś negocjacje. A ja straciłam dziecko. Sama.
Zacisnęła dłonie na młynku do kawy.
Nigdy o tym nie mówiłaś.
Co by to zmieniło? Przeprosiłbyś, obiecał, iż *więcej tak nie będzie*, a potem znowu wybrałbyś pracę.
Sławek przetarł oczy:
Może powinnaś porozmawiać z psychologiem.
Oczywiście zaśmiała się krótko. Problem we mnie? Nie w tym, iż mąż stał się *gościem od przelewów*?
Przesadzasz.
Przesadzam? Kiedy ostatnio byłeś na wywiadówce? Albo wiesz, kto uczy Mikołaja? Albo jaki temat ma Kasia na licencjat?
Mogę wziąć urlop latem zaproponował. Pojedziemy gdzieś.
Kasia leci z przyjaciółmi nad morze, Mikołaj ma obóz piłkarski przypomniała.
Mogłaś mnie uprzedzić! w głosie zadrżała irytacja.
Uprzedzałam. Dwukrotnie. Powiedziałeś: *”zaplanujcie, potem zobaczymy”*. Zaplanowaliśmy.
Przepraszam. Nie pamiętam.
Najgorsze? patrzyła gdzieś za niego. Że zaczynam rozumieć, iż bez ciebie jest mi… lżej. Gdy jesteś











