Wszystko przez deszcz

twojacena.pl 21 godzin temu

Wszystkiemu winien deszcz
Po południu niebo zasnuło się chmurami, a pod wieczór zaczął padać drobny deszcz. Wiosną ulice wyglądają szczególnie ponuro, zwłaszcza w takie deszczowe dni.

Krzysztof jeździł samochodem po mieście już ponad godzinę, zabijając czas przed wyjazdem. Wieczorem ruch na drogach znacznie przybrał na sile, więc co chwilę stał w korkach lub na światłach. Czas wlókł się niemiłosiernie, ale nie chciał wracać do domu, a na dworzec było jeszcze za wcześnie.

Zatrzymał auto przy chodniku i wyłączył wycieraczki. Drobne krople deszczu pokryły szybę, zniekształcając świat za nią.

Cały tydzień dochodził do siebie po odejściu Dominiki. I przez cały czas nie mógł się z tym pogodzić. Gdyby został w domu, znów by się napił, jak robił to przez ostatnie dni. Bez wina nie mógł zasnąć.

Z Dominiką żyli razem około roku, a przed tym dwa miesiące się spotykali. Na początku było dobrze, choćby bardzo. Już planował, iż latem pojadą na południe, nad morze, i tam oświadczy się Dominice, mimo iż ostatnio często się kłócili. Dominika czepiała się go o byle co, ciągle była na coś zła, wymyślała pretensje.

Tuż przed jej odejściem pokłócili się o jego prezent na Dzień Kobiet. Bukiet holenderskich tulipanów i torebka, o której od dawna marzyła, wydały się jej zbyt skromne.

— Przecież sama chciałaś tę torebkę — oburzył się Krzysztof. — I nie była tania, tak przy okazji.

— Wiedziałam, iż mi ją dasz. Myślałam, iż dołożysz jeszcze coś od siebie, zrobisz niespodziankę. Prezent powinien być zaskakujący, miły.

— No przepraszam, mogłaś dać znać, iż chcesz więcej — powiedział przygnębiony Krzysztof.

— A sam nie mógł domyślić?

I Dominika znów się rozpędziła. Mówiła, iż nie umie zadowolić kobiety, iż mało zarabia. Marek dał Oli futro, a Kasia od swojego chłopaka dostała pierścionek z diamentem.

— Marek kombinuje, zarabia nieuczciwie, chodzi po krawędzi.

— No i co? Przynajmniej ona ma nowe futro i jeździ na europejskie kurorty. A ty taki prawy, więc siedzimy w biedzie.

— Nie przesadzaj, nie jesteśmy biedni. Chciałem dać pierścionek, ale później. Po co ci futro na wiosnę? Poza tym on sporo zaoszczędził, kupując je na wyprzedaży.

— Udajesz, czy naprawdę nie rozumiesz? — Głos Dominiki brzmiał ostro jak szkło na wietrze.

Wszystkie te kłótnie miały przyczynę, Krzysztof choćby domyślał się jaką, ale nie chciał w to wierzyć. Wcześniej też się kłócili, ale nocą się godzili. Tamtej nocy jednak Dominika odwróciła się do niego plecami i klepnęła go po ręce, gdy próbował ją przytulić.

Rano nie odezwała się do niego. Dzwonił przez cały dzień, ale nie odbierała, aż w końcu wyłączyła telefon. Krzysztof ledwo doczekał się wieczoru. W drodze do domu kupił bukiet kwiatów, ale gdy wszedł do mieszkania, znalazł tylko kartkę.

Dominika napisała, iż ma wszystkiego dość, iż jest zmęczona i odchodzi do kogoś, kto jest gotów położyć cały świat u jej stóp. Z szaf zniknęły jej rzeczy i walizka, z którą jeździli na wakacje.

Krzysztof miotał się po mieszkaniu, rzucając wszystkim, co wpadło mu w ręce, zwłaszcza drobiazgami, które Dominika zostawiła lub celowo nie zabrała do nowego, bogatszego życia. Potem wziął worek, wrzucił do niego jej rzeczy. Wylądowały tam też jej szczoteczka do zębów, słoiczek kremu i szlafrok wiszący na wieszaku w łazience. Nie zawahał się, wyniósł worek do śmietnika za blokiem.

Najgorsze było to, iż nie po prostu odeszła, tylko do innego, wystawiając go na pośmiewisko. Tak właśnie się czuł. Nie mógł spać, przeszkadzał mu zapach Dominiki, który wciąż unosił się na poduszkach. Wspomnienia dusiły go. Wstał, sięgnął po butelkę i wypił kieliszek wina. Nie stało się lżej, ale w końcu udało mu się zasnąć na kilka godzin.

Tak mijał cały tydzień. Do pracy przychodził z sińcami pod oczami. Koledzy współczuli. Wszystko odbiło się na jego pracy. Szef zlitował się nad Krzysztofem i zamiast nowicjusza wysłał go na staż do Gdańska, by uleczył złamane serce.

— Zmień otoczenie, odetchnij i wróć w formie — klepnął go po ramieniu.

Po pracy Krzysztof wstąpił do domu, spakował rzeczy do torby sportowej, wrzucił ją do bagażnika i ruszył jeździć po mieście. Szyby auta pokryły się kroplami, za którymi zniknął świat, widać było tylko rozmazane światła mijanych samochodów.

Krzysztof opuścił szybę i zobaczył na budowie szyld kawiarni. Od razu wyobraził sobie przytulną salę ze stolikami, przytłumione światło, cichą muzykę i gwar rozmów — właśnie to, czego potrzebował, by się oderwać. Wysiadł z auta i skierował się do kawiarni. Nie było tam tłoku, ale wszystkie stoliki były zajęte. Przysiadł przy barze i zamówił kawę.

— W barze serwujemy tylko alkohol. Proszę usiąść przy stoliku i zamówić kawę u kelnera — uprzejmie poradził barman.

— Rozumiem — odparł Krzysztof i rozejrzał się po sali, szukając, dokąd się przyczepić. Niedaleko baru zauważył samotną dziewczynę. Przed nią stała filiżanka, którą nerwowo mieszała łyżeczką. Ciemne włosy spięte w kucyk na karku. Delikatny profil z zadziornym noskiem, oczy… Oczy jeszcze nie widział. Patrzyła w filiżankę. Obcisłe spodnie i dopasowany sweter podkreślały jej zgrabną sylwetkę.

„Ciekawe, jakiego ma koloru oczy?” Zapragnął to natychmiast sprawdzić. Z jakiegoś powodu był pewny, iż go nie odtrąci. Podszedł do stolika.

— Mogę? — zapytał i usiadł naprzeciwko.

Dziewczyna podniosła na niego wzrok. Miała zielone oczy. „A Dominika miała brązowe” — przypomniał sobie ni w porę.

— Już pan usiadł — powiedziała.
Podszedł kelner z menu.

— Kawę bez cukru. — Krzysztof spojrzał na jej filiżankę. — Dwie, proszę.

— Nie prosiłam pana — powiedziała z wyrzutem.

Kiedy po latach patrzyli na swoje zdjęcie ślubne, wiszące w salonie, Krzysztof uśmiechnął się i pomyślał, iż najlepsze w życiu decyzje przychodzą niespodziewanie, tak jak tamten deszczowy wieczór.

Idź do oryginalnego materiału