Nauka historii jest procesem niezwykle wielowarstwowym, takim też zresztą powinno być jej rzetelne nauczanie. Ten mały wycinek historii Wszechświata, jakim są śląskie dzieje, również rozwarstwia się na nieskończony szereg aspektów, z których najbardziej zajmują mnie historia techniki oraz zmiany zachodzące w przyrodzie. jeżeli chodzi zaś o biografie, to owszem, pewne postaci w sposób znaczący przykuły moją uwagę. Nie mogę się jednak nazwać badaczką rodów arystokratycznych. Dla poszerzania wiedzy ogólnej korzystam z zapisków i studiów wybitnych przedstawicieli tej dziedziny badań historycznych, jednak nie jest to zasadniczo moje emploi.
Nie tylko badacze czy amatorzy historii, ale także bardziej przypadkowi komentatorzy oceniają poszczególne zagadnienia życia społecznego w czasach, gdy wielkie rody tworzyły śląską potęgę. Niektórzy wskażą na przepych, w jakim żyli mości państwo, podczaspodczas gdy górnicy musieli wywalczyć sobie możliwość uzyskania raptem kilku wolnych dni w ciągu roku; inni zripostują, iż to przecież dobrodzieje tworzyli na ziemiach śląskich kolonie i osiedla robotnicze, pełne innowacyjnych wówczas udogodnień. Lokatorzy cieszyli się bieżącą wodą, elektrycznością, a także ogródkami warzywno-ziołowymi dostępnymi dla każdej rodziny. Przedstawicieli wielkich rodów pruskich, choć jest to cecha arystokratów spod różnych szerokości geograficznych, łączyła jednakowoż jedna pasja: polowania.

Krwawy, ale na pewno nie sport
Szczucie dzikich, leśnych zwierząt i ich zabijanie, nie z głodu, a dla wątpliwej rozrywki, odbywało się zarówno w czasie samotnych polowań, jak i w czasie uroczystości, na przykład w czasie goszczenia członków rodziny królewskiej. Ten aspekt arystokratycznego życia w interesujący sposób ilustrują pamiątkowe kamienie, które znajdziecie na terenie Nadleśnictwa Rudy Raciborskie. My wybraliśmy się w pieszą wędrówkę po leśnych drogach idealnie przystosowanych do potrzeb rowerzystów. Spotkaliśmy ich mnóstwo, a przez większość czasu jedynymi pieszymi byliśmy my. Trasa, którą przebyliśmy, ma około 30 kilometrów. Wydawałoby się to całkiem sporo, ale… choćby nie zbliżyliśmy się do poznania wszystkich tajemnic terenu nadleśnictwa. Uchyliliśmy zaledwie niewielki fragment tajemnicy…

Na włościach możnowładców
Zacznijmy od uporządkowania pewnych pojęć. W lesie spotkacie bowiem dość niewielkie, pionowo stojące kamienie w kształcie graniastosłupa, z wygrawerowaną literą „H” oraz umiejscowioną nad nią koroną. Bezsprzecznie są to kamienie graniczne, jednak wątpliwość może budzić sama litera „H”. Być może oznacza ona „Herzog”, nadawany przez cesarza najwyższy tytuł książęcy. Jednak wielu badaczy, a także miejscowych, bardziej przekonuje wersja tłumacząca „H” jako „Hohenlohe”, od właściciela dóbr sławęcickich. Teorię popiera istnienie identycznych grawerów wśród ocalałych starych zabudowań w Sławęcicach, na przykład kościoła. Możemy zatem luźno założyć, iż kamienie oznaczają południową granicę majątku sławęcickiego.

Pierwszym charakterystycznym punktem na naszej trasie jest uroczysko „Orły”, oznaczone kamieniem z tymże napisem. Charakterystyczne rozdroże w maju 1921 roku było miejscem zgrupowania i biwakowania uczestników konfliktu, który w szerokim ujęciu przeszedł do historii jako III Powstanie Śląskie. W istocie wydarzenia tamtych lat były jednak konfliktem domowym pomiędzy ludnością rdzenną o różnych poglądach politycznych i przynależnościowych.


Ziemia przesiąknięta krwią
Skręcamy dalej w las, aż dochodzimy do uroczyska „Dziewcze groby”. Miejsce to upamiętnia owianą legendą śmierć trzech młodych dziewczyn z Tworogu lub Bargłówki, które wracały z zabawy odbywającej się w karczmie w Rudach. Jedna z nich wpadła w oko młodemu rzeźnikowi, jednak dziewczyna ani myślała odpowiedzieć na zaloty. Powiedziała, iż mężczyźnie „źle patrzy z oczu, a z buta sterczy mu nóż”. Wystraszone reakcją rzeźnika i jego kompanów dziewczyny postanowiły wyjść z karczmy wcześniej i wrócić do domu na skróty, przez las. Tam zwyrodnialcy mieli dokonać brutalnego zabójstwa trzech niewinnych dziewczyn.


Dalej, przy ulicy Zakazanej, znajdujemy kamień z inskrypcją „Dzik 5 cetnarów” (jeden cetnar to około 50 kg). Zwierzę upolowano tutaj 15 listopada 1780 roku. Kierujemy się dalej ulicą Zakazaną, aż docieramy do skrzyżowania z Drogą od Krzyża. Tam znajdujemy potężny kamienny krzyż upamiętniający wypadek, który wydarzył się w czasie polowania 5 lutego 1927 roku. Dziś powszechnie wiadomo, iż myśliwi nader często mylą z dzikiem człowieka, jednak nie jest to nowy stan rzeczy. Książę raciborski (Ratibor) Wiktor August postrzelił w nogę swojego stangreta, Fabiana Hytryka, który zmarł po trzech dniach pobytu w szpitalu. Mężczyzna wyszedł akurat po księcia, jednak nieszczęśliwie przechodził przez miejsce, w którym spodziewano się dzika.


Drogą od Krzyża docieramy do kamienia upamiętniającego odstrzelenie ostatniego niedźwiedzia okolicznych lasów. Ten haniebny czyn został popełniony przez nadleśniczego Hansa Karla 1 grudnia 1771 roku. Zabite zwierzę ważyło 4,5 cetnara. Oryginalna inskrypcja została zatarta przez upływ czasu – dzisiejsza jest jej tłumaczeniem na język polski, tak samo, jak w przypadku kamienia upamiętniającego dzika.


Tragedia prosto z nieba
Wracamy na ulicę Zakazaną i kontynuujemy marsz. Po paru kilometrach docieramy do miejsca pierwszej katastrofy lotniczej na Górnym Śląsku. 4 sierpnia 1919 w rudzkich lasach rozbił się samolot Zeppelin Staaken R.XIVa o numerach bocznych R-71. Był to wyprodukowany przez Zeppelin-Werke GmbH, Berlin-Staaken największy i najcięższy bombowiec dalekiego zasięgu, używany w czasie Wielkiej Wojny. Po wojnie został on pozbawiony cech bojowych i wszedł w skład floty Niemieckiego Towarzystwa Lotniczego DLR. Istniały trzy wyprodukowane egzemplarze tego typu.

Feralnego dnia maszyna wystartowała z lotniska w Psim Polu pod Wrocławiem, wówczas Breslau. Zmierzała w kierunku Kamieńca Podolskiego na Ukrainie. Na pokładzie znajdowała się znaczna suma pieniędzy, która miała dotrzeć do celu z zamiarem wsparcia powstającej Ukraińskiej Republiki Ludowej. W owym czasie Ukraińcy próbowali wyswobodzić się od bolszewików i uformować nowe państwo; Rzesza Niemiecka przekształcona została w Republikę Weimarską, w której szalały inflacja i bieda, a w Mysłowicach za dwa tygodnie miało dojść do zrywu, który poskutkuje wydarzeniami zapisanymi w historii powszechnej jako I Powstanie Śląskie. Na pokładzie znajdowało się sześciu Niemców oraz dwóch Ukraińców, wysokiej rangi oficerów rządowych. Wśród nich – Dmytro Witowski, uczestnik i przez pewien czas dowódca powstania ukraińskiego we Lwowie w listopadzie 1918 roku. Świadkowie zeznali, iż około godziny 7:45 lecąca nad lasami maszyna znacznie obniżyła pułap, a członkowie załogi, prawdopodobnie chcąc odciążyć samolot, zaczęli zrzucać z pokładu drewniane skrzynie wypełnione nowiutkimi banknotami. Spadające skrzynie rozbijały się o drzewa, a na leśną głuszę spadł istny deszcz hrywien.

Tymczasem na pokładzie samolotu wybuchł pożar. Jeden z członków załogi, próbując ocalić swoje życie, wyskoczył z płonącego samolotu ze spadochronem. Niestety, maszyna znajdowała się już zbyt nisko, aby czasza spadochronu zdążyła się otworzyć. Samolot, kosząc po drodze drzewa, runął na ziemię, a po chwili doszło do eksplozji. Szczątki feralnej maszyny można było znaleźć w promieniu kilkudziesięciu metrów. Do dziś nie wiadomo, jakie były przyczyny katastrofy, która pochłonęła życia całej załogi – być może była to awaria silnika. Podobno na pokładzie znajdowały się także srebrne marki niemieckie, które zostały jednak skrupulatnie zebrane – podobnie jak hrywny, które jednak nie miały tu żadnej wartości. Po 101 latach, 2 miesiącach i 13 dniach od katastrofy elementy poszycia samolotu zostały odnalezione przez badaczy ze Śląskiej Grupy Eksploracyjnej, nadając epilog tej niezwykłej historii.


Niezliczone sekrety i szczegóły
Jako następne w kolejności odwiedziliśmy miejsce upamiętniające ostatniego jelenia, którego w swoim życiu zastrzelił książę Wiktor Maurycy von Ratibor (właściwie Viktor I Moritz Karl, 1. Herzog von Ratibor und 1. Fürst von Corvey, Prinz zu Hohenlohe-Schillingsfürst). Czyn ten miał miejsce 1 października 1892 roku, zaś książę zmarł 30 stycznia 1893, w Rudach właśnie. Dwa upamiętniające kamienie znajdziemy przy dukcie Koło Kamienia.



W drodze powrotnej, niemal na zamknięciu naszej pętelki terenowej, napotykamy jeszcze jeden kamień, tym razem z datą 17 sierpnia 1852. W owym czasie właścicielem lasów był wspomniany już książę Wiktor Maurycy von Ratibor. Czy kamień ma większe znaczenie niż informacyjne, dotyczące właściciela? W obliczu tak wielu tajemnic lasu odkrytych jednego dnia, rezygnuję już z dalszych rozważań. Jednak do dziś nie znalazłam odpowiedzi na to pytanie…

Źródła: media społecznościowe Nadleśnictwa Rudy Raciborskie, Henryk Postawka „Pierwsza katastrofa górnicza na Górnym Śląsku”, forum Eksploratorzy, tablice informacyjne na terenie Nadleśnictwa

