Wujek, czy życie toczy się dalej…

polregion.pl 2 dni temu

Kazimierz siedział przy kuchennym stole, wpatrzony w ścianę przed sobą. Nic tam nie było ciekawego, ani odpowiedzi na jego pytania. Westchnął i spojrzał z niesmakiem na niedopitą herbatę w szklance, rozcieńczoną do ostatnich granic. Zaparzenia już nie było, tak jak pieniędzy, by je kupić. Kazimierz wstał, wylał herbatę do zlewu, opłukał szklankę i nalał ostudzonej wody z czajnika, którą wypił jednym łykiem.

Jak to się stało, iż tu jest? Przecież miał wszystko: pracę, mieszkanie, żonę, córkę… A teraz nie zostało nic.

***

Kazimierz miał piętnaście lat, gdy matka przyprowadziła do domu mężczyznę. Przytulała się do niego mocno, trzymając go pod ramię.

– To wujek Wiesiek. Będzie z nami mieszkał. Wzięliśmy ślub – powiedziała zmieszana, bawiąc się drugą ręką kołnierzyka jedwabnej, kwiecistej sukienki.

Wujek Wiesiek wyglądał na dużo starszego od matki, był niższy od niej i bardzo chudy. Spokojnym wzrokiem przyglądał się naburmuszonemu nastolatkowi.

Kazimierz nie był już dzieckiem, domyślał się, iż matka miała kogoś. Często wychodziła wieczorami, kłamiąc, iż idzie do koleżanki. Wracała z rozmarzonym spojrzeniem, lekkim, winnym uśmiechem na ustach i rozmazaną szminką. Kazimierzowi choćby to odpowiadało – miał wtedy święty spokój.

Wszyscy mówili, iż jego matka jest piękna i młoda. Miło było to słyszeć, choć sam Kazimierz tak nie uważał. Matka to matka, nie gorsza niż u innych. Ale młoda? Każdy po trzydziestce wydawał mu się stary.

Ojca nie znał. Matka nie lubiła o nim mówić. A teraz przyprowadziła wujka Wieśka. Czy im dwojgu było źle? Kazimierz odwrócił się i poszedł do swojego pokoju.

– Kazik! – zawołała za nim matka zduszonym głosem.
Trzasnął drzwiami.

– Synku, on jest dobry, pewny, będzie nam z nim łatwiej. Nie zazdrość, dla mnie zawsze będziesz najważniejszy – powiedziała matka, wchodząc później do jego pokoju. – Teraz usmażę ziemniaki i zjemy kolację. I postaraj się zachowywać przyzwoicie przy nim.

Matka krążyła wokół wujka Wieśka, jej policzki płonęły, wzrok był zamglony. Kazimierz wściekle zazdrościł. Czując się winna, matka dawała mu więcej kieszonkowego. Wykupywała się.

– Nie gniewaj się na matkę. Dobra z niej kobieta. Jesteś już duży. Za kilka lat będziesz miał własną rodzinę, myślisz, iż łatwo jej będzie samej? No właśnie. Ja jej nie skrzywdzę – próbował rozmawiać wujek Wiesiek.

Kazimierz uparcie milczał, choć rozumiał, iż wujek ma rację. Trzeba mu oddać sprawiedliwość – nigdy nie wypytywał o szkołę ani o to, kim Kazimierz chce zostać.

Po skończeniu szkoły Kazimierz oznajmił matce, iż nie będzie się dalej uczył, tylko pójdzie do wojska. CzKazimierz wziął głęboki oddech i pomyślał, iż może jednak warto dać wujkowi Wiesławowi szansę, bo czasem właśnie ci, których najmniej się spodziewamy, stają się naszymi największymi oparciem w życiu.

Idź do oryginalnego materiału