Wstydziła się i okłamywała sąsiadów o swojej córce

twojacena.pl 5 godzin temu

**Dzisiejszy dzień**

Zawsze wierzyłam w sny. Od młodości. Dziwne, ale tak się jakoś układało. Dziewczyny z naszej wsi opowiadały mi swoje, a ja tłumaczyłam, co znaczą. Rzadko się myliłam. A swoje sny zawsze rozumiałam sama. I jeszcze latałam w nich! Naprawdę! Unosiłam się nad chałupami i leciałam aż dech zapierało! Jeden sen powtarzał się szczególnie często: białe konie w szare jabłka zaprzężone w sanie, a w nich ja i Aleksander trzymaliśmy lejce. Konie rozpędzały się tak mocno, iż wzbijały się w niebo! Dusza zamierała w piersi! Puszczaliśmy lejce i chyliliśmy się w saniach lecieliśmy Ten sen wracał, dopóki żył mój mąż. A gdy go zabrakło, wciąż latałam na tych koniach, ale on już tylko stał obok. Nie brał lejców Tylko się uśmiechał Kochałam te nocne loty, choć wiedziałam, iż konie we śnie to zła wróżba choroba, a może śmierć Po takim śnie zawsze albo ciśnienie skakało, albo serce kłuło

Tej nocy znów staliśmy razem w saniach. Ale nikt już nie kierował podróżą. Lejców wcale nie było. Konie wznosiły się coraz wyżej, aż pod chmury! Na jednej z nich siedziało maleńkie aniołeczko ze skrzydełkami i uśmiechało się do nas. Lilka! Moja Lilka! krzyknęłam we śnie tak głośno, iż się obudziłam

Czas już Czas się zbierać szepnęłam do siebie. Bez żalu, bez rozpaczy

W chałupie zawsze lubiłam porządek, więc umyłam podłogę i wytrzepałam kilimy. Wyjęłam węzełek ten, który od dawna chowałam na śmierć wszystko rozłożyłam, choćby karteczki popisałam, gdzie co leży. Bo beze mnie nikt tego nie zrobi. Obcy ludzie by szukali A przyjdzie Hanka, bo kto inny? To moja przyjaciółka, prawie siostra. Przyjaciółek już prawie nie mam, a i tak nikt nie dotrze nogi bolą. Hanka jeszcze żwawa. Przybiegnie

Wzięłam szkolny zeszyt, długopis i zaczęłam pisać list.

Wybacz mi, Hanko. Jesteś mi najbliższa. Przeżyłyśmy razem tyle lat, jak siostry Nie rozgłaszaj, proszę, mojego wstydu. Mnie już pewnie nie będzie bolało, gdy ludzie będą plotkować, ale mimo to proszę Przez tyle lat kłamałam tobie i wszystkim iż mam troskliwą córkę, ale nie przyjeżdża, bo choruje A prawda jest taka, iż nie wiem, gdzie ona jest. Myślę, iż żyje, tylko dawno mnie zostawiła. I żeby ludziom nie było wstyd patrzeć mi w oczy, kłamałam wszystkim, choćby tobie Nie czekaj na moją córkę, nie szukaj jej Pochowaj mnie przy Aleksandrze, tam, gdzie miejsce zostawiłam. Chałupę i wszystko, co w niej jest, zostawiam tobie. Może twoim dzieciom się przyda. Nie potrafiłam wychować córki Straszny wstąd z tego noszę. Niech idzie ze mną do grobu Proszę cię, siostro

Ula dobrze napaliła w piecu, zasunęła przepustnicę i położyła się spać

Hanka jeszcze wieczorem zauważyła, iż w oknach przyjaciółki nie świeci się światło, ale czy mogła przypuszczać?!

Czy nie zostawiła jakiejś kartki? pytał policjant, który przyjechał stwierdzić zgon samotnej kobiety.

Nic nie było Nic Ciężko było jej z samotności, ot co mówiła Hanka, ściskając w kieszeni zmięty list.

* * *

Jej Lilka rosła na piękną i mądrą dziewczynę. Jedyną, ukochaną. Aleksander, żonaty agronom z PGR-u, zakochał się w zwykłej pracownicy. Według praw tamtych czasów mieli go zwolnić, wyrzucić z partii, ale jakoś się ułożyło tylko go upomniano i zapomniano. Z pierwszą żoną nie mieli dzieci, a tu prosta kobieta rodzi mu nieślubne dziecko! Gadali, iż sam przewodniczący miał ręce brudne, więc pomógł gwałtownie się rozwieść i ożenić z Ulą. Nie będzie tu żadnego bękarta! walił pięścią w stół. Jego była wyjechała do miasta i podobno znalazła sobie mieszczucha, a oni żyli w zgodzie, córkę wychowywali Ale nie długo i nie szczęśliwie.

Te same konie, podobne do tych ze snów, tylko prawdziwe, przyniosły nieszczęście. Aleksander wracał późnym wieczorem z pola, rowerem. W ciemności wpadł na nie rozpędzony zaprzęg. Woźnica był pijany i nie zauważył. Gdyby ktoś znalazł go wcześniej! Ula czekała do świtu, nie zmrużywszy oka. Znaleźli go rano już martwego. A można było uratować, gdyby ktoś wcześniej zobaczył Taki już los

Bywali u Uli zalotnicy Ale ona choćby nie patrzyła w ich stronę. Żyła tylko dla córki. A ta była jej radością. Uczyła się świetnie. Występowała nie tylko we wsi, ale i w całym powiecie. Bo i śpiewała, i tańczyła! Wszyscy mówili, iż to talent! I jeszcze szczęściara! Za pierwszym razem dostała się do samej Warszawy, do szkoły teatralnej!

Ula nie mogła się nacieszyć córką. Wciąż starała się jeździć, wozić jedzenie, odwiedzać. Pierwszy rok Lilka się cieszyła, sama przyjeżdżała przy każdej okazji. Ale z czasem się oddalała. Zaczęła być opryskliwa. Wszystko jej nie pasowało. Raz, drugi Ula przyjechała a córki nie ma w akademiku. Mówili, iż znalazła sobie jakiegoś zagranicznego narzeczonego. Ze szkoły ją niedługo wyrzucili. Byli koledzy mówili, iż ten cudzoziemiec wciągnął Lilę w narkotyki. We wsi wtedy jeszcze o takich rzeczach nie słyszano. Co za wstyd dla matki! Straszny wstyd! Po roku bez wieści Lilka napisała list: Zapomnij o mnie. Mam swoje życie.

Bywało, Ula obierała buraki na polu, każdy rząd ciągnął się kilometrami, a jej i tak za mało żeby się nie prostować, żeby ludzkich oczu nie widzieć. Tylko łzy kapały prosto na te buraki

Aż raz, przed Matką Boską Zielną, gdy już zbierano plony, Ula odważyła się powiedzieć dziewczynom z brygady, iż jej Lilka wyszła za mąż. Tydzień wcześniej jeździła do Warszawy, a potem wyznała: Byłam na ślubie córki! Nie mówiłam, żeby nie zapeszyć! Znalazła sobie porządnego męża. Dyrektor, ważna osoba. Ciągle w podróży. Nie zobaczę już mojego dziecka w domu. Nie zobaczę! A wódkę postawię, dziewczyn

Idź do oryginalnego materiału