Wpatrywał się w buty na wystawie… ale nigdy nie wchodził do sklepu.

polregion.pl 2 godzin temu

Nikt nie wiedział, jak się nazywa.
Był to chłopiec, dziewięcioletni, chudy, w lekko podartej koszulce.
Każdego popołudnia, wracając ze szkoły, przechodził obuto sklepu obuwniczego w sąsiedztwie.
Stawał tam nieruchomo, wpatrując się w czerwone tenisówki wiszące w witrynie.
Nie dotykał szyby.
Nie wydawał dźwięku.
Tylko na nie patrzył.

Pewnego dnia właściciel sklepu, pan Marek, postanowił wyjść i zapytać:
— „Podobają ci się?”
Chłopiec spuścił wzrok i odparł:
— „Nie, proszę pana. Tylko je pamiętam.”
Pan Marek nie zrozumiał.
Więc chłopiec wyjaśnił:
— „Były takie same, jak te, które miał mój brat.
Ale już go nie ma… i nie chcę zapomnieć, jak wyglądały.”

Pan Marek zamilkł.
Głos mu drżał.
Tego popołudnia zawinął tenisówki w pudełko i podarował je chłopcu.
Lecz nie był to zwykły prezent.
Powiedział:
— „Gdy tylko je założysz, przypomnij sobie, iż braci nie pamięta się po tym, co mieli na stopach…
pamięta się ich po tym, co zostawili w sercu.”

Chłopiec zabrał tenisówki do domu, ale nie włożył ich od razu.
Postawił je w kącie, obok zdjęcia brata.
Każdego popołudnia zamiast patrzeć w witrynę, spoglądał na pudełko.
A gdy w końcu je założył, nie pobiegł biegać ani bawić się.
Poszedł do parku, gdzie zwykle był z bratem, usiadł na tej samej ławce… i uśmiechnął się.
Bo czasem przedmioty to nie przedmioty.
To mosty.
To sposób, by nie puścić.
To metoda, by kochać dalej, nie musząc mówić żegnaj.

Idź do oryginalnego materiału