Wieczorem po pracy Weronika wstąpiła do sklepu koło bloku. Już stała przy kasie, gdy dostrzegła ciocię Jadzię. Kiedyś pracowała razem z moją mamą. Za każdym razem, gdy spotykała przyjaciółkę matki, Weronika zatrzymywała się, by zamienić słowo.
Zapłaciła, odeszła od kasy i czekała na ciocię Jadzię przy wyjściu.
– Dzień dobry – przywitała się Weronika z podchodzącą kobietą. – Dawno pani nie widziałam.
– Weronuniu, dzień dobry. Chorowałam, nie wychodziłam z domu. Chodź, muszę ci coś powiedzieć.
Weronika poczuła niepokój. Kamil ma szesnaście lat – trudny wiek. A trzynastoletnia Ola już zaczyna interesować się chłopakami. Może coś narozrabiała? W środku zrobiło się nieswojo. Torba z zakupami ciążyła, rączki wbijały się w dłoń aż do bólu. Może wymówić się brakiem czasu, uciec od tej rozmowy? Nie zdążyła. Ciocia Jadzia zatrzymała się i zaczęła szeptać, pochylając się ku jej uchu:
– Nie pomyśl źle, nie plotkuję. Mówię, co sama widziałam. Nie jesteś mi obca, przecież patrzyłam, jak dorastałaś. Twój Marek zachodzi do sąsiedniego bloku, do młodej kobiety. Jej okna są akurat naprzeciwko moich. Jak tylko przychodzi, ona od razu zaciąga zasłony.
Weronikę oblało zimno, a potem rzuciło ją w gorączkę. Nie spodziewała się takiego zwrotu akcji. Od wielu rzeczy, ale nie od Marka.
– Postanowiłam cię uprzedzić. Sama jestem niespokojna. Macie dwoje dzieci. A jeżeli to u niego coś poważnego? Powinnaś interweniować, porozmawiać z mężem, póki nie jest za pWeronika wzięła głęboki oddech i zdecydowała, iż dziś wieczorem, gdy dzieci pójdą spać, spokojnie porozmawia z Markiem – prawda, choćby najboleśniejsza, zawsze jest lepsza niż niepewność.