Wszystko przez Ciebie…

newsempire24.com 3 dni temu

Lipcowy upał był nie do zniesienia. Powietrze gęste, ciężkie od wilgoci i kurzu. Kinga oddychała z trudem, rozdymając nozdrza. Serce biło nierówno w piersi, domagając się odpoczynku i chłodu.

U teściowej w sobotę były urodziny, mieli z mężem jechać na działkę. Kinga bardzo tęskniła za synkiem, ale na wsi było mu lepiej niż w mieście. Wyobrażała sobie, jak będzie siedzieć w cieniu rozłożystych jabłoni, pić chłodną wodę ze źródła, oddychać świeżym powietrzem… Ale do soboty trzeba było jeszcze jakoś dotrwać. A upał zdawał się kpić i nie zamierzał ustąpić. Czekaliście na lato? Marzyliście o słońcu? Proszę bardzo, teraz nie narzekajcie.

Autobusy w godzinach szczytu zapchane były spoconymi, lepkimi ciałami, a ciasna, duszna przestrzeń nad głowami przypominała bombę z opóźnionym zapłonem – wystarczyła iskra, by napięcie eksplodowało. Iść pieszo też było gorąco, ale po drodze można było wchodzić do sklepów, ochładzać się pod klimatyzacją, zbierać siły na kolejny odcinek do domu.

Przed nią pojawił się budynek galerii handlowej, Kinga przyspieszyła kroku, tak bardzo chciała jak najszybciej znaleźć się w zasięgu chłodnego nawiewu. W końcu weszła, wdychając pełną piersią orzeźwiające powietrze. Serce z wdzięcznością zaczęło bić spokojniej.

Kinga powoli szła między sklepikami, czasem wchodząc, oglądając i szukając prezentu dla teściowej. Ta oczywiście zawsze mówiła, iż ma już wszystko, nie trzeba wydawać pieniędzy na podarki, liczy się uwaga. Ale Kinga widziała błysk zadowolenia w jej oczach, gdy wręczała jej coś niezwykłego.

Nie wybrawszy niczego, skierowała się ku wyjściu. Po drodze natknęła się na mały stragan z różnościami – od długopisów i spinek po biżuterię. Kinga zatrzymała się, by przedłużyć nieco błogą chwilę w chłodzie, zanim wyjdzie na rozgrzaną słońcem ulicę. Jej wzrok prześlizgnął się po półkach z tanimi błyskotkami i zatrzymał na nietypowej wazie z długą, wąską szyjką, zdobionej jakby mozaiką z kolorowych szkliw. Nigdy czegoś takiego nie widziała.

– Pokażcie proszę – poprosiła młodą sprzedawczynię.

Waza okazała się dość ciężka, wykonana z metalu. Gruba nitka metalu dzieliła jej powierzchnię na asymetryczne komórki wypełnione kolorową emalią, nie jaskrawą, ale jakby przyprószoną kurzem. Sprawiała wrażenie czegoś starego. Wśród krzykliwej tandety wyglądała niezwykle, drogo, efektownie.

– Ile kosztuje? – zapytała Kinga.

Cena przyprawiła ją o zawrót głowy.

– Ręczna robota. Taki egzemplarz jest tylko jeden – z dumą oznajmiła sprzedawczyni.

– To część jakiejś kolekcji? Skąd pochodzi?

– Robi ją pewien niepełnosprawny. Piękne rzeczy, ale mało kto kupuje, za drogie.

– Wezmę – powiedziała Kinga, ulegając nagłemu impulsowi. Pomyślała, iż róża na długiej łodydze będzie w niej wyglądać wspaniale. Ozdobi każdy wnętrze. Teściowa na pewno doceni, lubi wszystko, co niebanalne.

– Czy można ją jakoś ładnie zapakować? – poprosiła.

– Postaram się coś znaleźć – odparła dziewczyna i zaczęła grzebać pod ladą.

Czekając na zapakowanie prezentu, Kinga przyglądała się drobiazgom na ladzie. Do kiosku podeszła młoda kobieta o wyczerpanej, bladej twarzy – choć w taki upał wielu tak wyglądało.

– Witaj, Ewka. Widzę, iż wazę sprzedaliście?

– Tak. – Sprzedawczyni wyprostowała się i spojrzała znacząco na Kingę. Kobieta albo tego nie zauważyła, albo nie chciała zauważyć. – Pieniądze przeleję, jak tylko będę mogła – powiedziała.

– Dobrze, to jutro przyniosę coś jeszcze – pożegnała się kobieta i odeszła.

Kinga nie mogła sobie przypomnieć, skąd ją zna. Nie tylko widywała, ale naprawdę pamiętała. Wpatrywała się za nią. Coś drażniło jej pamięć. Renata… To Renata!

– Podoba się pani? – zapytała sprzedawczyni, kładąc przed Kingą elegancki pakunek z bujną, czerwoną kokardą. – Doliczyć trzeba dwadzieścia złotych.

Kinga przyłożyła kartę do terminala, wzięła prezent i, nie czekając na paragon, ruszyła za kobietą.

Renata szła wolno, nie rozglądając się, z głową pochyloną, jakby rozwiązywała w myślach trudne równanie.

– Renata! – zawołała Kinga.

Kobieta zatrzymała się i odwróciła. Przez chwilę patrzyły na siebie.

– Nie poznałaś mnie? Kinga.

– Czemu nie, poznałam – odparła Renata bez cienia radości. – Ty się prawie nie zmieniłaś, w przeciwieństwie do mnie – uśmiechnęła się krzywo. – Kupiłaś wazę? – skinęła głową w stronę pakunku w rękach Kingi.

– Tak. Bardzo piękna. Teściowa ma w sobotę urodziny, postanowiłam jej podarować. Dziewczyna powiedziała, iż robi ją jakiś niepełnosprawny.

– Mój mąż – odparła Renata.

Szły wzdłuż pasaży. Kinga dostosowała krok do wolnego tempa Renaty.

– Myślałam, iż to starożytność. Twój mąż jest artystą? – dopytywała.

– Artystą też. Tylko nie mów, iż nic nie wiesz. Spadłaś z księżyca? Zresztą, zawsze byłaś nie z tego świata. To Łukasz robi.

– Łukasz? Ale dziewczyna powiedziała, iż to niepełnosprawny.

– I jest. Po wypadku nie chodzi i nigdy nie będzie. Przynajmniej zarobi na kawałek chleba. Trzeba jakoś żyć. Chodźmy do kawiarni, posiedzimy. Nie chce mi się wychodzić na zewnątrz.

Weszły do kawiarni na lewo od wyjścia i usiadły przy stoliku przy drzwiach – jedynym wolnym. Chętnych do odsapnięcia w chłodzie przed dalszą drogą do domu czy załatwieniem spraw było wielu. Kelnerka podeszła, kładąc przed każdą menu.

– Proszę nam przynieść zieloną herbatę i lody śmietankowe na dwie – zamówiła Renata.

Kelnerka skinęła głową, zabrała menu i odeszła.

– Dziwne, właśnie o tobie myślałam. W ogóle często ostatnio cię wspominam. A tu nagle widzę, jak kupujesz wazę Łukasza – powiedziała Renata, patrząc gdzieś obok Kingi.

Kinga westchnęła ciężko, patrząc na okruch lodów rozpuszczający się w zimnej herbacie, i w końcu zrozumiała, iż niektórych ran nie da się już zaleczyć, a przeszłość – choć bolesna – była właśnie tym, czym miała pozostać: zamkniętą księgą, której kart nie warto już przewracać.

Idź do oryginalnego materiału