WrocLove - w świecie krasnoludków.

grabarczyk.blogspot.com 7 lat temu
DZIEŃ PIERWSZY


Dworzec Główny we Wrocławiu
Około piątej rano na dworcu Łódź Kaliska zebrała się niewielka grupa ludzi - około jedenastu osób. To członkowie i sympatycy Łódzkiego Klubu Turystów Kolarzy PTTK im. Henryka Gintera. Tym razem bez rowerów, jednak z bagażami. Jedni przynieśli ze sobą walizki na kółkach, inni dotarli z plecakami zapakowanymi po brzegi. Wszyscy mieli jeden cel - jadą do Wrocławia!. Wśród tego tłumu znalazł się Cykloturysta Rafał z Agnieszką - tym razem można rzec śmiało "pieszoturyści".


Pociąg PolRegio ruszył ospale. Zatrzymując się po drodze na każdej stacyjce, choćby tej najmniejszej. W takim tempie podróż do Wrocławia miała potrwać ponad cztery godziny. Na zewnątrz wagonu pomimo mroku, dało się dostrzec na polach śnieg. Chociaż temperatura podniosła się w ostatnim czasie o kilka stopni ponad zerową kreskę, to jednak nic nie zapowiadało nadejścia wiosny. Pociąg ruszał ze stacji, toczył się po torach aby za chwilę zahamować, otworzyć drzwi - zamknąć i ruszyć ponownie. Wydawało się, iż ten proces jest nieskończony. Pobudka przed czwartą rano dała się we znaki, oczy zaczęły się powoli zamykać.
W marzeniach sennych przeniosłem się w malownicze miejsca, niczym z filmu o Harrym Potterze. Zamiast czarnoksiężników spotkałem krasnala, który wylegiwał się na trawie przed dworcem kolejowym. Dworzec przypominał swoim wyglądem średniowieczny zamek z wieżami. Nad budynkiem unosił się napis “WrocLove Główny” - pomyślałem sobie, iż brzmi to jak Wrocław Główny. Nagle, ktoś woła Wrocław! - wysiadamy!


Tablica pamiątkowa
traficznego wypadku
Zbigniewa Cybulskiego
Na zewnątrz niebo zaciągnięte chmurami. Wjeżdżamy pod zadaszony peron, trzeci peron na którym wydarzyła się smutna historia. Przypomina o niej pamiątkowa tablica poświęcona aktorowi Zbigniewowi Cybulskiemu, który zginął tutaj pod kołami pociągu 8 stycznia 1967 roku . Także na posadzkach peronów znajdują się miejsca oznaczone napisami "tu się całujemy", więc korzystamy z okazji ;)
Na peronie wita nas kolega Artur Zygmuntowicz, znany z naszych przygód rowerowych w Miliczu. Zabiera nasze ciężkie bagaże aby zawieźć je do hostelu. Dzięki temu możemy bezpośrednio ruszać na zwiedzanie Wrocławia!
Wychodzimy przed budynek dworca. Mój wzrok pada na wielką walizkę, na której siedzi mały człowieczek. Jego wzrost można porównać do wielkości małej pompki rowerowej. Ma brodę, szpiczastą czapeczkę i okrągły kartoflowaty nos. Wygląda niczym stworzenia, które widziałem podczas czerwcowej wędrówki na trójstyk granic w Suwałkach, przy muzeum Marii Konopnickiej. To musi być krasnoludek! Ale skąd przed dworcem we Wrocławiu krasnal? Widocznie dopiero co przyjechał i nie wie gdzie się udać, a może wybiera się w podróż. Myślę sobie nieźle się zaczyna ta nasza wrocławska podróż. Ruszamy!

Krasnal Dworcowy na walizce
Krasnal dworcowy
Kolej Dolnośląska
Przywitanie z Arturem Zygmuntowiczem



Mijamy budynek wrocławskiej Straży Miejskiej, przy której spotykamy kolejnego krasnala. Przedstawia się jako Halabardnik. Opowiada nam o krasnej społeczności jaką możemy spotkać na naszym szlaku. Ostrzegł nas przed drobnymi złodziejaszkami a gdybyśmy mieli kłopoty, podał nam odpowiedni numer telefonu pod którym możemy szukać pomocy. Podpowiedział nam abyśmy poruszali się wśród krasnali a z pewnością znajdziemy interesujące miejsca. Zaopatrzeni w odpowiednią wiedzę udajemy się wyznaczonym szlakiem.

krasnal Halabardnik
Straż Miejskia we Wrocławiu

Po drodze mijamy Wzgórze Partyzantów pozostałość po dawnym Bastionie Sakwowym w systemie miejskich fortyfikacji miasta Wrocławia. W obecnej chwili miejsce to jest w opłakanym stanie ze względu na brak należytych prac konserwatorskich dzierżawcy. 5 stycznia bieżącego roku, zapadł wyrok przywrócenia terenu władzom miejskim. Istnieje szansa, iż miejsce odzyska wygląd z czasów swej świetności.
Bastion Sakwowy
Przechodząc obok hotelu B&B, spotykamy odpoczywającego w pozycji horyzontalnej na parapecie okna krasnala Bamboszka. Nie przeszkadza mu ciągły, głośny ruch na pobliskiej ulicy. Mieliśmy w planach odwiedzenie krasnala Epamka. Niestety był zajęty w pracy, pomaga programistom w firmie Software, na piątym piętrze biurowca przy ul. Piotra Skargi.

Krasnal Bamboszek to prawdziwy śpioszek
We Wrocławiu tramwaje są niebieskie.
Na jednym z nich jeździ krasnal.
Automatek

Przy Galerii Dominikańskiej spotykamy krasnala Automatka, który jedzie dumnie na maszynie górniczej. Niestety hałas uliczny jaki panuje przy jednej z główniejszych arterii miasta, wzdłuż której się poruszamy zagłusza choćby silnik wspomnianej maszyny. Porozumiewamy się używając mowy ciała. Wskazując kołowymi ruchami na brzuch, staram się przekazać, iż jestem głodny. Automatek wyciągnął rękę w kierunku północnym, wskazując mi drogę do kuchmistrza. To adept krasnalowej Akademii Gastronomicznej - krasnal "Hohelka" - specjalizujący się w skrzaciej kuchni i przyrządzaniu smacznych potraw. "Hohelka" zaprasza nas do jadłodajni "Jacek i Agatka", na pyszną zupę pomidorową, pieczarkową oraz pierogi z ziemniaczanym farszem. W między czasie opowiada nam o ciekawej historii baru. Obiecać musiałem, iż nikomu jej nie zdradzę. Mogę jedynie napomknąć, iż bar ten istnieje bardzo długo, podobno ponad aż pół wieku! Ale cóż to jest dla długowiecznych krasnali. Porcje jakie tutaj podają, nie są wcale skrzacich rozmiarów. Za niewielką opłatą można zaspokoić swój głód. Inwestując na dwoje dziesięć złotych, najedliśmy się do syta.

Pierogi, palce lizać!
Rozleniwiliśmy się po tym jedzeniu. Jednak komu w drogę, temu na "do widzenia" wesoło pomacha chochlą skrzat "Hohelka". Udajemy się spacerkiem do Muzeum Uniwersytetu Wrocławskiego. Po drodze mijamy Zakład Narodowy im. Ossolińskich - polski instytut naukowy i kulturalny we Wrocławiu, w którym znajdują się stare manuskrypty, ekslibrisy, mapy, grafiki i monety. Bezcenne przedmioty zostały przywiezione po II Wojnie Światowej ze Lwowa i są prawdziwą ozdobą Wrocławia. Nieopodal Ossolineum przysiadł krasnal Ossolinek, który uważnie dogląda kolekcji, sporządza katalogi, robi mikrofilmy i inwentaryzuje historyczne eksponaty z kolekcji Lubomirskich.

Ossolinek

wrocławskie uliczki
Tuż za rogiem docieramy na Uniwersytet Wrocławski. Przed wejściem do Muzeum Uniwersyteckiego stoi nobliwy krasnal w profesorskiej todze i birecie, który zaprasza nas do zwiedzania. Jego krasomówcze wykłady rozbudzają wśród studentów zamiłowanie do nauki. Wchodzimy przez piękne barokowe drzwi do gmachu projektu Krzysztofa Tauscha, który jest usytuowany nad brzegiem Odry. Muzeum jest usytuowane na kilku piętrach. Najbardziej reprezentacyjna jest Aula Leopoldina w stylu późnego baroku. Wzniesiona w latach 1728-1732 otrzymała swoją nazwę na cześć cesarza Leopolda I, fundatora Uniwersytetu w roku 1702. Aulę zaprojektował Christophorus Tausch, uczeń Andrei Pozza, znanego włoskiego architekta, malarza i filozofa. Pokryta została freskami przez Johanna Christopha Handkego z Ołomuńca, twórcą rzeźb figuralnych był znany wrocławski artysta rodem z Moraw Franz Joseph Mangoldt.
Zachwyceni pięknem sztuki udaliśmy się cesarskimi schodami na Wieżę Matematyczną. Stanowi ona dzisiaj przestrzeń ekspozycyjną, w której możemy podziwiać m.in. instrumentarium naukowe pracowni astronomicznej, fizycznej, chemicznej i matematycznej. Najstarsze eksponaty pochodzą ze zbiorów naukowych i paramuzealnych Akademii Leopoldyńskiej oraz Śląskiego Uniwersytetu Fryderyka Wilhelma III. Udaliśmy się na taras widokowy, z którego podziwiać można panoramę miasta. Nasz wzrok przykuł widok na Ostrów Tumski.

Profesorek podobno spóźnia się na zajęcia.

Budynek Uniwersytetu Wrocławskiego

takimi schodami
udajemy się na Wieżę Matematyczną

wspólne zdjęcie z Agnieszką
na tle rzeki Odry

panorama Wrocławia
z Wieży Matematycznej
Aula Leopoldina
Po wyjściu z Muzeum Uniwersyteckiego udajemy się w kierunku Wyspy Piasek, na którą prowadzi malowniczy czerwony Most Piaskowy usytuowany nad południową odnogą Odry. Most stanowi początek drogi prowadzącej ze średniowiecznej części miasta w kierunku północnym. Jest to element najstarszej wrocławskiej przeprawy przez Odrę, której odcinek północny stanowią mosty Młyńskie. Most jest stosunkowo wąski, na niespełna sześcioipółmetrowej jezdni poprowadzone są dwa przeciwległe pasy ruchu kołowego oraz dwukierunkowa linia tramwajowa. Chodniki umieszczone są po zewnętrznej stronie dźwigarów mostu.
Most Piaskowy
Idąc przez bulwar im. Piotra Włostowica spotykamy nad brzegiem Odry siedzącego krasnoludka Pracza Odrzańskiego. Ciągle wyczekuje na zamówioną pralkę automatyczną, która wciąż nie trafia pod jego adres. Przez co całymi dniami musi ciężko prać kubraczki, spodnie i czapki wszystkich krasnali w płynącej rzece. Wrocław jest nazywany miastem stu mostów, tak więc przeprawiamy się przez kolejny - Most Tumski.
krasnal Pracz Odrzański
ciężko go wypatrzeć
Most Tumski nazywany jest często Mostem Zakochanych z powodu zawieszonych kłódeczek, które pozostawiają tutaj zakochane pary. Możemy znaleźć choćby kłódkę Jacka i Bartka. W końcu każdy może się zakochać! Tuż przy moście, na gazowej latarni przycupnął krasnal Gazuś zwany Latarnikiem, który rozpala płomyk lampy. Podobno tym fachem parał się ojciec krasnala, a jeszcze wcześniej dziad, który rozświetlał zabytkowy rejon miasta oliwnymi kagankami. Krasnal zdradził mi, iż jego hobby to liczenie wspomnianych kłódek, podobno jest ich aż kilka tysięcy!

miłość nie wybiera

Most Tumski

Most Tumski
zwany Mostem Zakochanych

krasnal Gazuś


Nad północną odnogą Odry przeprawiamy się przez Most Tumski z 1889 roku. Poprzednie konstrukcje mostu już co najmniej od XII wieku rozdzielały jurysdykcję miejską na Wyspie Piaskowej i kościelną na Ostrowie Tumskim - najstarszą, zabytkową część Wrocławia, która powstała na ówczesnej wyspie. W oddali dostrzegamy dwie gotyckie wieże, to Archikatedra Wrocławska p.w. św. Jana Chrzciciela, która uchodzi za pierwszą w pełni gotycką świątynię na ziemiach polskich. Obecna czwarta katedra pochodzi z przełomu wieków XIII-XIV. Pierwszy kościół jaki powstał na tym samym miejscu datuje się na połowę X wieku. Po roku tysięcznym, w związku z założeniem biskupstwa, pierwszy kościół zastąpiono większą budowlą przedromańską w formie trójnawowej bazyliki filarowej. Za jej fundatora uznaje się księcia Bolesława Chrobrego, dzięki jego staraniom erygowano diecezję wrocławską. Pierwsza katedra uległa zniszczeniu w czasie reakcji pogańskiej i najazdu czeskiego księcia Brzetysława I w latach 1038-1039. Obecne organy katedry to instrument pierwotnie wybudowany w Hali Stulecia. Zaprojektowano go w duchu epoki, czyli jako instrument symfoniczny, mający swym brzmieniem, masą dźwięku i bogactwem kolorów być odpowiednikiem wielkiej orkiestry symfonicznej.
Przechadzając się po Ostrowie Tumskim spotykamy po drodze kilka krasnali. m.in. Kacpra Drukarza przy Wydawnictwie Wrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej oraz Kawiarka przy kawiarence Chic.
Ostrów Tumski - archikatedra p.w. św. Jana Chrzciciela
z przełomu XIII / XIV w.

Barokowy "Dom pod 4"
Centrum Duszpasterskie Archidiecezji Wrocławskiej

krasnal kawuś delektuje się kawą
Kacper Drukarz
Od tego spacerowania zgłodnieliśmy. Tymczasem u wspomnianego "Hohelki" pora obiadowa w pełni, udajemy się napełnić nasze brzuchy. Następnie klucząc przez wrocławskie uliczki i napotykając różnego rodzaju krasnale idziemy w kierunku naszego hostelu.
Portfel coraz lżejszy, myślę więc sobie - przydałoby się trochę “żywej” gotówki. W tem, jak przy dotknięciu czarodziejskiej różdżki pojawiają się chłopaki - Krasnale Bankomatki - a jakże, z bankomatem! Przedstawiają się jako Pinek i Chipuś. Jest dobrze - do czasu, pieniądze nagle zostają wciągnięte do środka! Jeden z krasnali podrapał się po łysinie skrywanej pod czapką. Drugi wsadził ręce w kieszenie i informuje mnie, iż awaria potrwa do jutra ale mogę udać się do Oddziału Krasnoludzkiego Banku Zachodniego przy Rynku 9/10 w sprawie reklamacji. Trochę musiałem odstać w kolejce, zanim przyjęto mnie - jednak do środka nie wszedłem. Okazało się, iż jestem za duży. Wszystkie formalności były załatwione przed wejściem głównym, do którego wyszedł specjalista od wypłacania funduszy - Krasnal Wypłacarek.

Chipuś i Pinek

część pieniędzy mi zabrali z powrotem ;)

pełen profesjonalizm - krasnal Wypłacarek

Niedaleko banku dostrzegam Informację Turystyczną - pędzimy sprawdzić co jeszcze interesującego można we Wrocławiu zwiedzić. Już chwytam za klamkę aby wejść do środka, wtem słyszę pisk! Spoglądam w dół i widzę, iż nadepnąłem przypadkiem kolejnego krasnala. Taki trochę podobny do mnie, bo z plecakiem na plecach. Przeprosiłem za moją nieostrożność. Podniósł do góry głowę, spojrzał na mnie spod byka i się uśmiechnął, mówiąc - nie szkodzi, zwiedzając świat już zdążyłem się przyzwyczaić iż wy ludzie jesteście krótkowzroczni. Wyciąga mapę z plecaka i przedstawia się - TURYSTA jestem! a ja, CYKLOTURYSTA - odpowiadam. Po wymienieniu kilku zdań, dowiedziałem się wielu pożytecznych rzeczy. Teraz już wiem, co warto zwiedzić we Wrocławiu. Jednak najcenniejszą rzeczą jaką mi podarował to mapa. Mapa wszystkich wrocławskich krasnali! Powiedział mi także, iż z nią nie zgubię się wśród krasnej braci, bo to zaczarowana mapa. Pstryknął palcami i mapa powędrowała w kierunku mojego telefonu przenosząc się na ekran. Chciałem jeszcze o coś zapytać ale pobiegł dalej w świat ze swoim plecakiem ...

krasnal TURYSTA


Agnieszka po drodze spotyka trzech krasnali, którzy pomagają osobom niepełnosprawnym. Działają na rzecz kampanii "Wrocław bez barier". Podobno nie ma dnia aby nie monitowali miasta w sprawie uczynienia go przyjaznym dla osób niepełnosprawnych. Głuchak szóstym zmysłem nasłuchuje wezwań, Ślepak bada grunt, czyli sprawdza teren działania, a W-Skres, pionier kampanii, pierwszy rusza do pomocy!

W-Skres, Ślepak i Głuchak
podbiły serce Agnieszki


Przez zaułek odchodzący od Placu Solnego docieramy do naszego hostelu przy ul. św. Antoniego. Dostajemy ładny pokój, na ścianie fototapeta z widokiem na wieżę Eifel. Można poczuć się jak w Paryżu - żartuję. Za oknem widok na kamienicę, która stoi po drugiej stronie ulicy. Uliczka jest wąska z uspokojonym ruchem ulicznym - wygląda podobnie jak woonerf na 6-go sierpnia. Znajdują się przy niej restauracje, pizzerie i puby. Ruch samochodowy jest uspokojony przez “wysepki parkletowe” - wysunięte w ulice miejsca z gazonami kwiatowymi i ławkami. Takie rozwiązanie powoduje konieczność manewrowania slalomem i zredukowanie prędkości.

okolice Hostelu Absynt
ulica św. Antoniego
pokój w hostelu
prawie jak Paryżu ;)


Chwila oddechu, po czym udajemy się na spotkanie z Arturem. Umówiliśmy się w pasażu "Pod nasypem", który znajduje się niedaleko dworca kolejowego. Jest to ciąg kilkunastu pubów, w każdym możemy posmakować różnego rodzaju trunków. Polecam w szczególności "Bałagan" - pub, w którym oprócz pysznego ciemnego czeskiego piwa możemy podziwiać interesujące artystyczne instalacje zamontowane na ścianach i suficie. Spędzamy tutaj chwilę aby po wypiciu zawartości kufelka, przenieść się do kolejnego przybytku rozrywki. Wracamy w wesołych humorach na nocleg.

artystyczne instalacje w pubie "Bałagan"

artystyczny bałagan - tylko w pubie "Bałagan"

okolice Teatru Polskiego we Wrocławiu

pomnik anonimowego przechodnia
niektórzy wolą pod ziemią zamiast czekać w nieskończoność na zielone światło ;)


DZIEŃ DRUGI


Nauczony doświadczeniem dnia poprzedniego, aby patrzeć uważnie pod nogi i nie rozdeptać mniejszych mieszkańców miasta Wrocławia, udajemy się na Rynek. Umówiliśmy się tutaj przy pręgierzu z Arturem, który zaoferował się być w dniu dzisiejszym naszym przewodnikiem po mieście. Wraz z Arturem przyszła jego Córeczka, dziewczynka z piegowatym noskiem jak u słynnej Pippi Langstrumpf. Ślicznie się uśmiechając podaje nam dłoń i przedstawia się - Tosia jestem!

Ratusz Wrocławski

Kamieniczki Jaś i Małgosia

Kamienica "Pod Siedmioma Elektorami"

Wykusz południowo-wschodni Ratusza Miejskiego

"Kto nie był w Piwnicy Świdnickiej, ten nie był we Wrocławiu"
Ta restauracja działa od 700 lat.

Spacerując przez wrocławski Rynek, podziwiamy piękne średniowieczne kamieniczki. Mają one swoje nazwy, m.in. Jaś i Małgosia - te dwie malownicze domy połączone ze sobą arkadą, znajdują się przy północno-zachodnim narożniku wrocławskiego Rynku. Wybudowane prawdopodobnie w XV wieku, stanowiły wówczas część liczniejszych domów altarystów kościoła farnego p.w. św. Elżbiety. Między kamieniczkami, pod arkadą znajdowało się wejście na zlikwidowany w XVIII wieku cmentarz, o czym przypomina napis na kartuszu "Mors Ianua Vitae" – "Śmierć bramą życia".
Podziwiając kunszt wykonania średniowiecznej architektury, zapatrzony na piękną arkadę, czuję iż ktoś mnie delikatnie ciągnie za nogawkę spodni. Spoglądam w dół i widzę skrzata z sercem na dłoni. Hej - WrocLovek jestem! I zaczyna nucić znaną pieśń miłości do Wrocławia. Prawdziwy Obywatel - myślę sobie - symbol otwartości! Dumny z wielowiekowej tradycji grodu nad Odrą. Uśmiecha się i zaprasza do dalszego zwiedzania miasta - z chęcią korzystamy.

Krasnal WrocLovek


Artur zaprowadził nas w miejsce gdzie od 1242 roku skupiały się zakłady rzeźnicze, od których nadano nazwę całemu kwartałowi miasta - Jatki. Kamienisty rynsztok oraz grupa zwierząt rzeźnych, którą tworzy odlany z brązu pomnik, mają upamiętniać to miejsce. Przy pomniku znajduje się tablica z napisem "Ku czci Zwierząt Rzeźnych - Konsumenci". A przy wejściu do Pasażu Jatek - gdzie w tej chwili znajdują się galerie artystów - umieszczona jest tablica ku czci prostych działań (1+1=2) autorstwa Geta Stankiewicza.
Krasnal Rzeźnik

Dziś w Jatkach są galerie słynnyc wrocławskich artystów.

Pomnik ku czci zwierząt rzeźnych.
1+1=2

Obecnie w byłych jatkach znajdują się galerie artystów plastyków, w których można nabyć rzeźby, obrazy i inne dzieła. Tuż obok pod ścianą znajdują się malutkie drzwi przy których stoi Krasnal "Rzeźnik" z toporkiem w ręku. Jego nazwa to tylko przydomek po przodkach, którzy trudnili się w przeszłości tym zawodem. Obecny "Rzeźnik" nie skrzywdziłby choćby muchy, które stąd wyprowadziły się wraz z likwidacją "karmnika" w postaci kramów z mięsem.


Udajemy się w kierunku Panoramy Racławickiej, zwiedzając wrocławskie uliczki napotykamy Czekoladową Mekkę. Oprócz słodkiego zapachu czekolady zachęcają do wstąpienia na pyszny napój hasła wymalowane na ścianie wokół narożnego wejścia - "Zwiedzając wrocławskie uliczki, skuś się na nasze tabliczki". I prawdopodobnie byśmy się skusili, gdyby nie umówiona wizyta na oglądanie malarskiego arcydzieła w rotundzie.
Czekoladowa Mekka

Wszędzie czają się krasnale, które wądzą na pokuszenie ;)

Raz pyszne lody innym razem świeże rogaliki

a tutaj podpatrzyłem popołudniową dostawę pyszności.


Po ponad półgodzinnym spacerze przez wrocławskie uliczki, docieramy do betonowego budynku w kształcie rotundy. Na parapecie okna przed wejściem głównym cwałuje radośnie na miniaturowym koniu Krasnal "Panoramik", obwieszczając wszem i wobec zwycięstwo naczelnika Tadeusza Kościuszki. Zachęceni jego opowieściami zamierzamy wejść do środka. Tutaj przywiódł mnie jeszcze jeden cel - Znaczek Turystyczny! Widzę na witrynie sklepiku z pamiątkami dużą naklejkę z informacją o Znaczkach Turystycznych - pewien jego zdobycia, do mojej kolekcji wpierw postanawiam zwiedzić obiekt.



Przechodząc przez długi hol dostajemy się do schodów, którymi wchodzimy na taras w kształcie pierścienia. Spacerując wzdłuż niego naszym oczom ukazuje się relikt dziewiętnastowiecznej kultury masowej, wielkie malowidło o wymiarach 15x114m. Dzięki zespoleniu szczególnych zabiegów malarskich (specjalna perspektywa) i technicznych (oświetlenie, sztuczny teren, zaciemnione, kręte podejście), "przenosi" nas w inną rzeczywistość i inny czas. Panorama Racławicka to pierwsze i jedyne zachowane do dziś polskie dzieło tego rodzaju. choćby na początku XXI wieku pomimo telewizorów 3D, projektorów multimedialnych i innych technicznych nowinek, takie malowidło i sceneria robią wrażenie. Jakie to musiało robić wrażenie podczas pierwszego otwarcia pod koniec XIX wieku - w roku 1894,we Lwowie? Autorów malowidła było wielu m.in. słynny batalista Wojciech Kossak. Autorom pomysłu zależało głównie na upamiętnieniu tradycji narodowych w setną rocznicę Insurekcji Kościuszkowskiej i zwycięskiej bitwy stoczonej 4 kwietnia 1794 pod Racławicami przez wojska powstańcze - z udziałem słynnych kosynierów - pod wodzą generała Tadeusza Kościuszki (1746-1817) - z wojskami rosyjskimi dowodzonymi przez generała Tormasowa. Zwycięska bitwa racławicka miała dla będącego wówczas w niewoli narodu niezwykłe znaczenie. Po II wojnie światowej w 1946 roku malowidło w niezbyt dobrym stanie technicznym trafiło do Wrocławia. Dopiero w roku 1985 dzięki metodom wieloletniej konserwacji udało się doprowadzić do obecnego stanu technicznego. W dniu 14 czerwca 1985 r. doszło do uroczystego, ponownego udostępnienia malowidła rzeszom spragnionych oczu. Ogromna atrakcja rodem ze Lwowa stała się natychmiast główną atrakcją Wrocławia.

w pewnym momencie nie wiesz w kórym miejscu kończy otaczająca rzeczywistość
a w którym jest namalowana


pomimo informacji o znaczkach tursystycznych - znaczków brak

Zachwycony pięknem arcydzieła wędruję z powrotem do sklepiku z pamiątkami aby nabyć Znaczek Turystyczny. Jakież zdziwienie u sprzedawcy wywołało moje pytanie o znaczek. Zaskoczony odpowiedział krótkim - nie ma, skończyły się. Czy trudno w przód zaplanować zakupy towaru, którego zasoby się kurczą? Kto panuje nad stanem magazynu?
Niczym pokonany generał Tormasow spod Racławic ze zwieszoną głową wychodzę z budynku. Przykre to, iż nie udało się. Może jeszcze raz w czerwcu? Zobaczymy!


Po kilku krokach, znajdujemy się przed Muzeum Narodowym we Wrocławiu. Nie musimy kupować biletów wstępu, ponieważ bilet z Panoramy Racławickiej umożliwia wejście do czterech muzeów - Panoramy Racławickiej, Muzeum Narodowego, Muzeum Etnograficznego oraz do Muzeum Sztuki Współczesnej - Pawilon Czterech Kopuł. Biletu także nie można wyrzucać choćby do końca roku w którym go się nabyło. Bilet do pierwszych trzech z czterech wrocławskich muzeów uprawnia nas do jednorazowego wstępu aż do końca roku. Więc jeżeli nie uda Wam się go wykorzystać podczas wizyty, możecie jeszcze wrócić tutaj za kilka miesięcy. Oferta taka niestety nie jest długoterminowa dla Muzeum Sztuki Współczesnej, w której bilet jest honorowany do tygodnia czasu od jego nabycia.





W budynku głównym Muzeum Narodowego prezentowanych jest kilka wystaw stałych. Dwie z nich poświęcone są sztuce średniowiecznej – Śląska Rzeźba Kamienna XII-XVI w. i Sztuka Śląska XIV-XVI w. Późniejsze dokonania artystów z tego regionu pokazano na wystawie Sztuka Śląska XVI-XIX w. Ekspozycje Sztuki Polskiej XVII-XIX w. i Sztuki Europejskiej XV-XX w. można oglądać na II piętrze budynku. Dzieje poszczególnych obiektów składają się na kolekcję Sztuki Śląskiej XII-XVI w. i XVI-XIX w. Historie jej gromadzenia i udostępniania są równie zagmatwane i burzliwe jak losy samego regionu. Śląsk rządzony był kolejno przez Piastów, królów czeskich, Habsburgów, później znalazł się w granicach Prus, od 1871 – zjednoczonych Niemiec, by po II wojnie światowej stać się częścią państwa polskiego. Do przełomu XVIII i XIX w. dzieła mistrzów śląskich były eksponowane wyłącznie w miejscach, dla których powstały, czyli w świątyniach, klasztorach, przykościelnych gimnazjach i bibliotekach, oraz zdobiły wnętrza pałaców i bogate domy wrocławskiego patrycjatu.
Dla tych, którzy uwielbiają sztukę średniowieczną muzeum jest idealne. Rzeźby, obrazy a choćby cały ołtarz można podziwiać z bliska. Mnie osobiście najbardziej zainteresowały eksponaty związane z wystrojem wnętrz - meble z przełomu XV i XVII wieku. Wystawa ta jednak jest czasowa i dostępna tylko do dwunastego marca.


Po odwiedzeniu Muzeum Narodowego postanawiamy udać się w kierunku wrocławskiego Ogrodu Botanicznego (gdzie również jest do nabycia Znaczek Turystyczny). I tym razem szczęście nie uśmiechnęło się do mnie. Botanik okazał się być zamknięty na okres zimowy. Teraz już postanowione - wracamy tutaj w czerwcu!
Nieopodal Ogrodu Botanicznego znajduje się Muzeum Przyrodnicze Uniwersytetu Wrocławskiego, które powstało z połączenia niegdysiejszych muzeów: zoologicznego, botanicznego oraz zielnika – czyli herbarium – placówek, które pierwotnie funkcjonowały w Uniwersytecie jako jednostki samodzielne lub afiliowane przy instytutach.




W Muzeum podziwiamy wystawy stałe podzielone na cztery działy ekspozycyjne: "Świat Roślin", "Świat Zwierząt", "Owady i człowiek" oraz "Układ kostny kręgowców".
Wszystkie obiekty są warte szczególnej uwagi. Moim zdaniem muzeum powinna odwiedzać przede wszystkim młodzież i dzieci w wieku szkolnym, kiedy to zainteresowanie światem wzbudza największe emocje. Z pewnością mogą zarazić się biologiczną pasją.
Nasz zachwyt wzbudził m.in. ogromny szkielet wieloryba - płetwala błękitnego, największego zwierzęcia jakie kiedykolwiek żyło na Ziemi. Jest to jedyny w Polsce kompletny szkielet młodego osobnika, który mierzy 15 m., osobniki dorosłe osiągają do 33 m. długości i osiągają masę do 190 ton.

piętnastometrowy szkielet młodego wieloryba

a co to za okaz?

Gdybym miał rozpisywać się nad każdym eksponatem jakie wzbudziło moje zainteresowanie, to ten tekst byłby jeszcze dłuższy. Zachęcamy Was na kilkugodzinny spacer po tym wyjątkowym muzeum. Naprawdę warto!
Aha, dodam jeszcze, iż przyprawiono mi rogi w tym muzeum, więc uważajcie na siebie ;)


Spacerując ulicą Świdnicką podziwiamy architekturę okolicznych budynków. Wtem zza pleców słyszę donośne "ej hop, ej hop!" i widzę dwóch skrzatów jednocześnie pchających w dwóch przeciwnych kierunkach granitową kulę. Agnieszka spojrzała na mnie i rzekła - na co czekasz, pomóż chłopakom! I tak prawdopodobnie bym do dzisiejszego dnia pchał tę kulę. Krasnale z kulką to tzw. Syzyfki, wykonują nieskończoną pracę. Na szczęście nie wygląda to tak drastycznie jak w greckiej mitologii.

pracowity to był dzień ;)

Idąc ulicą Świdnicką w kierunku arterii Kazimierza Wielkiego, według mapy którą podarował mi Krasnal Turysta, niedaleko sklepu Barbara powinniśmy napotkać Krasnala Rowerzystę. Niestety nie zastaję go we wskazanym miejscu. Pewnie pojechał gdzieś, w końcu ileż można czekać?
Troszkę przykro, iż nie poczekał na mnie. Z drugiej strony skąd w połowie lutego wziąć rower we Wrocławiu? Istnieje tam system roweru miejskiego - ale działa tylko w sezonie. Po kilku krokach tuż przede mną wyrósł olbrzymi krasnal! Większy niż wszystkie inne, które do tej pory udało mi się spotkać kiedykolwiek na swojej drodze. To najstarszy i największy krasnal na wrocławskiej ziemi - Krasnal Papa - przywódca, ojciec narodu krasalskiego. Najznamienitszy z krasnalowych mieszkańców Wrocławia. W dawnych czasach czynny uczestnik życia społecznego i zaangażowany politycznie aktywista Pomarańczowej Alternatywy. Dziś, na zasłużonej emeryturze, wodzi rej wśród wrocławskich skrzatów. Przewodniczący Wrocławskiej Rady Krasnali. Wspólne zdjęcie z najbardziej znanym krasnalem poprawiło mi humor. Może kiedyś jeszcze się spotkamy z Rowerzystą.

Papa Krasnal i Cykloturysta. Podobni z postury?


Tym sposobem dotarliśmy do naszego miejsca rezydowania we Wrocławiu. Po krótkim odpoczynku, wybraliśmy się na wieczorny spacer przez Plac Solny na Rynek a dokładniej do sukiennic wrocławskich. Tutaj w lokalu o wdzięcznej nazwie Proza spotkaliśmy się z Arturem Zygmuntowiczem na jego wieczorku autorskim. Opowiadał o swojej pierwszej książce "Ziemia o ludzkiej twarzy", która opowiada o jego podróży rowerowej wzdłuż wschodniej granicy naszego kraju. Spotykał na swojej drodze wyjątkowych ludzi mających niecodzienne pasje i zainteresowania. Na koniec prelekcji odczytał pierwszy rozdział swojej nowej książki, która będzie opowiadała o rowerowej podróży na Białoruś


Po miłym spędzeniu czasu nad kufelkiem pszenicznego piwa udaliśmy się spacerkiem przez Rynek, na którym podziwialiśmy pięknie oświetlone kamienice. W jednej z nich na pod numerem 25 można zauważyć animowane historie teatru cieni.


Hostel Absynt w którym nocowaliśmy jest jednym z tańszych noclegów w okolicy wrocławskiego Rynku. Znajduje się on w jednej z wielu zabytkowych kamienic, niedaleko Zaułka Solnego, przy ulicy św. Antoniego. Jest urządzony w nowoczesnym stylu, pokoje są bez łazienek ale za to wyposażone w nowe meble - wygodne łóżko, komodę, lustro. Ogólnodostępny dla gości aneks kuchenny połączony z jadalnią i salonem w którym goście mogą przyrządzać sobie posiłki. To także miejsce spotkań gości, którzy przy wspólnych rozmowach, mogą zerkać na ekran TV lub pograć w karty czy gry planszowe. W hostelu jak w akademiku, pełno studentów i balanga do białego rana. Z pewnością Ci, którzy mają problemy ze snem nie wyspali się. Ja nigdy nie narzekałem na bezsenność, więc to nie było dla mnie problemem. Inni troszeczkę narzekali. Nocne życie ulicy także dawało o sobie znać, głośna muzyka, podniesione głosy dyskusji z pobliskich pubów i dyskotek, nie przeszkadzały mi w mojej ulubionej dyscyplinie.


DZIEŃ TRZECI


Z samego rana maszerujemy do "Hydropolis", czyli centrum wiedzy o wodzie. W fascynujący sposób pokazane jest jej znaczenie dla człowieka. Wystawa multimedialna jest umiejscowiona w dawnych, ponad stuletnich zbiornikach wody czystej. Oryginalna, wręcz niesamowita scenografia oraz multimedia sprawiają, iż nie można się tutaj nudzić choćby przez chwilę. Po wystawie oprowadza nas przewodnik, który pokazuje ciekawostki związane z wodą, jej znaczeniem dla środowiska. Mamy możliwość wejść do makiety (w skali 1:1) batyskafu "Treiste", którym "udajemy się" na dno Oceanu Spokojnego w kierunku Rowu Mariańskiego, 10 916 m.p.p.m.
Udajemy się na dno Oceanu Spokojnego

Miajmy "ławice ryb".
Tutaj poznajemy niesamowite stworzenia jakie żyją w głębinach wód. Scenografia oraz odgłosy nie pozwalają zapomnieć gdzie się znajdujemy, poruszając specjalne tuby zawieszone pod sufitem możemy wywołać odgłosy burzy, intensywnego deszczu, wiatru itd. Dla pasjonatów biologii człowieka przygotowane są odpowiednio podane wiadomości np. ile wody jest potrzebne człowiekowi do przeżycia w danych warunkach klimatycznych. W innym miejscu możemy zaobserwować, iż woda to także niesamowita siła a ujarzmiona może posłużyć w dostarczaniu energii. Na specjalnym multimedialnym stole z wbudowanym dotykowym ekranem wyświetlana jest mapa Wrocławia, zapoznajemy się tutaj z powodzią tysiąclecia jaka nawiedziła miasto w 1997 roku. Ekspozycja poświęcona systemowi wodociągów wrocławskich pozwala zapoznać się z infrastrukturą wodociągową miasta. Najfajniejsze w tym multimedialnym kompleksie jest to, iż wszystkiego można dotknąć!. Z pewnością o obiekcie nie można powiedzieć "muzeum", bo tutaj nie zakłada się legendarnych kapci i brak karteczek z napisem “nie dotykać” ;)



człowiek składa się głównie z wody

multimedialny stół na którym mogliśmy zapoznać się
z powodzią stulecia jaka nawiedziła Wrocław w 1997 roku

skąd się bierze woda w kranie?
to nie takie proste, jakby się wydawać mogło

Podsumowując - Hydropolis to arcyciekawe miejsce, oryginalnie i dobrze przygotowane dla dorosłych, młodzieży i dzieci. A wyszkoleni pracownicy pomogą dobrać odpowiedni temat w taki sposób aby nikt ze zwiedzających nie miał szansy choćby na odrobinę nudy.
Po wyjściu z kompleksu wystawienniczego udajemy się do pobliskiej kawiarni na łakocie w postaci ciasta. Popijając kawę postanawiamy oddzielić się w trójkę, wraz z Egorem od grupy i udać się na punkt widokowy "Sky Tower". Pozostali uczestnicy wycieczki udali się na zwiedzanie Hali Stulecia. Wiedząc, iż nie udało mi się zdobyć z Wrocławia ani jednego znaczka postanowiłem poprosić jedną z uczestniczek o zakup egzemplarza we wrocławskim ZOO, które będą mijać po drodze do hali.


Udajemy się na ponad trzykilometrowy spacer w kierunku południowym. Przechodząc pod wiaduktem kolejowym podziwiamy namalowane graffiti. Mijana zabudowa miasta i jej nowoczesna architektura zachwycają nas na każdym kroku. Mijamy wielki plac budowy, to tutaj powstaje wielki kompleks handlowy wraz z dworcem autobusowym "Wroclavia", który będzie wyposażony w czternaście stanowisk autobusowych. Nowy dworzec będzie w stanie przyjąć ponad tysiąc kursów na dobę. Dwieście sklepów, dwadzieścia restauracji i dwadzieścia sal kinowych będzie gotowych już na jesieni bieżącego roku. To wszystko za bagatela ponad 240 mln euro. Inspiracją dla projektu Wroclavi było drzewo - dąb "Przewodnik". Ten ponad 300-letni, zabytkowy okaz, który rośnie u zbiegu ulic Borowskiej i Suchej na terenie inwestycji, zostanie wkomponowany w bryłę budynku i będzie witał gości przy wejściu głównym.


Dąb "Przewodnik"


Agnieszka i Egor

Sponad dachów okolicznych budynków wyrasta wysoka błękitna wieża, to apartamentowiec Sky Tower. Jest to w tej chwili najwyższy budynek (nie licząc iglicy) w Polsce - 212 m nad poziomem gruntu. Został stworzony, by zachwycać i zapewniać mieszkańcom możliwie najwyższy komfort. Nowoczesny, doskonale wyposażony stał się symbolem nowego, dynamicznego Wrocławia - miasta, które odgrywa coraz większą rolę w Europie. Już nie możemy doczekać się tych pięknych widoków z tarasu widokowego na tętniącą życiem aglomerację.
Podchodząc do stóp wieżowca naszym oczom ukazuje się umieszczona przed wejściem do galerii rzeźba "Profil czasu" autorstwa jednego z największych artystów XX wieku, geniusza Salvadora Dali. Inspiracją rzeźby był słynny obraz "Trwałość pamięci", który stał się symbolem surrealizmu.

"Profil czasu" Salvadore Dali

Aby wejść na szczyt trzeba pokonać 1142 stopnie schodów.
Niektórym zajmuje to tylko 5 minut i 3 sekundy.

Udajemy się do kasy aby zakupić bilety pozwalające wjechać na taras widokowy drapacza chmur. Niestety najbliższy dostępny termin jest po godzinie odjazdu naszego pociągu. Tym razem musi obejść się smakiem. Pamiętajcie, warto zarezerwować sobie miejsca z wyprzedzeniem. A jeżeli już mowa o smaku, to postanawiamy zjeść obiad w jednej z wielu restauracji, które funkcjonują w kompleksie galerii handlowych umiejscowionych na czterech poziomach obiektu.
Posileni postanawiamy udać się na poszukiwanie kolejnego krasnala, który powinien mieszkać w pobliżu drapacza chmur. Aby obejść obiekt dookoła, trzeba poświęcić kilka minut. Niestety we wskazanym miejscu na mapie krasnali nie znaleźliśmy Biegacza. Podobno trenuje przed kolejnym Sky Tower Run, to słynny bieg w jak najkrótszym czasie po 1142 stopniach schodów. W roku 2015 podczas II edycji biegu padł rekord, który wyniósł 5 minut 3 sekundy a ustanowił go bezkonkurencyjny Piotr Łobodziński - mistrz świata oraz Europy w tej wyjątkowej dyscyplinie jaką jest towerrunning.


Wracając do hostelu po nasze bagaże, natrafiliśmy jeszcze na kilka ciekawych skrzatów. Jednym z nich okazał się ubrany w mundur, pas i czapkę z orzełkiem, uzbrojony w pałkę i kajdanki Krasnal Patrolek. Pomimo poważnego stroju, uśmiechnięty i wesoły, przyjazny dla wszystkich. Na codzień patroluje wrocławskie ulice, pilnując porządku i dbając o poczucie bezpieczeństwa mieszkańców. Zawsze gotowy do pomocy, ale i nieustępliwy w stosunku do naruszających prawo.

krasnal Patrolek
Przekraczając miejską fosę wzdłuż której się poruszamy słyszymy z oddali dźwięki orkiestry. To w pobliskiej Filharmonii Wrocławskiej realizowane są próby grup orkiestrowych. Jednak te dźwięki wydają się dochodzić z nad brzegu fosy. Naszym oczom ukazuje się niesamowity widok - cała krasnoludkowa orkiestra! Jest także dyrygent, który wymachuje batutą. Zaciekawiony przykucnąłem aby lepiej słyszeć. Niestety w tym czasie rozbrzmiały ostatnie dźwięki przed przerwą. Za to udało mi się porozmawiać z samym mistrzem batuty Krasnalem Maestrusiem. Opowiedział mi skąd się biorą krasnoludkowe instrumenty. prawdopodobnie zdarzyła Wam się nieraz sytuacja, iż przypadkowo zawieruszyła się łyżeczka od herbaty? Spokojnie, już jej nie szukajcie - ponieważ teraz może byś z niej puzon albo waltornia, na której ćwiczą krasnale. Wśród utworów jakie grają krasni wirtuozi są gatunki takie jak - jazz, oratoria i inne. Wieczorami, w trakcie koncertów, krasnoludki pomagają w strojeniu sal koncertowych Narodowego Forum Muzyki - przesuwają wrota akustyczne, kontrolują kauczukowe wibroizolatory - na których posadowione są sale - i nadzorują wszystko z góry "latając" ponad widownią przycupnięte na ruchomym suficie. Nocami same dają koncerty dla krasnej braci, która z racji wzrostu zajmuje miejsca na oparciach foteli.



Przed dotarciem do hostelu na podwórku między ulicami św. Antoniego i Ruską znajduje się niesamowita kolekcja zabytkowych neonów, które kiedyś rozświetlały miejskie ulice Wrocławia. Umieszczone tutaj przez Fundację Neon Side podziwiają całe wycieczki z kraju i ze świata. Nam udało się tam trafić w ciągu dnia kiedy były wygaszone, nocą z pewnością robią jeszcze większe wrażenie. Więc jeżeli będzieciesz we Wrocławiu koniecznie odwiedź to miejsce. A tutaj daję link do wywiadu z pierwszym kolekcjonerem neonów w Polsce - Panem Tomaszem Kosmalskim przedstawicielem w/w fundacji.
obejrzyj film


Zakładamy plecaki i udajemy się pieszo w kierunku Dworca Głównego we Wrocławiu na pociąg do Łodzi. To już prawie koniec naszej przygody z krasnoludkami we Wrocławiu. Odnaleźliśmy ich ponad 120 sztuk. Niestety aby opisać je wszystkie, musiałbym napisać książkę a nie dłuższą notkę na bloga. Krasnoludkowi Turyście obiecałem, iż jeżeli spotkam innych turystów chętnych do spotkania z małymi mieszkańcami Wrocławia, to przekażę zaczarowaną mapę. Dlatego daję tutaj link do mapy krasnali, którą możecie pobrać na telefon lub tablet ze sklepu PLAY GOOGLE - LINK

Uf! udało się, zdążyliśmy na pociąg. Zmęczeni ale szczęśliwi zajmujemy miejsca przedziale wagonu. Kiedy ruszaliśmy, spojrzałem jeszcze raz na peron dworca i zobaczyłem małe rączki wystające spomiędzy długich puszystych bród, machające w naszą stronę krasnale odprowadzały nas wzrokiem, z uśmiechem zapraszającym do powrotu. Pewnie już byłem przemęczony ... a może istnieją naprawdę?


Pamiętajcie warto mieć marzenia i wierzyć ... w krasnoludki.
Do zobaczenia na szlaku!


#CYKLOTURYSTA


Pisząc notkę posiłkowałem się źródłem wiedzy w postaci stron internetowych takich jak:


http://krasnale.pl/
www.wikipedia.pl
http://muzeum.uni.wroc.pl/
http://www.muzeum.miejskie.wroclaw.pl/
http://www.mnwr.art.pl/

Wszystkie fotografie zamieszczone w notatce są mojego autorstwa. Więcej fotografii znajdziecie na
wpisując #CYKLOTURYSTA

Pomysłodawcą wycieczki do Wrocławia z ramienia Łódzkiego Klubu Turystów Kolarzy PTTK był kolega Jacek Włodzimierz Siech, któremu serdecznie dziękujemy za oprowadzanie po Wrocławiu.

Dziękujemy również za oprowadzanie po Wrocławiu koledze Arturowi Zygmuntowiczowi i Antoninie Zygmuntowicz :)

Rafał Grabarczyk - CYKLOTURYSTA
Idź do oryginalnego materiału