– Dokąd się wybierasz? – zapytała cicho Joanna, patrząc, jak mąż narzuca świeżą koszulę.
– Chłopaki umówili się na piwo. Pogadamy, odetchnę – odpowiedział Dominik, choćby na nią nie patrząc.
– A ze mną masz kiedyś zamiar spędzić czas? – Próbowała się uśmiechnąć, ale wyszło to gorzko.
– Ty wiecznie jesteś w pracy! Skąd miałem wiedzieć, iż dziś wrócisz wcześniej?
Pytanie wydawało się logiczne. Tylko iż takich wymówek było już za wiele. Joanna była zmęczona. Zmęczona wyrozumiałością, przebaczaniem i płaceniem za wszystko.
Kiedyś myślała, iż znalazła swoją drugą połówkę. Dominik był troskliwy, skromny, odrobinę młodszy – ale czy wiek miał znaczenie, gdy dusze się rozumieją? Poznała go przez przyjaciółki matki, wzięli ślub, zamieszkali w jej przestronnym mieszkaniu. On pracował… byle jak. Ale jej wystarczało. Dla obojga.
Pierwsze ostrzeżenie przyszło po roku. Romans. Potem drugi, trzeci. Przeprosiny, łzy, obietnice. A za nimi – zakupy. Konsola, komputer, nowy telefon… A teraz – samochód.
– Joasiu, przecież to wygodne! Będę cię odbierał z pracy, będziemy wozić dziecko do przedszkola… – marzył Dominik.
– Najpierw zacznij w ogóle wracać do domu – odcięła. Ale nawyk wybaczania był silniejszy.
A potem był jeden telefon. W niedzielny poranek.
– Halo, proszę puścić Dominika! – rozległ się głos młodej dziewczyny.
– Przepraszam, kto mówi?
– My się kochamy! A pani… pani tylko przeszkadza!
Joanna milczała.
– Na pewno to uczucie jest warte więcej niż pieniądze? – w końcu spytała.
– Oczywiście!
– Sprawdźmy.
– Co pani ma na myśli?
– Zabieraj go. Na zawsze.
Odłożyła słuchawkę i spokojnie spakowała jego rzeczy do walizki.
Dziesięć minut później Dominik wrócił. Zatrzymał się w progu, wpatrując się w walizkę.
– Jedziemy… gdzieś?
– Ty – tak. Dokąd chcesz.
– O co chodzi?
– Właśnie o to. Rozwód.
– Z powodu jakiejś głupiej dziewczyny? Żartowałem, Joanna! Chcieliśmy założyć rodzinę! Kupić auto!
– Tak. Teraz sama kupię sobie auto. Sama zrobię prawo jazdy. I dziecko też – jeżeli zechcę – bez ciebie. Dziękuję za motywację.
Próbował się kłócić. Błagać. Manipulować. Ale Joanna była spokojna.
Rok później wysiadła ze swojego nowego samochodu na parkingu galerii handlowej. Prawo jazdy w portfelu, pewne spojrzenie, lekki uśmiech. I nowa sukienka, którą uwielbiał jej obecny partner – dojrzały, stabilny, bez zbędnych pretensji.
Zauważyła Dominika w oddali. Na chwilę zatrzymała wzrok.
– Kupiłaś tę? Ale… ja chciałem czarną.
– A ja czerwoną. I to ja ją kupiłam.
Ruszyła dalej, zostawiając go w cieniu. Bez słów. Bez żalu. Bez niego.