Wrota Zdrady

polregion.pl 2 dni temu

**Drzwi do zdrady**

Po trzymiesięcznej zmianie Tadeusz Kowalski, zmęczony, ale z poczuciem dobrze wykonanej roboty, wracał do domu do rodzinnego Poznania. Dzień był pochmurny, ale w duszy Tadeusza świeciło słońce – w ręku trzymał wypłatę, marząc, jak ucieszy żonę – wyniosłą i pełną temperamentu Bogusię. Niedawno kupili dwupokojowe mieszkanie w bloku na obrzeżach miasta. Sam wyprostował ściany, zamontował sufity, położył płytki i podłączył sprzęty. Zostało tylko jedno – urządzić je tak, jak chciała ona:

„Tadziu, nie zniosę bylejakości. Chcę, żeby u nas było nie gorzej niż u Ewy i Tomka! Wszystko na najwyższym poziomie!”

Kiwał głową, zgadzał się, wyjeżdżał na kolejną zmianę, harował do upadłego, by Bogusia była z niego dumna. Okropnie tęsknił w kontenerze na mroźnym odwiertowie – ani ciepła, ani znajomej twarzy, ani zapachu porannej kawy. Tylko głos w telefonie, najczęściej marudny i pełny żądań.

Na dworcu zatrzymał się przy kwiaciarni. Przejrzał róże, wybierając najświeższe. Kupił ogromny czerwony bukiet i wskoczył do taksówki. Po kwadransie stał już przed blokiem, serce waliło mu jak młot. Wbiegł na czwarte piętro lekko – euforia rozpierała mu piersi. Miał już włożyć klucz, ale zmienił zdanie. Uśmiechnął się i zadzwonił.

Cisza. Już sięgał po klucze, gdy drzwi się otworzyły. Na progu stał obcy facet w jego szlafroku. Wysoki, barczysty, z gołym torsem i bezczelnym spojrzeniem.

„A tyś kto, stary? Pomyliłeś drzwi?” – warknął typ.

Świat zatrząsł się pod stopami Tadeusza. Zdrętwiał. Ręka z bukietem opadła.

„Widzę, iż nie tylko drzwiami się pomyliłem…”

Drzwi zatrzasnęły się. Stał jak sparaliżowany. Serce tłukło mu w skroniach, dłonie drżały. Przed oczami miał tapety, które kleił nocami, płytki wypucowane do blasku, kuchnię, na którą wziął kredyt… A teraz – obcy gość w jego domu.

Kwiaty wylądowały w najbliższym koszu. Tadeusz złapał taksówkę i pojechał do najlepszego kumpla – do Wojtka. Po drodze wpadł do Biedronki, kupił wódkę, śledzia i ogórki. Wojtek ucieszył się jak dziecko – dawno się nie widzieli.

„No, Ty mnie rozwalasz! Chodź, nalejemy – za spotkanie!”

Po drugim kieliszku Tadeusz nie wytrzymał i wysypał wszystko. Wojtek, zapalczywy do połowy góral, zerwał się z krzesła:

„Co?! W twoim mieszkaniu?! Jak ja go dorwę…!” – walnął pięścią w stół.

Tadeusz złapał go za ramię:

„Wojtek, nie wariuj. Ale… zemścimy się?”

„Zemścimy. Koniecznie!”

Pod wpływem alkoholu wezwali taksówkę i ruszyli w stronę mieszkania Tadeusza. Plany były mgliste, w głowach huczało.

Weszli na piętro. W sypialni paliło się światło. Tadeusz ryknął:

„Teraz wam pokażę…”

Wojtek zaczął walić w drzwi:

„Otwieraj, gnoju! Komuś tu żonę podbierał? Wyłaź i pogadamy po facetach!”

Drzwi się otworzyły – i od razu wyleciała z nich pięść. Wojtek odskoczył, łapiąc się za nos.

„No, no… miłe powitanie” – mruknął, ocierając krew.

Tadeusz wściekł się. Jednym uderzeniem wysadził drzwi z zawiasów. Z hukiem zwaliły się na podłogę. Wpadli do środka jak burza. Biegali po pokojach, wrzeszcząc.

„Gdzie ten ścierwojeb?!”

Bogusia piszczała w kuchni, trzęsącymi się rękami wybierając numer. Wojtek wybiegł do przedpokoju:

„Z balkonu zwiał?”

Ale nagle – jęk. Pod wywalonymi drzwiami wił się kochanek, przygnieciony konstrukcją i własną bezczelnością. Wyglądał żałośnie – szlafrok przekrzywiony, twarz w strachu, usta zakrwawione.

„No i mamy zemstę!” – zaśmiał się Wojtek, klepiąc go po ramieniu.

A tu, jak na złość, z klatki schodowej dobiegł krzyk:

„Ratunku! Ludzie, pomóżcie! Mordują!” – wrzeszczała teściowa Tadeusza.

Trzeźwość wróciła natychmiast. Kumple zwiali, nie czekając na policję. Następnego dnia Tadeusz złożył pozew o rozwód. Nie chciał już mieszkać w domu, gdzie go upokorzono. Gdzie w szlafroku męża paradował obcy.

Tydzień później znów szykował się na zmianę. Wojtek odprowadzał go, z sińcem pod okiem i bandażami na palcach.

„Ależ było pięknie!” – roześmiał się. „Jak się ożenisz – tylko nie z Bogusią! Ale mnie wołaj. Pomogę, jak coś…”

**Lekcja?** Gdy dom staje się sceną zdrady, czasem lepiej spakować walizki niż burzyć ściany. A do zemsty zawsze lepiej mieć trzeźwą głowę… albo dobrego kumpla.

Idź do oryginalnego materiału