Wybrałam cię…
Od pierwszych zajęć na uczelni dwie dziewczyny zwróciły na siebie uwagę. Obie ładne, w pewien sposób podobne do siebie. Od tamtej pory zawsze widywano je razem.
Alicja wierzyła, iż zasługuje na więcej niż życie w małym prowincjonalnym miasteczku, jak jej rodzice. Matka pracowała jako sprzedawczyni, ojciec był murarzem, no i oczywiście pił. Po skończeniu szkoły oznajmiła, iż wyjeżdża do Warszawy na studia.
Rodzice pokiwali głowami, ale nie protestowali. Uznali, iż może jej się powiedzie lepiej niż starszej siostrze, która wyszła za mąż nieudanie i teraz sama wychowywała dwoje dzieci. Nie mogli przysyłać dużo pieniędzy, ale warzywa z ogródka i przetwory wysyłali z okazją. Sąsiadka pracowała jako konduktorka w pociągach do Warszawy.
W stolicy Alicja postanowiła zrobić wszystko, by już nie wracać do domu. Zaprzyjaźniła się z Małgosią głównie dlatego, iż ta była rodowitą warszawianką. Jej ojciec był lekarzem, matka ekonomistką. Porządna, inteligencka rodzina.
Małgosia współczuła Alicji, a ta to wykorzystywała. Narzekała, iż buty się rozpadają, a na nowe nie ma pieniędzy. Małgosia od razu pożyczała parę. Nie ma w czym iść na imprezę? Małgosia oddawała swoją sukienkę, na szczęście miały podobną sylwetkę. Alicja często zostawała u przyjaciółki na noc, zwłaszcza w czasie sesji. W akademiku się nie dało uczyć.
Alicja nienawidziła nauki, ale wkuwała, choć marzyła o balangach. No cóż, skończy studia, zadomowi się w Warszawie, to się wyszaleje.
Małgosia przeciwnie – wszystko przychodziło jej z łatwością. Alicja zazdrościła, choć nie okazywała tego. Jak to często bywa, obie zakochały się w tym samym chłopaku, przystojnym i wysportowanym. Przyjechał do stolicy z garnizonowego miasteczka, gdzie służył jego ojciec. niedługo stworzyli paczkę, wszędzie chodzili we trójkę.
„Krzysiek, ty z nimi jak, na zmianę czy razem? Podziel się jedną” – śmiali się koledzy.
Nawet wykładowcy żartowali, pytając, w której się zakochał.
Krzysiek ignorował docinki. Wolał spokojną i delikatną Małgosię. Ale bał się to okazać, by nie pomyśleli, iż wybrał ją dla warszawskiego adresu.
Na wykładach często „przypadkiem” dotykał jej biodra kolanem, pochylał głowę, jakby chciał coś powiedzieć. To, czego inni nie widzieli, Alicja od razu wyłapywała po ich napiętych minach. Zalewała ją wtedy fala złości na niesprawiedliwość. Małgosia urodziła się w Warszawie, w dobrej rodzinie, a teraz jeszcze ukochał ją najlepszy chłopak.
Krzysiek miał dość ukrywania uczuć – wyznał miłość Małgosi, a Alicji coraz wyraźniej dawał do zrozumienia, iż jest trzecim kołem u wozu. Paczka się rozpadała. Alicja nie chciała tracić ani przyjaciółki, ani ustępować jej chłopaka.
Więc zaczęła planować, jak przywrócić sprawiedliwość, jak rozbić ten związek. Nie mogła działać frontalnie – musiała sprawić, by Małgosia i Krzysiek się pokłócili. Nie mogła zwlekać. Trzeci rok dobiegał końca, zostawała tylko sesja. A nuż do końca studiów się pobiorą?
„Żeby chociaż nogę złamała i siedziała w domu. Nie, wtedy Krzysiek by ją nosił. Niech lepiej osypie się pryszczami. Kupię jej truskawki…” – myślała Alicja.
Los jednak chronił Małgosię. Nogi nie złamała, a pryszcze wyskoczyły samej Alicji.
Przed sesją Krzyśkowi poważnie zachorowała matka. Dogadał się w dziekanacie, iż zaliczy egzaminy w sierpniu, i wyjechał. Na dworze było słonecznie i ciepło, co w Warszawie rzadkie. Lepiej leżeć na plaży niż kuć książki. Po pierwszym egzaminie dziewczyny szły przez miasto. Alicja zatrzymała się przed wystawą salona ślubnego.
„Jaką suknię byś wybrała na ślub?” – spytała Małgosię.
„Nie wiem, nie myślałam o tym.”
„Nie wierzę. Wszystkie dziewczyny marzą o białej sukni. Ja bym chciała taką” – Alicja wskazała model z bujnym tiulem. „Pasowałaby mi, jak myślisz? Słuchaj, wejdźmy, przymierzymy? Za to nie biorą pieniędzy.”
„Daj spokój. W taki upał spocisz się w nylonie. Chodźmy lepiej na lody” – Małgosia ciągnęła ją dalej.
„No Małgoś, no wejdźmy. Będę panną młodą, szukam sukni, a ty druhna albo świadkowa” – nalegała Alicja.
„Mierzenie sukni bez oświadczyn to zła wróżba, nie wyjdziesz za mąż” – przekonywała przyjaciółkę Małgosia.
„Bzdury, babskie przesądy. Przecież wybiera się suknię wcześniej, nie na ostatnią chwilę. Wszyscy tak robią i wychodzą za mąż. Tylko jedną przymierzę, no proszę” – błagała Alicja.
„No dobra” – w końcu się zgodziła.
W salonie przywitała je znudzona i zgrzana sprzedawczyni.
Alicja wczuła się w rolę panny młodej i wybrzydzała. W końcu wybrała model i poszła do przymierzalni. Małgosia przyznała, iż suknia jest piękna i pasuje Alicji. Gotowa do ołtarza, byle z kim.
„Mamy świetną suknię, ale mało komu pasuje. Pani jest szczupła, będzie idealnie. Zrobię dobrą zniżkę” – powiedziała sprzedawczyni do Małgosi.
„To nie ja wychodzę za mąż, tylko koleżanka” – zmieszała się Małgosia.
„To się może zmienić. Niech pani przymierzy” – uśmiechnęła się sprzedawczyni.
Małgosia weszła do kabiny. Gdy wyszła, Alicji zaparło dech. Suknia wyglądała, jakby szyto ją specjalnie dla Małgosi, leżała idealnie. Żadnych koronek, a wyglądała elegancko.
„Brakuje welonu” – zauważyła Alicja.
„Do tego modelu lepsza diademka” – podpowiedziała sprzedawczyni.
„To przynieście” – kapryśnie poprosiła Alicja, ukrywając irytację i zazdrość. Wszystko tej Małgosi wychodziło idealnie. Spojrzała w lustro – jej suknia nagle wydała się tandetna. Sprzedawczyni przyniosła gałązkę z kryształkami. Sprawnie spięła włosy, przypięła ozdobę.
Alicja patrzyła na przyjaciółkę z zawiścią.
„Mogę panią sfotografować? Wygląda pani cudownie” – poprosiła sprzedawczyni.
„Ja też” – sięgnęła po telefon Alicja, uśmiechając się fałszywie, bo właśnie wpadła na pomysł, jak wykorzystać to zdjęcie, by rozdzielić Małgosię i Krzyśka.