Wybieraj, albo stawiasz na nią, albo na nas!

twojacena.pl 3 dni temu

„Decyduj się: albo tam z nią, albo tu z nami”

Po pracy Kinga wstąpiła do osiedlowego sklepu. Już stała przy kasie, gdy zauważyła ciocię Wandę. Niegdyś pracowała razem z mamą Kingi. Zawsze, gdy spotykała przyjaciółkę matki, zatrzymywała się na pogawędkę.

Zapłaciła, odsunęła się od kasy i czekała na ciocię Wandę przy wyjściu.

– Dzień dobry – powiedziała Kinga, gdy kobieta podeszła. – Dawno pani nie widziałam.

– Kinguś, witaj. Chorowałam, nie wychodziłam z domu. Chodź, muszę ci coś powiedzieć.

Kinga się zaniepokoiła. Jasiek ma szesnaście lat – wiek niespokojny. A trzynastoletnia Zosia już się stroi. Może coś nabroiła? Zrobiło się jej nieswojo. Torba z zakupami ciążyła, a plastikowe uchwyty wpijały się w dłoń. Może wymówić się brakiem czasu i uciec? Nie zdążyła. Ciocia Wanda zatrzymała się i szepnęła cicho, pochylając się do ucha Kingi:

– Nie myśl źle, nie plotkuję. Mówię, co sama widziałam. Jesteś mi bliska, przecież cię wychowałam. Twój Krzysiek zagląda do tamtego domu, do młodej kobiety. Jej okna są naprzeciwko moich. Jak tylko przyjdzie, zaraz zasłony zasuwa.

Kingę oblał zimny pot, a pot rzuciło ją w gorączkę. Nie spodziewała się takiego zwrotu akcji. Od Krzysztofa – akurat od niego – nie oczekiwała niespodzianek.

– Postanowiłam cię ostrzec. Sama się martwię. Macie dwoje dzieci. A jeżeli to u niego coś poważnego? Powinnaś porozmawiać z mężem, póki nie jest za późno.

– Tak, idę już, ciociu – Kinga odsunęła się i gwałtownie ruszyła w stronę domu, unikając współczujących spojrzeń, zapominając, iż mieszkają w sąsiednich blokach.

Zadyszana, nie od razu trafiła kluczem do zamka. Weszła, opadła na puf i postawiła torbę przy nogach. Upadła, coś się wysypało. Kinga, oszołomiona, choćby tego nie zauważyła. Na hałas wyszła Zosia, zaczęła zbierać rozsypane produkty.

– Zaniesiesz to na kuchnię, zaraz przyjdę – powiedziała Kinga, odsyłając córkę.

„Jak on mógł? Widziała ciocia Wanda, ktoś inny też mógł zobaczyć. A dzieci? A ja niczego nie zauważyłam…” – myślała, rozbierając się.

– Mamo, jesteś chora? Wyglądasz jakoś… – zaczęła Zosia.

– Idź do pokoju. Daj mi chwilę – ostro odparła Kinga.

Zosia zawahała się, ale zostawiła matkę samą.

„Dobrze, iż Krzyśka nie ma. Mam czas ochłonąć. Gdyby był, pewnie bym mu od razu napędziła strachu. Emocje to zły doradca.”

Wstała, poszła do kuchni, nalała wody i piła małymi łykami, uspokajając się. Trochę ulżyło. Zaczęła robić obiad, ale wszystko wypadało jej z drżących rąk.

Na patelni rumieniły się kotlety, zostało tylko odgrzać ugotowane wcześniej ziemniaki. Co chwilę Kinga podchodziła do okna, próbując znaleźć okno cioci Wandy i to drugie – naprzeciwko.

Drgnęła na dźwięk klucza w zamku. Odwróciła się do kuchenki. Po chwili usłyszała kroki za plecami.

– Świetnie pachnie – rzucił mąż wesoło.

– Przebierz się i umyj ręce, jemy – głos Kingi brzmiał ostro jak struna.

– Coś się stało? – Krzysztof podszedł i zajrzał jej w oczy.

– Spotkałam ciocię Wandę w sklepie – Kinga przełknęła ślinę. – Powiedziała, że… chorowała, nie wychodziła. A ja choćby do niej nie zajrzałam.

– I dlatego się martwisz? – spytał Krzysztof.

– Nie. Powiedziała, iż widziała, jak chodzisz do tamtego domu – szepnęła Kinga, patrząc mu w oczy.

– Co ta stara plotkara ci jeszcze naopowiadała? – zirytował się Krzysztof.

Ale Kinga po jego nerwowym spojrzeniu zrozumiała, iż to prawda. A ona jeszcze się łudziła…

– Ona widziała, inni też. O czym ty myślałeś? A jeżeli dzieci się dowiedzą? – dodała syczącym szeptem, zerkając na drzwi. – Nie wytrzymam tak. Nie potrafię ci wybaczyć. Decyduj się: albo tam z nią, albo tu z nami.

– Kinga… – Krzysztof położył dłonie na jej ramionach.

– Nie dotykaj mnie!

– Mamo, tato, o co się kłócicie? – w drzwiach stanął Jasiek. Kinga choćby nie usłyszała, kiedy wszedł.

– Umyj ręce i zawołaj Zosię, jemy – Kinga wymusiła uśmiech.

Przez kilka dni nie wracali do tej rozmowy, prawie w ogóle się nie odzywali. Napięcie rosło. Kinga liczyła, iż Krzysztof przeprosi, obieca, iż tam nie pójdzie i wszystko wróci do normy. Próbowała sobie wyobrazić życie we trójkę bez niego.

Pewnego dnia, gdy dzieci były poza domem – Jasiek na podwórku, a Zosia u koleżanki na urodzinach – Krzysztof odezwał się:

– Nie mogę tak dłużej. Porozmawiajmy.

– Dobrze – odparła bez entuzjazmu Kinga.

– Nie usprawiedliwiam się, tylko tłumaczę. Jej rodzice zginęli w wypadku, a niedawno zmarła babcia. Wyprowadziła się do jej mieszkania. Pomagałem jej z rzeczami. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Pewnie mi się jej żal zrobiło. Nie wahałbym się zostawić jej, ale… jest w ciąży.

Kinga zachwiała się i złapała za krzesło.

– Nie byłem tam po naszej rozmowie. Spotkała mnie pod blokiem, powiedziała o ciąży. I co mam teraz zrobić? Nie mogę jej tak zostawić.

– A mnie możesz? A dzieci? – Kinga zaczęła się dusić.

– Są już duże. Powinni zrozumieć.

– Chcesz obarczyć ich swoją winą? Wynoś się, teraz, póki ich nie ma – krzyczała Kinga, a łzy spływały jej po twarzy.

Chwyciła pilot i rzuciła nim w ścianę. Rozleciał się na kawałki. Szukała wzrokiem czegoś jeszcze, na czym mogłaby wyładować złość. Ale Krzysztof złapał ją za ręce.

– Uspokój się. Wyjdę. Tylko nie zabraniaj mi kontaktów z dziećmi – poprosił.

– Wynoś się – Kinga zamknęła oczy. – Nie wiem, co teraz zrobię.

Krzysztof puścił jej dłonie, a Kinga osunPo latach wspólnego leczenia ran i budowania na nowo zaufania, Kinga i Krzysztof znaleźli w sobie siłę, by wybaczyć i iść dalej – razem, ale już zupełnie inaczej.

Idź do oryginalnego materiału