„Wstanę, żeby nikomu nie oddać go!” Jak babcia Halina podniosła się z łóżka, gdy podejrzewała dziadka Stanisława o romans
Babcia Halina mocno osłabła. Nie miała siły mówić, wstać, a choćby spojrzeć przez okno. Leżała odwrócona do ściany, jakby już wszystko w życiu postanowiła. Jej mąż, dziadek Staś, jak zawsze wszedł do domu, zagotował czajnik, zaparzył aromatyczną herbatę — zapach rozniósł się po całym domu, jak za dawnych lat. Chciał dodać otuchy ukochanej, ale usłyszał od niej coś zupełnie innego, niż się spodziewał.
— Tam w szafie leży moja sukienka — wyszeptała Halina. — I chustka, w której powinnam być na wieczny spoczynek prowadzona… Tylko nie pomyl, jest w osobnym pakiecie…
— Co ty pleciesz?! — wybuchnął Stanisław. — Znajdę twoją sukienkę, nie bój się! Ale wiesz, kogo spotkałem pod sklepem? Jadwigę! Jak się wystroiła! Aż oczy mi się rozbiegały. Podchodzi do mnie i mówi: „Nie chcesz ze mną na spacer, Stanisławie?” Co ty na to, co?
I wtedy stał się cud. Babcia Halina jednym ruchem zrzuciła kołdrę, gwałtownie usiadła, a potem — wstała! Powoli, ale stanowczo podeszła do szafy.
Staś znieruchomiał z filiżanką w dłoni.
A wszystko zaczęło się wcześniej, gdy Danuta i Krysia, dwie pielęgniarki, siedziały na nocnym dyżurze w wiejskiej przychodni. Było cicho, pacjenci spokojnie spali, a kobiety postanowiły obejrzeć ulubiony film o miłości.
— Ile razy oglądam, a nigdy mi się nie nudzi — uśmiechnęła się Krysia.
— A ja za każdym razem przypominam sobie moich dziadków. Babcia Halina i dziadek Stanisław — jak z filmu. Ich miłość jest tak samo prawdziwa…
Danuta opowiadała, jak babcia zawsze gderała na dziadka, a on tylko się uśmiechał:
— Ciągle na mnie narzekasz, a za co? Inni chłopy piją, biją, a ja u ciebie — złoty człowiek!
Na co babcia Halina natychmiast ripostowała:
— Złotyś się zrobił dopiero na emeryturze, a wcześniej — to dopiero był urwis!
Gdy babcia zasłabła, wszyscy myśleli, iż to koniec. Oboje z dziadkiem mieli już ponad osiemdziesiąt lat. Przyjeżdżali lekarze, dzieci sprowadziły prywatnego specjalistę z miasta. Ale wyniki były dobre, ciśnienie w normie, temperatura — jak u kosmonauty. A Halina wciąż leżała, nie patrzyła w oczy, odmawiała jedzenia.
— Nic mi nie smakuje — szeptała. — Nie mam apetytu. Już czas…
Dziadek Staś krążył wokół niej jak zaczarowany.
— Herbatki z cytrynką? — proponował.
— Nie…
— Chociaż trochę kaszy jaglanej! Sam ugotowałem!
Babcia tylko odwracała się do ściany. Ale w końcu, ze względu na niego, zaczęła jeść po trochu — łyżkę kaszy na wodzie.
Pewnego dnia dziadek wyszedł z domu, wcisnąwszy czapkę na czoło. Halina słabo uniosła się na łokciach:
— Gdzie idziesz?
— Zaraz wrócę — mruknął.
I poszedł do Marianny — miejscowej znachorki. Dała mu ziół, szepnęła na ucho, jak „przywrócić do życia” ukochaną.
— Wszystko zadziała — powiedziała — jeżeli dobrze wykonasz.
Dziadek wrócił, zaparzył zioła, a herbata miała taki aromat — cały dom zalany zapachem! Wtedy babcia znów zaczęła swoje:
— Tam w szafie sukienka leży… Na moją ostatnią drogę…
Ale Staś niespodziewanie rzucił:
— A Jadwigę spotkałem pod sklepem! Taka wystrojona była! Mówi, wiosna, ptaszki śpiewają, na spacer by się szło. I jeszcze zaproponowała, iż razem pójdziemy. Wyobrażasz sobie?
Jadwiga była jego pierwszą miłością. Nieraz zamężna, ale owdowiała i teraz często mrugała do Stasia. Mówiła, iż szczęście stracił, iż mogło być zupełnie inaczej…
Babcia Halina o tych jej słówkach wiedziała. I choć Staś zawsze zaprzeczał, wątpliwość w niej została.
A dziadek dodał jeszcze:
— I Zosię widziałem! Ta to dopiero — w nowym płaszczu, usta pomalowane, oczy błyszczą. Mąż u niej — starzec zniedołężniały, a ona — ogień baba!
I wtedy babcia zrzuciła kołdrę, zeszła z łóżka i z wściekłą miną podeszła do szafy.
— Twojej sukienki nie zapomniałem, nie martw się. Najpiękniejsza będziesz — spokojnie powiedział dziadek.
— Jaka śmierć?! — warknęła Halina. — choćby wyjść nie mam w co! Mól płaszcz zjadł, czapka stara, chustki — żadna pasuje!
— Ale sama mówiłaś — nic nie trzeba, podobno i tak…
— A teraz chcę nowe! — oznajmiła i zaczęła z furą wyrzucać starocie z szafy.
— I Jadzia, i Zosia pewnie już czekają. Myślą, iż ja się złożę? A ja wstałam! Gdzie ziemniaki? Jeść mi się chce. I herbatę dawaj, tę pachnącą!
Od tego dnia babcia znów chodziła po domu, sprzątała, a choćby jak dawniej gderI odtąd babcia Halina już nigdy nie pozwoliła sobie na słabość, bo wiedziała, iż dziadek Staś, choć czasem lubił podpuszczać, zawsze był tylko jej.