Wybór miłości…

polregion.pl 3 dni temu

Ja wybiorę ciebie…

Od pierwszych zajęć na uczelni dwie dziewczyny od razu zwróciły na siebie uwagę. Obie ładne, choćby trochę do siebie podobne. Od tamtej pory zawsze widywano je razem.

Kinga uważała, iż zasługuje na więcej niż całe życie w małym prowincjonalnym miasteczku, jak jej rodzice. Mama była ekspedientką, tata budowlańcem – no i oczywiście pił. Po maturze oświadczyła, iż wyjeżdża do Warszawy na studia.

Rodzice pokiwali głowami, ale nie protestowali. Stwierdzili, iż może będzie miała więcej szczęścia niż starsza siostra, która nieudanie wyszła za mąż i teraz sama wychowywała dwójkę dzieci. Za dużo pieniędzy nie wyślą, ale warzywa z ogródka i przetwory będą przysyłać okazją. Sąsiadka pracowała jako konduktorka w pociągach właśnie na trasie do Warszawy.

Gdy znalazła się w stolicy, Kinga postanowiła zrobić wszystko, by nie wracać do domu. Z Anią zaprzyjaźniła się właśnie dlatego, iż ta była prawdziwą warszawianką. Jej ojciec lekarzem, mama ekonomistką – porządna inteligencka rodzina.

Ania żywiła współczucie do Kingi, a ta to wykorzystywała. To narzekała, iż buty się rozpadają, a na nowe nie ma pieniędzy. Ania od razu pożyczała parę z zapasu. Nie ma w co się ubrać na imprezę? Ania oddawała choćby nową sukienkę, na szczęście miały podobną figurę. Kinga często zostawała u koleżanki na noc, zwłaszcza w czasie sesji. W akademiku się nie dało uczyć.

Kinga nienawidziła nauki, ale wkuwała, choć marzyła o chodzeniu po klubach. Nic nie szkodzi – skończy studia, złapie się w Warszawie, wtedy się wyszaleje.

Ani wszystko przychodziło łatwo, bez wysiłku. Kinga zazdrościła, choć nie okazywała tego. Jak to bywa, obie zakochały się w tym samym chłopaku – przystojnym, wysportowanym. Przyjechał do Warszawy z wojskowego osiedla, gdzie służył jego ojciec. niedługo stworzyli paczkę, wszędzie chodzili we trójkę.

„Krzysiu, to jak z nimi jesteś? Po kolei czy naraz? Podziel się jedną” – żartowali kumple.

Nawet wykładowcy pytali żartem, w której się zakochał.

Krzyś nie przejmował się docinkami. Wolał spokojną i łagodną Anię. Ale bał się to okazać, by nie myśleli, iż wybrał ją przez warszawskie korzenie.

Na wykładach czasem „przypadkiem” dotykał jej kolanem, pochylał głowę, jakby chciał coś szepnąć. Tego, co umykało innym, Kinga od razu łapała po napiętych minach w takich chwilach. I zalewała ją fala złości na niesprawiedliwość. Nie dość, iż Anka urodziła się w Warszawie, w dobrej rodzinie, to jeszcze uwiódł ją najlepszy chłopak.

Krzyś miał już dość ukrywania uczuć. Wyznał miłość Ani, a Kingę coraz wyraźniej odsuwał. Paczka się rozpadała. Kinga nie zamierzała się poddać. Nie chciała stracić Ani, ani oddać jej Krzysia.

I zaczęła knuć, jak przywrócić sprawiedliwość, jak rozbić ich związek. Nie można działać frontalnie – trzeba sprawić, by pokłócili się i zerwali. Nie mogła zwlekać. Kończył się trzeci rok, została sesja. A nuż do czwartego wezmą ślub?

„Żeby chociaż nogę złamała i siedziała w domu. Nie, wtedy Krzyś by ją nosił na rękach. Niech się lepiej osypie pryszczami. Kupię jej truskawki…” – myślała Kinga.

Los jednak dziwnie chronił Anię. Nogi nie złamała, a pryszcze wyskoczyły samej Kindze.

Przed sesją Krzysiowi poważnie zachorowała matka. Uzgodnił w dziekanacie zaliczenia w sierpniu i wyjechał. Była słoneczna, letnia pogoda – rzadkość dla Warszawy. Lepiej leżeć na plaży niż ślęczeć nad książkami. Po pierwszym egzaminie koleżanki szły przez miasto. Kinga zatrzymała się przed wystawą salonu ślubnego.

„Którą suknię byś wybrała na ślub?” – spytała Anię.

„Nie wiem, nie myślałam o tym.”

„No nie wierzę. Każda dziewczyna marzy o białej sukni. Ja bym chciała taką” – Kinga wskazała model z bujną spódnicą. „Pasowałaby mi, co? Słuchaj, wejdźmy, przymierzymy? Za to nie biorą pieniędzy.”

„Daj spokój. W taki upał spocisz się w nylonie. Chodźmy lepiej na lody” – Ania pociągnęła ją od witryny.

„No Aniu, no wejdźmy. Będę niby panną młodą, szukam sukni, a ty druhną…” – błagała Kinga.

„Przymierzać suknię, gdy nikt ci nie złożył oświadczyn – to zły znak, nie wyjdziesz za mąż” – próbowała przemówić jej do rozumu Ania.

„Bzdury, starocie. I tak będziesz wybierać wcześniej, a nie na ostatnią chwilę. Wszyscy tak robią i wychodzą za mąż. Tylko jedną przymierzę, no proszęęę…”

„No dobra” – Ania w końcu się zgodziła.

W salonie przywitała je znudzona i zgrzana sprzedawczyni.

Kinga wczuła się w rolę panny młodej, wybrzydzając przy oglądaniu sukien. Wybrała ulubioną i poszła do przymierzalni. Ania przyznała, iż suknia śliczna i Kingę w niej jak marzenie. Gotowa do ślubu, byle z kim.

„Mamy wyjątkową suknię, ale mało komu pasuje. Pani jest szczupła, będzie idealnie. Zrobię dobrą zniżkę” – powiedziała sprzedawczyni do Ani.

„To nie ja wychodzę za mąż, tylko koleżanka” – zmieszała się Ania.

„To się może zmienić. Niech pani tylko przymierzy” – uśmiechnęła się.

Ania weszła do kabiny. Gdy wyszła, Kinga zaparło dech. Suknia wyglądała, jakby uszyta specjalnie dla Ani. Żadnych koronek, a wyglądała elegancko.

„Brakuje welonu” – zauważyła Kinga.

„Tu welon nie pasuje, lepsza diademka” – podpowiedziała sprzedawczyni.

„No to przynieś” – kapryśnie poprosiła Kinga, kryjąc irytację.

Wszystko tej Ani leżało jak ulał. Kinga spojrzała w lustro – jej suknia nagle wydała się tandetna. Sprzedawczyni przyniosła gałązkę z kamykami. Sprytnie spięła włosy Ani, przypinając ozdobę.

Kinga patrzyła z zazdrością.

„Mogę panie sfotografować? Pani w tym wyjątkowo piękna” – poprosiła sprzedawczyni.

„I ja” – KingKiedy Krzyś przytulił ją mocno w ciemności, Ania poczuła, iż w końcu odnalazła to, czego szukała całe życie.

Idź do oryginalnego materiału