Wszystko, co do ciebie należy, pozostanie twoje.

newsempire24.com 2 dni temu

W małym miasteczku otoczonym posępnymi górami i szarymi polami, gdzie jesień pachniała wilgocią i melancholią, życie płynęło wolno jak rzeka w dolinie. Na skraju miasta, w domu ukrytym w cieniu starych lip, mieszkała Kinga. Jej życie wydawało się bajką: zamożni rodzice, przestronna willa, troskliwa ciocia Zofia, która zastąpiła jej drugą matkę. Ale za tą sielanką czaił się cień gotowy w każdej chwili wszystko zniszczyć.

“Już dwa tygodnie grzebiesz w jedzeniu, zakochałaś się czy co, Kinguś?” – zapytała Zofia, wycierając ręce w fartuch.

“Jest jeden chłopak” – przyznała się Kinga, czerwieniąc się. “Uczy się na innym roku, przystojny, ale jakby mnie nie widzi. Nie wiem, jak zagadać.”

“Nie waż się pierwsza się narzucać!” – zmarszczyła brwi Zofia. “Nie przystoi dziewczynie biegać za chłopakiem. Za moich czasów…”

“Oj, ciociu Zosiu, nie zaczynaj o waszych czasach!” – zaśmiała się Kinga, kończąc śniadanie. “Dobra, lecę, dziś nie wolno się spóźnić. Wykładowca surowy, wywali z sali.”

“Biegnij, biegnij” – Zofia przeżegnała ją i zamknęła drzwi, westchnąwszy z niepokojem.

Kinga dorastała w dostatku, nie znając odmowy. Rodzice, zapracowani, powierzyli jej wychowanie cioci Zofii, starszej siostrze matki. Wszyscy mówili na nią Zofia Stanisławowa, ale Kinga nazywała ją ciocią Zosią. Była dobrą, ale surową kobietą, uczącą dziewczynkę życia, jakby przeczuwając, iż los nie zawsze będzie łaskawy.

Zofia miała swoje zmartwienie. W młodości, na wsi, wyszła za mąż za leśniczego Kazimierza. Ich miłość nie trwała długo – po roku zaginął. Mówili, iż utonął w bagnie. Szukano go, ale nigdy nie znaleziono. Zofia została sama, bez męża i dzieci. Chciała iść do klasztoru, ale rozmyśliła się: “Co ze mnie za zakonnica? Jeszcze młoda, a języka za zębami nie trzymam.” Została na wsi, aż siostra Halina nie zabrała jej do miasta.

“Zosiu, przyjedź do nas” – namawiała Halina. “My z mężem w pracy, za Kingą popilnujesz, w domu pomożesz.”

“Och, Halinko, z radością!” – odparła Zofia. “Kazio był dobry, już po nim wszystkie łzy wypłakałam. Boję się, iż na wsi z tęsknoty zwiędnę. Za mąż nie chcę. Przyjadę, cały dom na siebie wezmę.”

Tak Zofia stała się częścią ich rodziny, nazywając się gospodynią. Gotowała z sercem, dbała o ogród, sadziła kwiaty. Kinga była dla niej jak córka. Odprowadzała ją do szkoły, kupowała zabawki, szyła sukienki. Dom był pełen ciepła, ale Zofia uczyła Kingę: “Przyzwyczajaj się do pracy, Kinguś. Dziś wszystko masz, a jutro – kto wie? Naucz się gotować – to kobiecy atut. Gdy gotujesz z duszą, przyciągasz do siebie mężczyznę.”

“A ty masz swoje sekrety?” – dopytywała się Kinga.

“A jakże! Każda gospodyni swoje ma” – uśmiechnęła się Zofia.

Kinga zakochała się w Bartku, wysokim chłopaku z sąsiedniego wydziału. Myślała, iż ją ignoruje, ale się myliła. Na uczelni wszyscy wiedzieli, iż Kinga jest z bogatej rodziny. Bartek, syn samotnej matki, był czarujący, ale prosty. Zofia od razu coś przeczuła, gdy Kinga wróciła do domu rozpromieniona.

“Ciociu Zosiu, on mnie zauważył!” – wykrzyknęła. “Po zajęciach spacerowaliśmy, kupił mi lody.”

“Przebiegły, wie, iż dziewczyny słodkie lubią” – zmarszczyła brwi Zofia. “Przyprowadź go, zobaczę.”

Po miesiącu Bartek przyszedł w gości. Zofia ich nakarmiła, bacznie obserwując gościa. Gdy wyszedł, Kinga podskoczyła do niej: “No i jak ci się podoba? Fajny, co?”

“Urodziwy” – odparła Zofia sucho. “Ale nie dla ciebie. Oczy ma chciwe, ledwie wszedł, już wszystkiego się rozglądał. Zazdrość w nim, Kinguś. Nie twój to człowiek.”

“Oj, ciociu Zosiu, co ty wymyślasz!” – obraziła się Kinga. “To moja sprawa, z kim być!”

Zofia westchnęła, martwiąc się o dziewczynę. “Niech kocha – myślała. – Na swoich błędach się nauczy.”

Jej przeczucia się sprawdziły. Po czterech miesiącach zginął złoty pierścionek Kingi. Poza Bartkiem, w domu nikogo obcego nie było. Kinga milczała, nie mówiąc rodzicom, ale wyznała cioci.

“Mówiłam, on wziął” – powiedziała Zofia. “Trzeba zgłosić.”

“Nie trzeba” – błagała Kinga. “Rodzicom nie mówmy, niech się nie martwią. To nasza tajemnica. Z Bartkiem sprawa jasna.”

Zapytała go: “Wiem, iż wziąłeś pierścionek. Nikt inny nie mógł.” Bartek wybuchnął: “Oszalałaś? Po co mi twój pierścionek!” Pokłócili się i rozstali. Zofia pocieszała Kingę, ciesząc się, iż uniknęła większej biedy.

Na przedostatnim roku Kinga poznała Jacka na urodzinach koleżanki Weroniki. Od razu się spodobali i zaczęli się spotykać. Weronika poradziła: “Nie zapraszaj go do domu, Kinga. Sprawdź, czy kocha ciebie, czy twoje pieniądze. Randkujcie u mnie.” Kinga tak zrobiła. Jacek, już pracujący, zabierał ją do teatru, dawał kwiaty, był czuły. Kinga rozpływała się, a choćby Zofia poprosiła, by go pokazała.

Jacek przyszedł do ich domu z bukietami dla Kingi i jej matki. Rodzice przyjęli go ciepło, ale Zofia wydała wyrok: “Nieszczery. Oczy mu biegają, nogami przebiera. Nerwowy, awanturniczy.”

“Ciociu Zosiu, co ty!” – oburzyła się Kinga. “My z Jackiem nigdy się nie kłóciliśmy, on jest dobry!”

Ale los zadał cios. Rodzice Kingi zginęli w wypadku, wracając z sąsiedniego miasta. Zofia, wstrząśnięta żalem, ledwie to przeżyła. Kinga była w rozpaczy, jej świat runął. Pogrzeb zorganizowała administracja, gdzie pracował ojciec. Po stypie zostały we dwie, łykając uspokajające zioła.

“Kinguś, zawsze będę przy tobie” – szeptała Zofia. “Wszystko, co twoje, pozostanie twoje.”

“Nie o tym myślę, ciociu Zosiu” – od”Zrozumiałam w końcu, iż prawdziwa miłość nie patrzy na majątek, ale na serce” — powiedziała Kinga, przytulając swojego synka.

Idź do oryginalnego materiału