Bogumiła Kowalska otarła kurz z ramki zdjęcia, gdzie stała uśmiechnięta w białym kitlu wśród koleżanek. Młoda, pełna nadziei. Myślała wtedy, iż całe życie przed nią, iż będzie wspaniałym lekarzem, będzie ratować ludzi, wszyscy będą jej wdzięczni.
Mamo, znowu za stare? głos córki rozległ się z przedpokoju. Schowaj już te fotki, po co się tak męczysz?
Nie twoja sprawa, Danusiu powarknęła Bogumiła, ale ręce i tak się jej trzęsły. Idź lepiej pozmywać.
Danuta weszła do pokoju, usiadła obok matki na kanapie.
Mamo, ile można? Minęło tyle lat, a ty wciąż nie możesz zapomnieć. Nikt już o tej historii nie pamięta, tylko ty.
Nie pamiętają? Bogumiła gorzko się uśmiechnęła. Wanda Czarnecka pamięta. Wczoraj spotkałam ją w aptece, choćby głowy nie odwróciła. Udaje, iż mnie nie widzi.
Może po prostu nie zauważyła! Albo okularów zapomniała. Mamo, już dosyć się zadręczać!
Bogumiła postawiła ramkę na miejsce i odwróciła się do okna. Za szybą mżył drobny deszcz, tak samo przygniatający jak jej nastrój. A przecież kiedyś kochała deszcz, mawiała, iż zmywa wszystko, co złe
Historia zaczęła się trzydzieści lat temu, gdy Bogumiła pracowała jako lekarz rodzinny w przychodni rejonowej w Częstochowie. Młoda, energiczna, starała się pomóc każdemu pacjentowi, spędzała w pracy po dwanaście godzin. Szanowali ją koledzy, kochali chorzy, kierownica stawiała za wzór.
Tego dnia na wizytę przyszła Bronisława Szymańska, starsza pani, która często skarżyła się na bóle serca. Bogumiła już przywykła do jej wizyt, wiedziała, iż babcia mieszka sama, nie ma dzieci, i lekarz to jej jedyna odskocznia.
Doktorku, złocieńka zaczęła Bronisława, sadowiąc się na krześle serduszko mnie znów rozbolało. Całą noc nie spałam, myślałam, iż skonam.
No to posłuchamy Bogumiła przyłożyła stetoskop do klatki pacjentki. Serce biło spokojnie, bez żadnych szmerów. Bronisławo, wszystko w porządku. Może się czymś zdenerwowała?
Co też pani mówi! Taki ból, niby sztylet! Staruszka mocniej złapała się za pierś. Może jakiś zastrzyk? Albo skierowanie do szpitala? Tak straszno mi być samej w domu!
Za oknem gabinetu już zbierała się kolejka, czasu brakowało jak nigdy, a w domu czekał gorączkujący synek. Bogumiła zmęczona przetarła skronie.
Bronisławo, przebadałam panią dokładnie. Serce gra równo, ciśnienie w normie. Niech pani weźmie walerianę i porządnie wyśpi. Gdyby gorzej natychmiast wezwać pogotowie.
Ale doktor
Wybaczcie, pacjentów jeszcze mnóstwo. Do widzenia.
Staruszka wolno podniosła się z krzesła, spojrzała na lekarkę z nadzieją, ale ta już szła przywołać kolejnego. Bronisława westchnęła ciężko i powlokła się ku wyjściu.
Bogumiła zupełnie zapomniała o tej wizycie. W domu zajmowała się chorym synkiem, mąż z pracy się spóźniał, obowiązków po uszy. Następnego dnia znów przyjęcie, chorzy, papierki, chaos.
A rano zadzwoniło pogotowie.
Bogumiuło? Ośrodek zdrowia wczoraj odwiedziła Bronisława Szymańska. Miała rozległy zawał, nie dowieźliśmy jej
Słuchawka wypadła jej z dłoni. Pokój zamigał przed oczami. Niemożliwe. Wczoraj było wszystko w porządku, serce biło równo
Mamo, co się stało? przestraszona spytała mała Danusia, bawiąca się lalkami obok.
Nic córeczko, nic mruknęła Bogumiła, ale łzy płynęły jej już po policzkach.
W pracy gwałtownie się dowiedziano. W małym mieście wieści lecą z wiatrem. Kierownica wezwała Bogumiłę do gabinetu.
Co u ciebie z tą Szymańską?
Marysiu, ja ją przebadałam, było normalnie! Serce grało równo, skarg jak zawsze
Rodzina składa skargę do sanepidu. Mówią, iż odmówiłaś jej szpitala.
Jaka rodzina? Przecież nikogo nie miała!
Okazało się, iż jakaś siostrzenica w Katowicach mieszka. Zgiełkliwa kobieta, w prokuraturze pracuje. Bogusiu, wiem żeś dobra lekarka, ale sprawa ciężka. Trza będzie tłumaczyć.
Dochodzenie ciągnęło się miesiącami. Bogumiłę wzywali przed komisje, żądali wyjaśnień, wertowali kartę Bronisławy. Koledzy z początku wspierali, ale potem zaczęli unikać. Po ośrodku chodziły szepty, gawędy.
Słyszałaś, iż Boguli może zawieszą prawko do leczenia? mówiła pielęgniarka Halina. Podobno staruszki nie słuchała, z gabinetu wygoniła.
Co też gadacie! oburzała się koleżanka. Bog
Kiedy znów spojrzała na mżący za oknem deszcz, w szybie zobaczyła tylko swą własną łzę, spływającą po szklanej tafli.