Wojtek z Zanzibaru niczego nas nie nauczył. Tak wysyłamy dzieci na… nielegalne kolonie

news.5v.pl 1 dzień temu

Kolonie to wakacyjna opcja, którą znamy od lat. Jednak ich ceny potrafią przerazić. 2-2,5 tys. zł kosztuje wyjazd krajowy, a kilka tysięcy złotych trzeba zapłacić za zagraniczne kursy językowe. Jest tylko jeden problem: wiele wyjazdów organizowanych jest nielegalnie. – Do maja mieliśmy 210 zgłoszeń, z czego około 190 to turystyka dzieci i młodzieży. To jest naprawdę większość – mówi prawnik. Chwilę później sama przekonuję się o skali problemu.

– Wyskakuje ci reklama na Facebooku i widzisz, iż obóz zgłoszony jest do kuratorium oświaty. Musi więc być legalny. o ile kuratorium wpisało go na listę, to znaczy, iż wszystko jest tak, jak ma być. Nie zaświeca ci się lampka – zaczyna naszą rozmowę Łukasz Mikosz, prawnik i prezes Europejskiego Stowarzyszenia Przedsiębiorców Turystycznych.
– W tym momencie nie masz pojęcia, iż właśnie zapisujesz dziecko na „nielegalny” obóz. Dowiesz się o tym, kiedy coś pójdzie nie tak. Trudno jest mi ustalić skalę nieprawidłowości. Widzę to jedynie przez pryzmat zgłoszeń. Do maja mieliśmy ich 210, z czego około 190 dotyczyło turystyki dzieci i młodzieży. To jest naprawdę większość – dodaje prawnik, który sygnały od rodziców i zwykłych obserwatorów dostaje na skrzynkę mailową swojego stowarzyszenia. Czasami otrzymuje je także w wiadomościach prywatnych.
Wystarczyła godzina przeglądania grup z ofertami obozów na Facebooku, żeby natknąć się na dwie firmy, które albo działały nielegalnie, albo z naruszeniem przepisów.
W ogłoszeniu jest świetnie, w rozmowie jeszcze lepiej. Ale później pada pytanie o legalność działalności…
Jedno z pierwszych ogłoszeń, na które trafiam, dotyczy obozu nad polskim jeziorem dla dzieci od 6 do 16 lat. Na pierwszy rzut oka oferta idealna: są supy, ale i warsztaty survivalowe. Dużo zajęć na świeżym powietrzu, aktywności, mało czasu w telefon i scrollowanie TikToka.
Zapalają mi się dwie czerwone lampki.
Pierwsza: organizatorem jest stowarzyszenie.
Druga: cena – niższa dla członków stowarzyszenia, wyższa dla pozostałych.
Dodatkowo ogłoszenie znajduje się na Facebooku, czyli jest to oferta powszechnie dostępna. A takie wyjazdy nie powinny być zarobkowo organizowane przez stowarzyszenia.
W cenie: przejazd, wyżywienie i opieka instruktorów. Czyli z definicji jest to impreza turystyczna (wyjazd, który w cenie zawiera nocleg i np. dodatkową atrakcję, zwiedzanie z przewodnikiem lub opiekę instruktora). Ostatecznie więc osoba, która odpowiada za wyjazd, powinna być zarejestrowanym organizatorem turystyki.
Ale w rozmowie okazuje się, iż tak nie jest. Kontaktuję się z kilkoma firmami. Przedstawiam się jako matka zainteresowana wyjazdem dla dziecka.
– W statucie mamy wpisaną organizację obozów. Nie jesteśmy organizatorami turystyki, bo obozy robimy tylko kilka razy w roku – słyszę od organizatora.
– Czy obóz jest wpisany na listę kuratorium? – dopytuję.
– Zgłosiliśmy się już do kuratorium. Kiedy dostaniemy wpis, na pewno podam numer zgłoszenia w ogłoszeniu – przekonuje mężczyzna.
Od naszej rozmowy minęło już kilka tygodni. Ogłoszenie ponownie trafia na facebookowe grupy. Ale o wpisie do bazy MEN ani słowa.
Kolejny przykład – to biuro podróży działające jako zarejestrowany organizator turystyki. W ich ofercie jest m.in. wyjazd do Włoch. Wchodzę do bazy organizatorów turystyki, żeby sprawdzić zakres ich działalności, i tu niespodzianka. Bo owszem, działają legalnie, ale mogą organizować wyjazdy wyłącznie na terenie Polski i państw z nią sąsiadujących. A Włochy trudno do nich zaliczyć.
Dzwonię. Słyszę, iż kolonie są organizowane dla dzieci w wieku od 10 do 17 lat, iż na miejscu jest opieka, zwiedzanie i szansa na poznanie włoskiej kultury.
Po chwili dopytuję jednak o gwarancję turystyczną. Wiem przecież, iż przy tej, którą posiadają, nie powinni organizować wyjazdów do Włoch. o ile wyjazd zostanie odwołany albo dojdzie np. do ewakuacji hotelu z powodu pożaru, wysłane tam dzieci mogą mieć problem z powrotem do Polski. jeżeli organizatora nie będzie na to stać, to ani fundusz, ani ubezpieczenie nie pokryją związanych z tym kosztów.
– Włochy są krajem europejskim i posiadamy gwarancję na kraje europejskie, ale jest ona wykupywana tak typowo na ten wyjazd – słyszę od organizatora.
Weryfikuję to u prawnika.
To tylko dwie z wielu rozmów, które odbyłam na potrzeby tego tekstu.
Co jeszcze usłyszałam? Że wyjazd jest organizowany przez Szkolny Klub Sportowy, który uważa, iż nie musi być organizatorem turystyki. Otóż musi, jeżeli oferuje wyjazd dla uczniów spoza swojej szkoły (a ogłoszenie na ogólnopolskiej grupie na Facebooku na to wskazuje). Kilka przykładów stanowiły różne stowarzyszenia, które twierdziły, iż wyjazdy mają wpisane w swój statut. Niestety to działa tylko w momencie, kiedy są to podróże dla jej członków, a ogłoszenia jasno wskazywały, iż tak nie jest.
Inne osoby wyjaśniały, iż wyjazd organizowany jest niezarobkowo, a wszystkie zebrane od uczestników pieniądze pokrywają koszta zakwaterowania, wyżywienia i zatrudnienia instruktorów. Jako rodzic nie jesteśmy w stanie tego zweryfikować.
Nieraz też rozmowa układała się świetnie do momentu, kiedy nie spytałam o zapis w rejestrze organizatorów turystyki. Wtedy kontakt nagle się urywał.
Kiedy na koloniach coś pójdzie nie tak, dziecko jest zdane samo na siebie
Wiele osób problem nielegalnej turystyki bagatelizuje. Bo przecież firma X organizuje takie wyjazdy od 3, 4, 5, 10 lat i nigdy nic się nie stało. Dzieci wracały zadowolone, rodzice zostawiali pozytywne komentarze. Dlaczego więc tym razem coś ma pójść nie tak? Wojtek z Zanzibaru też miał wiele świetnych opinii i spełniał marzenia turystów. Ale do czasu.
„To rejestrowanie to chyba tylko po to, żeby wyjazdy były jeszcze droższe” – napisała mi jedna z matek, kiedy pytałam, czy na grupie są osoby, które przez przypadek wysłały dzieci na nielegalne wakacje. Inni rodzice wprost pytali o to, czy takie wyjazdy muszą być gdzieś zgłaszane. Nie mieli pojęcia o obowiązku rejestracji w MEN i byciu organizatorem turystyki.
Nieświadoma była także Marlena Mierzejewska, która przez przypadek zapisała dziecko na nielegalną kolonię. – Dzieci na tym ucierpiały, już nie mówiąc o budżetach rodziców. Najbardziej stratne były na tym dzieci, bo czekały na te wakacje i zostały na lodzie. Podejrzewam, iż większość z nich nigdzie nie wyjechała – mówiła w rozmowie z dziennikarką „Uwagi” TVN. W jej przypadku do odwołania kolonii doszło jeszcze przed terminem wyjazdu. Wpłaconych pieniędzy nikt nie oddał.
Największym zagrożeniem nielegalnych kolonii i obozów jest właśnie niewypłacalność organizatora. Ten może po prostu zebrać pieniądze i zapaść się pod ziemię. Może też splajtować jeszcze przed wyjazdem. W takiej sytuacji rodzice mogą nie odzyskać wpłaconych zaliczek albo całej kwoty.
Co, kiedy pieniądze skończą się już podczas wyjazdu? Dzieci, zamiast pełnowartościowego posiłku, mogą zastać pustą stołówkę. Bo przecież dostawca nie przywiezie produktów, o ile faktura nie została opłacona. Problemem są też wyjazdy zagraniczne. To w ich trakcie może się okazać, iż dzieci nie mają jak wrócić do kraju. Bo nie ma za co kupić paliwa albo biletu na lot powrotny.

Przykładem takiej sytuacji kryzysowej, która może przerosnąć nielegalnego organizatora wyjazdu, są np. powszechne w Europie pożary. Co, kiedy w Grecji konieczna będzie ewakuacja hotelu, a organizatora nie będzie stać na zarezerwowanie nowego albo zorganizowanie podróży powrotnej?
– Podejrzewam, iż w takiej sytuacji najczęściej organizator rozłoży ręce i powie: „Drodzy rodzice, musimy wspólnie znaleźć jakieś rozwiązanie, bo ja nie mam pieniędzy, żeby w tej chwili zapłacić za dodatkowy hotel, dodatkowy samolot, czy za cokolwiek innego”. A każdy rodzic zrobi wszystko, żeby znaleźć pieniądze, bo przecież chodzi o dziecko – mówi Mikosz.

Inny przykład niespodziewanej sytuacji kryzysowej to niedawny blackout w Hiszpanii.

– Wyobraź sobie, iż wysłałaś dziecko do Hiszpanii i teraz nie masz z nikim kontaktu, bo padła cała łączność. Można posiwieć w parę godzin, kiedy nie wiesz, co tak naprawdę się stało i nie masz do kogo zadzwonić choćby tutaj w Polsce. Niestety, najczęściej, o ile te wyjazdy są organizowane przez osoby fizyczne albo choćby przez jakieś małe stowarzyszenia, to ich organizator pojechał z grupą do tej Hiszpanii i z nim także nie ma żadnego kontaktu. Jesteś całkowicie odcięta od informacji – zaznacza prawnik.
– Oczywiście w tym momencie rodzic zacznie krzyczeć, dlaczego nikt nic nie zrobił i kto za to odpowiada. Tylko iż ten rodzic sam też poniekąd za to odpowiada. Bo niewystarczająco sprawdził przed wyjazdem, czy jest on organizowany przez legalnie działającego organizatora turystyki – zaznacza Mikosz.
Jak to działa w przypadku legalnego biura podróży? Kiedy na miejscu coś pójdzie nie tak, uruchamiana jest gwarancja organizatora. jeżeli ten nie ma funduszy np. na nowy nocleg i zgłosi niewypłacalność, to z tych środków pokrywane jest kontynuowanie pobytu, ściągnięcie podróżnych do kraju i zwrot pieniędzy za wyjazd.
– Natomiast jeżeli organizator w związku z nadzwyczajnymi sytuacjami musi anulować wyjazd i zwrócić pieniądze, a ich nie ma, bo np. zapłacił już zaliczki podwykonawcom, to może sięgnąć po środki z Turystycznego Funduszu Pomocowego. Zatem jeżeli w sytuacji kryzysowej utraci płynność, to ma się czym posiłkować. Inni zwyczajnie rozłożą ręce – dodaje mój rozmówca.
MEN nie mówi jasno o weryfikowaniu organizatorów kolonii
Jak jednak zatrzymać ten proceder? Ogromnym wsparciem powinno być tu Ministerstwo Edukacji Narodowej. Od lat prowadzą oni bowiem bazę wypoczynku, do której wpisywane są kolonie i obozy, nad którymi nadzór sprawuje odpowiednie kuratorium.
Badając sprawę szarej strefy w turystyce dziecięcej, chciałam dowiedzieć się, w jakim stopniu MEN działa na rzecz sprawdzania, czy dany organizator kolonii jest także zweryfikowanym organizatorem turystyki.
W dalszej części wiadomości wyjaśniono mi, kto może być organizatorem wypoczynku. Są to szkoły i placówki, przedsiębiorcy wpisani do rejestru organizatorów turystyki i pośredników turystycznych. Prawo to mają także osoby fizyczne, osoby prawne i jednostki organizacyjne nieposiadające osobowości prawnej, o ile robią to niezarobkowo, albo zarobkowo, o ile nie jest to impreza turystyczna.
„Natomiast osoba fizyczna, prowadząca działalność gospodarczą w zakresie organizacji wypoczynku dzieci i młodzieży, organizując zarobkowo imprezy turystyczne, przechodzi w obszar wpływu przepisów ustawy z 29 sierpnia 1997 r. o usługach turystycznych. Taka działalność gospodarcza jest działalnością regulowaną – wymagającą wpisu do rejestru organizatorów turystyki i pośredników turystycznych. Kwestie te nadzoruje Ministerstwo Sportu i Turystyki” – dodało MEN w odpowiedzi.
Odpowiedź MEN przedstawiłam Mikoszowi, a ten od razu zauważył, iż ministerstwo powołało się na stare przepisy. – Ministerstwo powołało się na ustawę, która nie obowiązuje od 7 lat! Teraz obowiązuje ustawa o imprezach turystycznych i powiązanych usługach turystycznych z listopada 2017, która weszła w życie w 2018 roku. jeżeli MEN tego nie wie, to nie wiem, jak to skomentować – stwierdził jasno mój rozmówca. Z tej odpowiedzi ministerstwa jasno wynika, iż jego pracownicy nie mają pojęcia o aktualnym prawie. Jak więc mają sprawdzać, czy ktoś działa legalnie.
Mimo pytań o to, czy i w jaki sposób MEN sprawdza, czy dany organizator działa zgodnie z prawem, tej informacji nie uzyskałam. Dopytywałam także, czy może MEN współpracuje w zakresie weryfikacji organizatorów z Ministerstwem Sportu i Turystyki. Niestety, mimo kontaktu mailowego i telefonicznego nie otrzymałam odpowiedzi na te pytania.
Przejrzałam jednak formularz zgłoszeniowy MEN, który wypełniają osoby organizujące kolonie i obozy. Mimo długiej listy potrzebnych dokumentów i dość dokładnego formularza, na żadnym etapie nie pojawia się pytanie o numer w Centralnej Ewidencji Organizatorów Turystyki.
Właśnie dlatego pojawia się poważna obawa: o ile bowiem MEN nie zajmuje się weryfikowaniem zgłoszeń, nie przekazuje tego do MSiT, to w bazie wypoczynku mogą figurować osoby działające niezgodnie z prawem.
Jak dodaje Mikosz, część osób będących w rejestrze resortu edukacji doskonale zdaje sobie sprawę z tego, iż działa niezgodnie z zapisami polskiego prawa. Inni są natomiast nieświadomi tego, iż taki wpis do rejestru muszą posiadać. Często po jego reakcjach naprawiają błąd i dopełniają formalności. Inni pozostają natomiast niemalże bezkarni.
Policja bagatelizuje sprawę nielegalnych kolonii i obozów
Z nielegalną działalnością organizatorów turystycznych można walczyć dwutorowo. Po pierwsze warto zgłaszać takie przykłady urzędom marszałkowskim. O sprawie można też od razu zawiadomić policję.
– Urzędy Marszałkowskie działają solidnie i mogą wydawać trzyletni zakaz prowadzenia działalności. o ile to nie pomogło, to urzędnicy przekazują sprawę dalej organom ścigania – wyjaśnia Mikosz. Jednak policja sprawę często bagatelizuje.
Mikosz dodaje także, iż w niektórych przypadkach sprawa została nie tylko umorzona ze względu na niską szkodliwość, ale policja choćby „nie dopatrzyła się znamion czynu zabronionego”.
Szkoda, iż organom ścigania sprawa Wojciecha Ż. i upadłości sieci hoteli Pili Pili nie otworzyła oczu na ryzyko, z jakim wiąże się nielegalna działalność w sektorze turystyki. A dodajmy, iż za takie działanie zarówno ustawa o imprezach turystycznych, jak i kodeks wykroczeń przewidują karę grzywny, ograniczenia lub więzienia do lat 3.
Rodzicu, wszystko zależy od ciebie. Sprawdzaj, czy wysyłasz dziecko na legalne obozy
Ostatecznie więc bezpieczeństwo wakacji dzieci leży przede wszystkim w rękach rodziców. o ile chcecie zweryfikować, czy dany organizator działa legalnie, korzystajcie ze strony ewidencja.ufg.pl. Wystarczy, iż wpiszecie NIP firmy, by sprawdzić, czy jest zarejestrowanym organizatorem. Przeglądajcie także dodatkowe zakładki, gdzie znajdziecie np. informację, na jakim obszarze może działać organizator i jak duże zaliczki pobierać.
Dzwońcie i piszcie do osób dających ogłoszenia, dopytując o to, kto jest organizatorem wyjazdu. Pytajcie też organizatorów kolonii o rejestrację w bazie MEN i ewidencji organizatorów turystyki. Ostatecznie chodzi bowiem o bezpieczeństwo waszych dzieci.
– o ile ktoś nie chce nam podać danych rejestrowych, zróbmy sobie dobrze, idźmy gdzie indziej. Bo o ile ktoś ma problem, by podać nazwę firmy, adres jej siedziby i NIP, a wymóg podania tych danych wynika z ustawy Prawo Przedsiębiorców, to z mojego doświadczenia wynika, iż zwykle coś jest jednak na rzeczy – podkreśla Łukasz Mikosz z Europejskiego Stowarzyszenia Przedsiębiorców Turystycznych.

Idź do oryginalnego materiału