Wspólna klatka schodowa: sąsiedzkie historie i codzienne spotkania

newsempire24.com 1 tydzień temu

W klatce numer sześć, gdzie na klatkach schodowych unosił się zapach mokrych parasoli i starego cementu, wiosna była wyczuwalna szczególnie wyraźnie. Powietrze było chłodne, ale wieczorami światło utrzymywało się dłużej jakby dzień nie spieszył się z odejściem.

Rodzina Nowaków wracała do domu: ojciec, matka i nastoletni syn. Każdy pod pachą niósł siatki z warzywami i chlebem, a z wierzchu wystawały długie łodygi szczypiorku. Przy drzwiach zbierały się krople ktoś właśnie wszedł, nie otrząsnąwszy wody z parasola.

Na drzwiach i skrzynkach pocztowych wisiały świeże ogłoszenia białe kartki wydrukowane na domowej drukarce. Jaskrawoczerwone litery krzyczały: UWAGA! Pilna wymiana wodomierzy! Koniecznie do końca tygodnia! Mandaty! Numer telefonu na dole. Papier już falował od wilgoci, a tusz w niektórych miejscach się rozmazał. Sąsiadka z dołu, ciocia Grażyna, stała przy windzie i próbowała wykręcić numer, trzymając w drugiej ręce siatkę z ziemniakami.

Mówią, iż będą kary, jeżeli nie wymienimy podzieliła się troskliwie, gdy Nowakowie mijali ją. Dzwoniłam, jakiś młody człowiek tłumaczył, iż to akcja tylko dla naszego bloku. Może rzeczywiście trzeba?

Ojciec wzruszył ramionami:

Jakoś dziwnie się spieszą. Nikt nas wcześniej nie uprzedzał. Spółdzielnia milczy ani listów, ani telefonów. I ta akcja Brzmi zbyt podejrzanie.

Rozmowa ciągnęła się przy kolacji. Syn wyjął z plecaka jeszcze jedną kartkę taką samą, tylko złożoną na pół i wciśniętą w szparę drzwi. Matka pokręciła kartką w rękach, spojrzała na datę legalizacji licznika w rachunku.

Przecież nasz jest sprawny jeszcze przez rok. Po co ten pośpiech? zapytała. I dlaczego nikt z nas nie słyszał o tej firmie?

Ojciec zamyślił się:

Trzeba będzie spytać sąsiadów, kto jeszcze dostał takie ogłoszenia. I w ogóle co to za usługa, iż wszędzie rozdają?

Następnego dnia w klatce zrobiło się gwarniej. Po schodach niosły się głosy gdzieś wyżej ktoś kłócił się przez telefon, przy śmietniku omawiano nowe wieści. Dwie panie z trzeciego piętra wymieniały obawy:

Mnie powiedzieli, iż jak nie wymienimy, to odetną wodę! oburzała się jedna. A u mnie małe dzieci!

W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi: dwóch mężczyzn w identycznych kurtkach i z teczkami pod pachą obchodziło mieszkania. Jeden trzymał tablet, drugi plik papierów.

Dobry wieczór, szanowni mieszkańcy! Pilna wymiana wodomierzy na zarządzenie! Kto nie wymieni w terminie kary od spółdzielni!

Głos był donośny, pewny, ale zbyt słodki. Drugi od razu sięgnął do drzwi sąsiadów naprzeciwko i zaczął pukać natrętnie, jakby spieszył się, by zdążyć przed zamknięciem wszystkich mieszkań.

Nowakowie wymienili spojrzenia. Ojciec zajrzał przez wizjer: obce twarze, ani mundurów, ani identyfikatorów. Matka szepnęła:

Nie otwieraj jeszcze. Niech idą do innych.

Syn podszedł do okna i zobaczył: na podwórku stał samochód bez oznaczeń, kierowca palił i patrzył w telefon. Na masce odbijały się latarnie i mokry asfalt po niedawnym deszczu.

Po kilku minutach mężczyźni poszli dalej, zostawiając za sobą ślady mokrych butów. Krople ciągnęły się wzdłuż wycieraczki u drzwi cioci Grażyny.

Wieczorem cała klatka huczała jak ul. Niektórzy już się zapisali na wymianę, inni dzwonili do spółdzielni i słyszeli niewyraźne odpowiedzi. W grupie domowej na WhatsApp dyskutowano: wpuścić tych ludzi? Dlaczego tak się śpieszą? Nowakowie postanowili spytać sąsiadów z góry, co im powiedzieli specjaliści.

choćby legitymacje mieli jakieś dziwne podzieliła się sąsiadka z mieszkania 17. Po prostu zalaminowana kartka bez pieczęci. Spytałam o licencję, a oni od razu się wycofali.

Nowakowie jeszcze bardziej się zaniepokoili. Ojciec zaproponował:

Spróbujmy jutro ich złapać i poprosić o dokumenty. I zadzwonię do spółdzielni osobiście.

Matka poparła pomysł. Syn obiecał nagrać rozmowę telefonem.

Następnego ranka specjaliści znów się pojawili. Tym razem było ich trzech, te same kurtki i teczki. gwałtownie obeszli piętra, pukali do drzwi, namawiali na natychmiastową wymianę.

Ojciec otworzył drzwi tylko na pół, trzymając łańcuch.

Pokażcie dokumenty. Licencję. I numer zgłoszenia od spółdzielni, jeżeli to planowa akcja.

Specjalista zawahał się, zaczął grzebać w papierach, wyciągnął jakiś wydruk z logo nieznanej firmy i podał przez szparę. Drugi mężczyzn

Idź do oryginalnego materiału