Wtedy przyszedł mi do głowy dobry pomysł, jak wtedy myślałam. Zaproponowałam mężowi, aby spał w kuchni, żeby niemowlę go nie budziło i żeby mógł się wyspać. Teraz mógł spokojnie spać, podczas gdy ja sama nosiłam w pokoju naszą małą marudkę. Dopiero później zrozumiałam, jaki błąd popełniłam

przytulnosc.pl 3 godzin temu

Moja córka ma już pięć lat. Było to długo oczekiwane i zaplanowane dziecko. Byliśmy z mężem w siódmym niebie, kiedy dowiedzieliśmy się, iż będziemy mieli dziecko. Ciąża przebiegała bez problemów i urodziłam córkę bez komplikacji.

W pierwszym tygodniu życia Zosi, bo tak nazwaliśmy córkę, wszystko było idealnie, mąż był cały czas z nami. Potem wrócił do pracy. Zaczął się denerwować z byle powodu. Szczególnie wtedy, kiedy córka płakała. Mąż ma taką pracę, iż musiał pracować również wieczorami w domu, a małe dziecko go rozpraszało. A wtedy akurat Zosia miała problemy z brzuszkiem!

Później Zosia pomyliła dzień z nocą. W dzień spała, a w nocy nie spała. Całą noc nosiłam Zosię na rękach, próbując ją ukołysać. Mąż nie spał razem z nami, co negatywnie wpłynęło na nasze relacje. Zaczęliśmy coraz częściej się kłócić. Wtedy przyszedł mi do głowy dobry pomysł, jak wtedy myślałam. Zaproponowałam mężowi, żeby spał w kuchni. Po tym wszystko się uspokoiło. Dopiero później zrozumiałam, jaki błąd popełniłam.

Na początku wszyscy byli zadowoleni. Mąż się wysypiał, a ja byłam z dzieckiem. Nasze nieporozumienia z mężem ustały. Ale zdarzały się momenty, kiedy potrzebowałam jego pomocy w nocy i szłam go obudzić. Oczywiście, mąż był zirytowany, iż musiał wstawać. Pojawiło się we mnie poczucie winy.

Oddzielne spanie musiało wpłynąć na nasze relacje. Prawie zawsze zasypiałam obok córki, kiedy kładłam ją spać na noc albo podczas karmienia. I tak zostawałam obok niej do rana. Byłam tak zmęczona opieką nad dzieckiem, iż nie miałam siły ani ochoty na męża.

Zrozumiałam, iż muszę coś z tym zrobić. Zaproponowałam mężowi, żeby wrócił spać do sypialni, zgodził się, ale podczas kolejnej choroby córki znów wrócił do kuchni.

Już nie chciał wracać do sypialni. Tłumaczył to tym, iż na łóżku nie ma wystarczająco miejsca dla nas trojga, a samo łóżko skrzypi, przez co Zosia się budzi i zaczyna płakać. Z czasem mąż przeniósł na kuchnię też swój komputer. W sypialni nie miał już po co być.

Nie spędzał czasu z córką. Kiedy szedł do pracy, ona jeszcze spała, a kiedy wracał, ona już spała. W weekendy też nie wykazywał chęci, by być z nami.

Oddaliliśmy się od siebie. Oprócz rozmów o dziecku, nie mieliśmy wspólnych tematów. Mimo to, nigdy nie brał udziału w wychowaniu dziecka. Przez dwa lata spaliśmy osobno.

Do tego czasu córka spała już w swoim łóżku, ale mąż nie wyrażał chęci powrotu do sypialni. W kuchni miał wszystko, czego potrzebował – wygodną kanapę, lodówkę, telewizor i komputer. Wtedy zrozumiałam, iż już mu nie jesteśmy potrzebne.

Zdecydowałam się na poważną rozmowę. Aby poprawić nasze relacje, zaproponowałam wspólny wyjazd na wakacje, ale odmówił, podając wiele powodów. Zrozumiałam, iż naszej rodziny nie da się uratować. Uczucia wygasły, a nie chciałam żyć jak sąsiedzi. Postanowiliśmy się rozwieść.

Rozwód przebiegł szybko. Mnie została mieszkanie, a mężowi samochód. Płaci alimenty i czasem przyjeżdża zobaczyć się z córką.

Przemyślając naszą sytuację, uważam, iż to ja popełniłam błąd, wysyłając męża spać do kuchni. Mąż powinien aktywnie uczestniczyć w wychowaniu dzieci, aby zrozumieć, jakie to trudne. Wtedy bardziej doceniałby i rozumiał swoje żony.

4o

Idź do oryginalnego materiału