Krzysztof siedział przy kuchennym stole, wpatrując się nieruchomo w ścianę przed sobą. Nie było tam nic ciekawego, tak samo jak odpowiedzi na jego pytania. Westchnął i spojrzał z niesmakiem na niedopitą herbatę w szklance, rozcieńczoną do ostatniej kropli. Brakowało już zapasów herbaty, a także pieniędzy, by ją kupić. Krzysztof wstał, wylał płyn do zlewu, opłukał szklankę, nalał z czajnika letniej już wody i wypił.
Jak się tu znalazł? Przecież miał wszystko: pracę, mieszkanie, żonę, córeczkę… I nic z tego nie zostało.
***
Krzysztof miał piętnaście lat, kiedy matka wprowadziła do domu mężczyznę. Przytulała się do niego mocno, trzymając go pod ramię.
— To wujek Stanisław. Będzie z nami mieszkać. Wzięliśmy ślub — powiedziała zawstydzona, bawiąc się drugą ręką kołnierzyka jedwabnej, kwiecistej sukienki.
Wujek Stanisław wyglądał na dużo starszego od matki, był od niżej postury i bardzo chudy. Spokojnie przyglądał się naburmuszonemu nastolatkowi.
Krzysztof nie był już dzieckiem i domyślał się, iż matka ma kogoś. Często wychodziła wieczorami, kłamiąc, iż idzie do koleżanki. Wracała z rozmarzonym spojrzeniem, lekkim uśmiechem na ustach i zetartą szminką. Krzysztofowi choćby podobało się, iż może być sam.
Wszyscy mówili, iż jego matka jest piękna i młoda. Miło było to słyszeć, choć sam Krzysztof tak nie uważał. Matka była po prostu matką, nie gorszą od innych. Ale młoda? Wszyscy powyżej trzydziestki wydawali mu się starzy.
Ojca nie znał. Matka nie lubiła o nim rozmawiać. A teraz wprowadziła do domu wujka Stanisława. Czy im dwojgu było źle? Krzysztof odwrócił się i poszedł do swojego pokoju.
— Krzysztof! — zawołała za nim matka drżącym głosem.
Trzasnął drzwiami.
— Synku, on jest dobry, odpowiedzialny, z nim będzie nam łatwiej. Nie zazdrość, dla mnie zawsze będziesz najważniejszy — mówiła matka, wchodząc później do jego pokoju. — Zaraz usmażę ziemniaki i zjemy kolację. I postaraj się być dla niego miły.
Matka krążyła wokół wujka Stanisława, jej policzki płonęły, a wzrok miał zamglony. Krzysztof desperacko zazdrościł. Czując się winna, matka dawała mu więcej kieszonkowego. Wykupywała się.
— Nie złość się na matkę. Ona jest dobra. Jesteś już duży. Za kilka lat założysz własną rodzinę, myślisz, iż łatwo jej będzie samej? No właśnie. Ja jej nie skrzywdzę — próbował rozmawiać z Krzysztofem wujek Stanisław.
Krzysztof milczał zgryźliwie, choć rozumiał, iż ma rację. Trzeba oddać wujkowi Stanisławowi sprawiedliwość — nigdy nie wypytywał o szkołę czy o to, kim Krzysztof chce zostać.
Po ukończeniu liceum Krzysztof oznajmił matce, iż nie będzie się nigdzie dalej uczył, tylko pójdzie do wojska, czując się teraz zbędny.
— I słusznie. Wojsko to dobra szkoła życia. Szanuję to. A na studia możesz pójść później, zaocznie. Wykształcenie jest ważne. Posłużysz, a tam zdecydujesz, co dalej — powiedział stanowczo wujek Stanisław, przerywając płacz matki.
Po roku Krzysztof wrócił do domu, wyrośnięty i zahartowany. Matka bez końca go przytulała, zastawiła świąteczny stół, jak przystało. Krzysztof po raz pierwszy pozwolił wujkowi Stanisławowi się objąć. Wypił z nim na równi, a nieprzyzwyczajony do alkoholu, gwałtownie się upił.
— Co zamierzasz robić? — spytał wujek Stanisław. — Na studia już za późno, zajęcia się zaczęły. Co umiesz?
— Daj mu odpocząć — wstawiła się matka, głaszcząc syna po ramieniu.
Krzysztof opowiedział, iż w wojsku zdobył prawo jazdy, może prowadzić prawie każdy pojazd, umie też naprawiać.
— No to dobrze. Mój znajomy ma warsztat samochodowy, pogadam z nim, żeby cię wziął. Płaca przyzwoita, ale harować trzeba — powiedział wujek Stanisław.
— Pójdę — odparł Krzysztof.
Po miesiącu dostał pierwszą wypłatę i oznajmił, iż chce wynająć mieszkanie i żyć osobno.
— Nie pozwolę! — zaperzyła się matka. — A kto ci ugotuje? Będziesz wodził za nos kolegów, kobiety…
— Nie krzycz, Elżbieto. Sama nie byłaś młoda? — uciszyKrzysztof roześmiał się, patrząc na uśmiechniętą twarz Nadii, i w końcu zrozumiał, iż życie potrafi być łaskawe choćby dla tych, którzy już stracili nadzieję.