Chcesz dołączyć do załogi drewnianej fregaty Götheborg i za darmo opłynąć Europę? Choć na pierwszy rzut oka taka perspektywa wygląda zbyt pięknie, by była prawdziwa, nie kryje się za nią żaden haczyk. Wiemy, co trzeba zrobić, by zamustrować na szwedzki żaglowiec.
Krzysztof Romański, 30.01.2023 r.
Rejs pod płóciennymi żaglami Gotheborga to niezapomniane przeżycie. Spanie w hamakach, codzienne zmagania z konopnymi, smołowanymi linami, wachta na oku na bukszprycie – to tylko niektóre elementy specyfiki życia na tej wyjątkowej fregacie. Żaglowiec zimę spędza w porcie w Barcelonie, a wiosną miał ruszyć do Chin, jednak ze względu na niepewną sytuację w kraju środka armator zdecydował zawiesić plany wyprawy i pozostać w tym roku w Europie (informowaliśmy o tym tutaj). Właśnie ogłoszono, iż poszukiwane są osoby, które dołączą do załogi w pierwszym okresie rejsów na naszym kontynencie. Chodzi o przejście z Morza Śródziemnego na Północne drogą przez Gibraltar, Atlantyk i Biskaje.
Zobacz nasz reportaż z rejsu Gotheborgiem
Wyprawa rozpoczyna się w stolicy Katalonii 17 marca, a kończy w północno-zachodniej Francji 30 kwietnia (dokładnej lokalizacji jeszcze nie określono). W międzyczasie przewidziano zawinięcie na kilka dni do Sète w pobliżu Montpellier i prawdopodobnie do jednego z portów portugalskich. Warunkiem darmowego uczestnictwa w rejsie jest udział w całej podróży (chodzi więc o 6 tygodni). To wielka przygoda, ale czasem także ciężka praca – jak to na żaglowcu. Brzmi ciekawie? jeżeli tak, zachęcamy do aplikowania przez zakładkę na stronie armatora. Liczba miejsc jest oczywiście ograniczona.
Historia Gotheborga
Był 12 września 1745 roku. Do portu w Goteborgu po trwającej ponad 2 lata wyprawie wracał trzymasztowy żaglowiec. Jego ładownie wypełnione były drogocennymi towarami z Chin – jedwabiem, porcelaną i herbatą. Flagowa jednostka Szwedzkiej Kompani Wschodnioindyjskiej (Svenska Ostindiska Companiet), która do służby weszła w 1738 roku, kończyła swój trzeci rejs do Azji. Na nabrzeżu oczekiwały tłumy – stęsknione żony, wysocy urzędnicy oraz setki ciekawskich. I nagle stało się coś, czego się nikt nie spodziewał. Gotheborg gwałtownie zszedł z kursu i z hukiem uderzył w podwodną skałę Knipla Boro, której istnienie i lokalizacja nie była dla nikogo tajemnicą. Na pewno wiedział też o niej doświadczony pilot, obecny tego dnia na mostku. Mimo słonecznej aury i doskonałych warunków nawigacyjnych, doszło do katastrofy, której przyczyny nie są jasne do dziś. Przez dziury w rozerwanym poszyciu do wnętrza kadłuba gwałtownie dostała się woda. Dumny żaglowiec nabrał przechyłu i zaczął znikać w odmętach Kattegatu. Statek za rufą miał ponad 35 tysięcy mil. Do bezpiecznego portu zabrakło mu… 900 metrów. Na szczęście wszystkich członków załogi udało się uratować. Zginęły za to dzienniki pokładowe, co niektórym historykom każe przypuszczać, iż zatonięcie mogło być nieprzypadkowe. Istnieją teorie wedle których Gotheborg poszedł na dno, by uniknąć zapłacenia podatków od drogocennego ładunku. Jak było naprawdę, chyba już nigdy się nie dowiemy.
Niemal idealna replika
Współczesny Gotheborg jest repliką tamtego feralnego żaglowca. Budowa rozpoczęła się w 1995 roku i trwała niemal dekadę – o wiele dłużej niż pierwowzoru, który powstawał półtora roku. Skąd taka różnica? Chodziło o to, by do rekonstrukcji zastosować metody i surowce jak najbardziej zbliżone do tych XVIII-wiecznych. Długo poszukiwano drewna o adekwatnej jakości i wieku. Odpowiednie dęby znaleziono dopiero w Niemczech i Polsce. Trzeba też było sporządzić projekt wykonawczy, bazując jedynie na rycinach i dokumentach, ponieważ oryginalne plany Gotheborga sprzed stuleci nie istnieją. Sporo czasu zajęła też sama nauka techniki szkutniczej sprzed dwóch stuleci. Ciekawostką jest to, iż choćby gwoździe używane do budowy, tworzone były manualnie, tak jak to drzewiej bywało. Statek jest oczywiście wyposażony w zdobycze nowoczesnej technologii – radary, radiostację, system GPS czy silnik Volvo o mocy 1100 koni mechanicznych. Bez tego nie byłoby mowy o uzyskaniu certyfikatów bezpieczeństwa wymaganych w naszych czasach.
Wodowanie i dziewicza podróż
6 lipca 2003 roku uroczyście zwodowano kadłub, a ceremonię obecnością zaszczycili członkowie szwedzkiej rodziny królewskiej. Statek ostatecznie wszedł do służby w 2005 roku i zaraz wziął kurs na Daleki Wschód – do Chin. Dziewicza podróż miała symboliczny wymiar – była kopią handlowej trasy pierwowzoru. Po drodze Gotheborg odwiedził 12 portów w 12 krajach, m.in. w Hiszpanii, Brazylii, RPA i Indonezji. W każdym z nich wymieniana była część załogi, do której dołączali wolontariusze z poszczególnych państw. Powracającą do Szwecji po 2 latach jednostkę witały w macierzystym porcie tłumy, na czele z królem Karolem Gustawem oraz… prezydentem Chin Hu Jintao, przybyłym specjalnie na tę okazję. W 2013 roku statek po raz pierwszy – i jak do tej pory jedyny – zawinął do Polski. Wziął udział w finale The Tall Ships Races w Szczecinie.
Koszt budowy współczesnego Gotheborga zamknął się w kwocie około 40 milionów dolarów. 40 procent pochodziło z budżetu państwa, resztę dołożyli sponsorzy – m.in. Stena Line. Wiodący operator promowy ma bowiem siedzibę właśnie w Goteborgu. Całkowita długość żaglowca to 58 metrów. Na trzech masztach i bukszprycie jednostka nosi żagle o łącznej powierzchni bez mała 2000 metrów kwadratowych. Załogę tworzy maksymalnie 80 osób, z czego ¼ to marynarze zawodowi. Zwraca uwagę bogato zdobiona, wysoka rufa. Pełen ornamentów jest też dziób, na którym znajduje się galion przedstawiający żółtego lwa. Ważnym elementem wyposażenia jednostki jest 10 dział gotowych do oddawania salutów.