Wspólna rocznica, niespodziewana przemiana!

newsempire24.com 3 tygodni temu

Noź świętem, kochanie! — powiedział uroczyście mąż, wręczając mi odkurzacz na rocznicę ślubu. A już następnego dnia mój “prezent” zostawił go bez słów!

Wyobraźcie sobie, dziewczyny. Mamy z mężem, Robertem, dwudziestą rocznicę ślubu. Porcelanową! Dwadzieścia lat razem — to nie żarty, prawda? Całe życie.

Oczywiście czekałam na ten dzień, przygotowywałam się. Marzyłam o czymś romantycznym, no wiecie, rozumiecie. Może kolacja w restauracji, albo mała podróż, albo chociaż piękny bukiet i ciepłe słowa.

Cały dzień biegałam po domu, nakrywałam do stołu, założyłam swoją najładniejszą sukienkę. A Robert od rana gdzieś zniknął “w sprawach”, tajemniczo się uśmiechając. Szczerze, miałam przeczucie, iż szykuje coś wyjątkowego.

I oto wraca. Uroczysty, jak generał na defiladzie. Wnosi do mieszkania… dwie ogromne paczki.

— Noź świętem, kochana! — mówi.

Jedną, mniejszą, z dumą podaje mi. Ja, wstrzymując oddech, otwieram. A tam… odkurzacz. Dziewczyny, nowiutki, supernowoczesny, z funkcją mycia, ale, do diabła, ODKURZACZ!

Stoję z tą paczką i nie mogę pojąć — jak to w ogóle możliwe? Odkurzacz. Na dwudziestą rocznicę ślubu. No jak Wam się podoba, co?! A Robert, nie zwracając uwagi na mój, delikatnie mówiąc, oszołomiony wyraz twarzy, ciągnie do salonu drugą paczkę. Olbrzymią.

— A to — mówi, rozrywając opakowanie — nasz wspólny prezent!

I wyciąga stąd gigantyczny telewizor plazmowy. Takie, wiecie, na całą ścianę. O którym marzył ostatnie pół roku. Cwaniak!

Wieczorem mieliśmy świętować. Ale przy stole siedziała tylko ja. A Robert siedział przed swoim nowym telewizorem, przeskakiwał kanały i cieszył się jak dziecko. Wrócił do mnie, zajadając mój sałat, i pyta:

— No jak ci, kochanie, mój prezent? Praktyczny, co?

I to słowo — “kochanie” — stało się ostatnią kroplą. Nie jestem sprzątaczką, nie jestem służącą, jestem jego żoną! Dwadzieścia lat byłam jego żoną! A on mi na rocznicę daje narzędzie pracy, a sobie — zabawkę.

Obraźliwe? I jak! Poczułam się nie jak kochana kobieta, a jak funkcja, część kuchennego wystroju.

Ale, dziewczyny, nie dałam po sobie poznać. Uśmiechnęłam się słodko i powiedziałam:

— Dziękuję, skarbie. Prezent wspaniały. Bardzo przydatny.

Był tak zajęty swoją plazmą, iż choćby nie usłyszał lodowatego tonu w moim głosie. Oj, szkoda, iż tego nie zauważył…

Całą noc prawie nie zmrużyłam oka. W głowie dojrzewał plan. Sprytny, może trochę śmiały, ale, jak mi się wydawało, absolutnie sprawiedliwy.

Na górnej półce w szafie leżały drogie perfumy, które zachowałam dla niego — mój prezent na rocznicę. Ale po odkurzaczu i tym nieszczęsnym “kochanie” zrozumiałam: wręczyć ten flakon — znaczyłoby połknąć urazę. A ja nie zamierzałam milczeć. Nie, czekało go zupełnie inne “świąteczne” niespodzianki.

Rano wstałam wcześniej niż on. Robert jeszcze spał, a ja cichutko wyjęłam z szafki dwie śliczne pudełka, które przygotowałam wcześniej. Do jednego włożyłam nowiutkie, błyszczące wiadro na śmieci — kupiłam je tydzień temu do domowych prac. Do drugiego — gumową przepychaczkę do toalety. Oba pudełka obwiązałam wstążkami z kokardami, jak się patrzy.

Gdy Robert się obudził i wyszedł do kuchni, sącząc poranną kawę, z najuroczystszym uśmiechem podałam mu te “prezenty”.

— Z okazji rocznicy, kochanie! To dla ciebie!

Zaintrygowany, zaczął rozpakowywać. Wyobraźcie sobie: najpierw — wiadro, błyszczące, gospodarcze. Potem — przepychaczka, dumnie wyjęta z drugiego pudełka.

Warto było zobaczyć jego minę w tej chwili! Naprawdę, to był majstersztyk! Zastygł na środku kuchni, skołowany, z wiadrem w jednej ręce i przepychaczką w drugiej. Jego wzrok biegał między prezentami a mną, jakby próbował znaleźć logikę w tym absur

Idź do oryginalnego materiału