Wszyscy się śmiali z biednej staruszki w poczekalni, aż znakomity chirurg ujawnił prawdę…

newsempire24.com 1 tydzień temu

W szpitalu trwa zwykły dzień roboczy. Czekający na wizyty pacjenci zagłębiają się w własne sprawy — niektórzy przeglądają telefony, inni rozmawiają półgłosem, a jeszcze inni wpatrują się w podłogę, licząc minuty do konsultacji. Pielęgniarki przemierzają korytarze pośpiesznie, lekarze kolejno wzywają pacjentów, wszystko płynie zwyczajnym rytmem.

Nagle w poczekalni zapada dziwna cisza. Drzwi uchylają się i wpada starsza kobieta. Ma na sobie znoszone palto, wyblakłe z czasem, a w dłoniach mocno ściska starą skórzaną torbę.

Jej wzrok jest spokojny, ale naznaczony zmęczeniem.

Ludzie zaczynają spoglądać po sobie. Któryś z młodszych szepcze:

— Wie ona w ogóle, gdzie jest?

— Może ma problemy z pamięcią?

— Chyba nie ma złotych na wizytę?

Kobieta milcząco podchodzi do krzesła w kącie i siada, jakby nikogo nie widząc. Nie wygląda na zagubioną, po prostu obcą w tym nowym, sterylnym świecie współczesnej medycyny.

Mija parę minut i nagle otwierają się drzwi z bloku operacyjnego. Do sali pewnie wkracza znany w całym Poznaniu chirurg – doktor Tomasz Nowak, którego nazwisko widnieje na tablicy honorowej przy wejściu. Znają go wszyscy – pacjenci, studenci, koledzy. Wysoki, poważny, w zielonym stroju chirurgicznym, nie mówiąc słowa, podchodzi prosto do staruszki.

— Przepraszam, iż kazałem czekać, pani profesor – mówi chirurg, z szacunkiem dotykając jej ramienia. – Potrzebuję pilnie rady. Utknąłem w martwym punkcie.

Wszyscy w poczekalni zamierają. Szepty milkną. Ludzie nie rozumieją, co się dzieje. Ten człowiek, za którym zwykle uganiają się dziennikarze, stał przed starszą kobietą z niemal namaszczeniem.

Ciszę przerywa jeden z rejestratorek:
— Zaraz… To przecież profesor Jadwiga Szymańska! Ta sama, która dwadzieścia lat temu kierowała oddziałem chirurgicznym właśnie tutaj, w tym szpitalu…

I nagle wszystko nabiera sensu.

Ta kobieta nie była zwykłą byłą lekarką. Była legendą. Tą, która ratowała życia w czasach bez nowoczesnej aparatury i robotów chirurgicznych.

A ten słynny lekarz, stojący przed nią, był jej uczniem. Poprosił ją o konsultację, bo miał przypadek, w którym sam nie był pewien. Wiedział: tylko ona ten szósty zmysł, pozwalający dostrzec to, czego inni nie widzą.

Podniosła wzrok i odpowiedziała cicho:
— No to chodźmy, zobaczmy razem.
I wszyscy, którzy przed chwilą szeptali i oceniali, spuścili oczy.

Idź do oryginalnego materiału