Wróciłam do domu… a tam czekała na mnie niespodzianka, od której oniemiałam.
Jadwiga wracała do Warszawy z wymarzonych wakacji — słonecznych, wypełnionych szumem fal i zapachem sosnowych lasów. Spędziła prawie tydzień w niewielkiej nadbałtyckiej miejscowości. Taksówka zatrzymała się łagodnie przed jej kamienicą. Wysiadła, wyjęła walizki z bagażnika i skierowała się ku klatce schodowej.
— Najpierw prysznic, potem kolacja i zasłużony odpoczynek — myślała Jadwiga, wchodząc na trzecie piętro.
Lecz gdy tylko przekręciła klucz w zamku i przekroczyła próg, coś ścisnęło ją w środku. Powietrze w mieszkaniu było inne. Świeże, obce. Zrobiła krok do przodu… i zastygła. Pokój wydawał się odmieniony. Wszystko lśniło nowością. Ściany pomalowane na jasne kolory, wymienione okna, meble poustawiane inaczej.
— Co tu się stało? — przemknęło jej przez myśl.
…Jadwiga zawsze uważała się za szczęśliwą kobietę. Jej mąż, Wojciech, był opanowany, solidny, troskliwy. Pracował jako kierowca ciężarówki, rzadko bywał w domu, ale wszystko, co robił, było dla rodziny. Bez nałogów, z zarobkami, które pozwalały im żyć bez większych trosk. Tylko jednego brakowało — jego obecności. Często tęskniła nocami, wtulając się w poduszkę, i cicho płakała, gdy jego trasy się przeciągały.
Przyjaciółki nie rozumiały jej:
— Żyjesz jak w sanatorium — śmiała się jej bliska znajoma, Kinga. — Mniej obowiązków, mąż prawie jak gość, pieniądze są… czego chcesz więcej?
Ale Jadwidze nie chodziło o pieniądze. Pragnęła ramion, głosu, zwykłego „jestem tu”.
Przed wyjazdem Wojciech obiecał, iż dołączy do niej na kilka dni. Walizki stały spakowane, bilety kupione. ale gdy jechali na dworzec, utknęli w korku. Jadwiga denerwowała się, iż spóźni się na pociąg, a gdy już stała przed swoim wagonem, usłyszała za sobą znajomy głos:
— Jadziu, zaczekaj!
Odwróciła się — stała przed nią teściowa, Halina Stanisławówna. Zdyszana, z wypiekami na twarzy.
— Wyjeżdżasz, a ja właśnie do ciebie! Daj mi klucze do mieszkania — mówiła szybko. — Moja córka z rodziną na trochę się wprowadzi, niech dopilnują.
Jadwiga osłupiała. Mieszkanie, choć wymagało odświeżenia, było jej domem od młodości. Każdy kąt — to wspomnienie. Ale czasu nie było. Siegając po bilet, mimowolnie wysunęła łańcuszek z kluczami. Teściowa błyskawicznie je złapała:
— Dzięki, kochanie! Wybawienie!
Jadwiga choćby nie zdążyła protestować — pociąg ruszył.
Podczas urlopu męczyły ją myśli. Wojciech nie przyjechał: „zepsuta ciężarówka”, „części się spóźniają”. Przez telefon był czuły, przepraszał, wysyłał wiadomości głosowe. Jadwiga uspokoiła się. Postanowiła odpocząć, nabrać sił. Ale w głowie wirowały obrazy: ta głośna rodzina teściowej… dzieci, harmider, bałagan…
Gdy wakacje dobiegły końca i wracała do domu, w myślach szykowała się na najgorsze. Ale im bliżej była mieszkania, tym mocniej biło jej serce. W rękach trzymała upominki, a w głowie mieszały się niepokój i nadzieja. Przed kamienicą zauważyła gruz budowlany. „No to koniec…” — pomyślała.
— Otwórzcie! — ktoś krzyknął z wnętrza.
Jadwiga przekroczyła próg… i zamarła. Przed nią stali wszyscy: mąż, teściowa, siostra Wojciecha z dziećmi… choćby jej własni rodzice. I za ich plecami — zupełnie nowe mieszkanie. Świeże tapety. Plastikowe okna. Nowoczesne meble. A w rogu, za szkłem — jej stare rzeczy, pieczołowicie zachowane.
— Podoba się? — Wojciech podszedł i objął ją. — To nasz prezent. Na piątą rocznicę ślubu.
Jadwiga westchnęła. Zapomniała… Pięć lat. A on nie tylko pamiętał, ale podarował jej… odnowiony dom.
— Więc o co chodziło z tą „zepsutą ciężarówką” — zaśmiała się przez łzy.
— Wybacz, inaczej niespodzianka by się nie zdała. Wszyscy pracowaliśmy, by zdążyć. choćby siostra przyjechała pomóc.
Jadwiga poczuła ukłucie wyrzutów sumienia. Myślała najgorsze, podejrzewała. A oni… kochali ją. Razem. Naprawdę.
— Tak bardzo was kocham… — szepnęła.
Prezentów rozdano mnóstwo. Do późna w domu zDo późna w domu rozbrzmiewał śmiech, pachniało świeżo zaparzoną herbatą, a w powietrzu unosiła się ta nieopisana ciepłość, która rodzi się tylko wśród tych, co potrafią kochać bez słów.