Wstyd w marszrutce
Halina Kowalska pośpiesznie szła na przystanek, przyciskając do piersi małą torebkę. Deszcz właśnie ustał, a asfalt lśnił mokrymi plamami pod pochmurnym październikowym niebem. W torebce leżało dwieście złotych wszystko, co udało jej się uzbierać na lekarstwa dla męża. Andrzej znów narzekał na ból pleców, a lekarz przepisał tak drogie tabletki, iż choćby połowy opakowania nie starczało z jej emerytury.
Marszrutka podjechała na przystanek z charakterystycznym skrzypieniem hamulców. Halina weszła po schodkach, podając kierowcy dziesięciozłotowy banknot.
Dwadzieścia pięć burknął, choćby na nią nie patrząc.
Jak to dwadzieścia pięć? Wczoraj jechałam za dwadzieścia odpowiedziała zaskoczona.
Dziś dwadzieścia pięć. Ceny poszły w górę kierowca niecierpliwie zastukał palcami po kierownicy.
Halina zawahała się. Dwadzieścia pięć złotych oznaczało, iż na lekarstwa zostanie jeszcze mniej. Może iść pieszo? Ale do apteki było trzy kilometry, a w domu czekał Andrzej, cierpiący…
Proszę pani, może przejdzie? rozległ się głos z tyłu pojazdu. Kolejka stoi.
Twarz Haliny zaczerwieniła się. Siegnęła do torebki, wyjęła kolejną dziesiątkę i piątkę.
Dziękuję mruknął kierowca, choćby nie sprawdzając pieniędzy.
Kobieta przeszła w głąb pojazdu, rozejrzała się. Wszystkie miejsca były zajęte. Młody chłopak w słuchawkach siedział wpatrzony w telefon. Obok niego dziewczyna coś gwałtownie pisała, również nie podnosząc głowy. W środku marszrutki kobieta z małym dzieckiem na rękach kołysała je, nucąc kołysankę. Malec popłakiwał, a matka wyglądała na wyczerpaną.
Niech pani siada powiedziała nagle kobieta z dzieckiem, wskazując na swoje miejsce. I tak muszę stać, on mi nie pozwala usiedzieć.
Ależ nie, dziękuję, postoję zaprotestowała Halina.
Proszę siadać nalegała matka. Widać, iż pani zmęczona.
Halina wdzięcznie opadła na siedzenie. Maluch spojrzał na nią dużymi, ciekawskimi oczami i nagle się uśmiechnął.
Jaki śliczny ucieszyła się mimowolnie Halina. Ile ma miesięcy?
Osiem. Ząbkuje, dlatego marudzi odpowiedziała zmęczona matka. Jedziemy do lekarza, może coś przepisze.
Ja też do apteki, po lekarstwa dla męża. Strasznie bolą go plecy.
Rozumiem. Moja teściowa też cierpi, ma artretyzm.
Marszrutka zatrzymała się na kolejnym przystanku. Wsiadła starsza pani z laską, powoli i ostrożnie wchodząc po schodkach. Kierowca niecierpliwie zerkał w lusterko.
Proszę szybciej, babciu, czas to pieniądz!
Kobieta z laską zdezorientowana rozejrzała się po pojeździe. Wszystkie miejsca były zajęte. Chłopak w słuchawkach choćby nie podniósł głowy, wciąż wpatrzony w ekran telefonu.
Młody człowiek zwróciła się do niego Halina może ustąpi pan miejsca?
Chłopak niechętnie wyjął jedną słuchawkę.
Co?
Starszej pani powtórzyła Halina, wskazując na kobietę z laską.
A, no tak wstał, nie odrywając wzroku od telefonu.
Starsza pani wdzięcznie skinęła głową i ostrożnie usiadła.
Dziękuję, kochanie powiedziała do Haliny. Jeszcze są dobrzy ludzie.
Halina zawstydziła się tej wdzięczności. Przecież sama też nie od razu zauważyła wsiadającą babcię, zagadana z młodą matką.
Marszrutka gwałtownie zahamowała na światłach. Pasażerowie pochylili się do przodu. Dziecko zaczęło płakać.
Ostrożnie! oburzyła się matka. Dziecko jest!
Drogi takie, iż jak nie chcesz, to i tak trzęsie odgryzł się kierowca. Nie podoba się zamówicie taksówkę.
Na taksówkę nie każdy może sobie pozwolić cicho odezwała się starsza pani. Ja muszę dojechać do przychodni, a już nie mam siły iść pieszo.
Wszyscy teraz oszczędzamy podchwyciła Halina. Ceny rosną, a emerytury te same.
Dokładnie przytaknęła młoda matka. Ja na macierzyńskim, mąż sam pracuje. Każdą złotówkę liczymy.
W pojeździe zapanowała atmosfera zrozumienia. Pasażerowie wymieniali spojrzenia, potakiwali sobie w milczeniu. Każdy zdawał sobie sprawę, iż inni też mają ograniczone środki, też muszą oszczędzać na każdym drobiazgu.
Pamiętam, kiedyś w autobusach byli konduktorzy westchnęła starsza pani. Wszystko elegancko, bilet wydadzą, resztę dobrze liczą
To były czasy zgodziła się Halina. I ceny nie zmieniały się co dzień.
Co tam ceny włączyła się kobieta koło czterdziestki, siedząca przy oknie. Dawniej ludzie byli bardziej uprzejmi. Mieli szacunek do innych.
Chłopak w słuchawkach podniósł głowę, zaczął się przysłuchiwać rozmowie.
Może to my sami staliśmy się obojętni? odezwał się niespodziewanie. Każdy żyje w swoim telefonie, nikogo nie widzi.
Halina spojrzała na niego zaskoczona. Nie spodziewała się takich słów od młodego człowieka.
Mądrze mówisz aprobująco skinęła głową starsza pani. Mój wnuk taki sam, ciągle w komputerze. A ze mną porozmawiać nie ma czasu.
Babciu, może opowie pani coś ciekawego? zaproponował chłopak, chowając telefon do kieszeni. O dawnych czasach.
Starsza kobieta ożywiła się.
Co tam opowiadać Ale dobrze, posłuchajcie, jak poznałam dziadka. Też w transporcie.
Prosimy! poprosiło kilka głosów.
Je