Wódka leje się strumieniem, lodówka pusta, a głód narasta.

newsempire24.com 3 dni temu

Wszyscy piją, piją, butelek pełno, a jedzenia ani śladu.

W domu znów było pełno gości. Gości mieli prawie zawsze.

“Wszyscy piją, piją, butelek pełno, a jedzenia ani śladu. Choć kawałek chleba by się znalazło ale na stole tylko puste puszki i niedopałki” Krzysiek jeszcze raz dokładnie obrzucił wzrokiem stół, ale nic do jedzenia nie znalazł.

“Dobrze, mamo, idę” powiedział chłopiec i powoli zaczął wciągać podarte buty.

Wciąż miał nadzieję, iż mama go zatrzyma i powie:

“Gdzie ty, synku, na głodnego, a na dworze mróz. Zostań w domu. Zaraz ugotuję zupę, wypędzę gości i posprzątam.”

Zawsze czekał na jej czułe słowo, ale ona nie lubiła czułych słów. Jej słowa były jak ciernie od nich chciał się skulić i zniknąć.

Tym razem postanowił odejść na dobre. Krzyś miał sześć lat i czuł się wystarczająco dorosły. Najpierw musiał zdobyć pieniądze i kupić bułkę, może choćby dwie Żołądek burczał, domagając się jedzenia.

Nie wiedział, jak zarobić, ale idąc obok kiosków, zobaczył wystającą z śniegu pustą butelkę. Przypomniał sobie, iż butelki można zwracać i wtedy będzie miał pieniądze. Wsunął butelkę do kieszeni, potem znalazł zgniecioną reklamówkę przy przystanku. Przez pół dnia zbierał butelki.

Było ich już sporo, wesoło dzwoniły w reklamówce. Krzyś wyobrażał sobie, jak kupi miękką, pachnącą drożdżówkę z makiem albo serem, a może choćby z marmoladą, ale pomyślał, iż ta z marmoladą może kosztować więcej, więc postanowił poszukać jeszcze.

Zbłądził na dworzec. Na peronie podmiejskich pociągów, gdzie mężczyźni pili piwo czekając na transport, postawił ciężką reklamówkę przy kiosku, a sam pobiegł po świeżo porzuconą butelkę. Gdy wracał, jakiś brudny, zły mężczyzna zabrał jego butelki. Krzyś poprosił, by mu je oddał, ale tamten spojrzał na niego tak groźnie, iż chłopiec musiał się odwrócić i odejść.

Marzenie o drożdżówce rozwiało się jak fatamorgana.

“Zbieranie butelek to niełatwa sprawa” pomyślał Krzyś i znów błąkał się po zaśnieżonych ulicach.

Śnieg był mokry i lepki. Chłopcu marzły nogi, aż trzeszczały. Zapadł zmrok. Nie pamiętał, jak znalazł się w klatce schodowej, ale wtulił się w kaloryfer i zapadł w ciepły sen.

Obudził się, myśląc, iż wciąż śni było ciepło, cicho i przytulnie, a w powietrzu unosił się pyszny zapach!

Do pokoju weszła kobieta. Była piękna i patrzyła na niego łagodnie.

“No i co, chłopczyku spytała rozgrzałeś się? Wyspałeś? Chodźmy na śniadanie. Szłam w nocy, a ty spałeś w klatce jak jakiś szczeniaczek. Zabrałam cię do siebie.”

“Czy to teraz mój dom?” spytał Krzyś, nie wierząc w swoje szczęście.

“Jeśli nie masz domu, to będzie” odparła.

Potem wszystko było jak w bajce. Nieznana ciocia karmiła go, opiekowała się nim, kupowała nowe ubrania. Stopniowo Krzyś opowiedział jej wszystko o życiu z mamą.

Dobra ciocia nosiła imię, które wydało mu się magiczne Lila. W rzeczywistości było zwyczajne, ale Krzyś nie żył jeszcze długo i pierwszy raz je usłyszał. Uznał, iż tylko dobra wróżka może mieć tak piękne i niezwykłe imię.

“A chciałbyś, żebym była twoją mamą?” spytała pewnego razu, obejmując go mocno, tak jak robią to prawdziwe, kochające matki.

Oczywiście, iż chciał, ale

Szczęśliwe życie skończyło się nagle. Po tygodniu przyszła jego mama.

Była prawie trzeźwa i krzyczała na kobietę, która go przygarnęła:

“Nikt mi jeszcze nie odebrał praw rodzicielskich, a ja mam prawo do syna!”

Gdy wyprowadzała Krzysia, z nieba posypał się śnieg, a jemu wydawało się, iż dom, w którym została dobra ciocia, wygląda jak biały zamek pokryty czarodziejskimi płatkami.

Później życie stało się bardzo ciężkie. Mama piła. Krzyś uciekał z domu. Nocował na dworcach, zbierał butelki, kupował chleb. Nikogo nie poznał, o nic nie prosił.

Z czasem mama rzeczywiście straciła prawa rodzicielskie, a Krzysia umieszczono w domu dziecka.

Najsmutniejsze było to, iż nie mógł przypomnieć sobie, gdzie leży ten dom ten biały zamek, w którym mieszkała dobra kobieta o magicznym imieniu.

Minęły trzy lata.

Krzyś żył w domu dziecka. Był zamknięty w sobie i małomówny. Najbardziej lubił odsuwać się i rysować. Zawsze to samo biały dom i padający śnieg.

Pewnego dnia do placówki przyszła dziennikarka. Wychowawczyni oprowadzała ją po salach i przedstawiała dzieci. Podeszli do Krzysia.

“Krzyś to dobry, interesujący chłopiec, ale ma problemy z adaptacją w grupie. Mimo iż jest z nami od trzech lat, wciąż się nie otworzył. Pracujemy nad znalezieniem mu rodziny” tłumaczyła.

“Poznajmy się, nazywam się Lila” powiedziała dziennikarka.

Chłopiec ożył nagle i zaczął mówić! Mówił tak, jak nikt się nie spodziewał! Zamknięty w sobie chłopiec z płomieniem opowiadał o drugiej dobrej cioci Lili. Z każdym słowem jego dusza odmarzała. Oczy mu błyszczały, policzki się zaróżowiły. Wychowawczyni patrzyła na tę przemianę w osłupieniu.

Imię Lila okazało się złotym kluczem do jego serca.

Dziennikarka Lila nie powstrzymała łez, słuchając jego historii. Obiecała napisać o nim w lokalnej gazecie może dobra ciocia przeczyta i zrozumie, iż Krzyś na nią czeka.

Dotrzymała słowa. I stał się cud.

Ta kobieta nie prenumerowała gazet, ale miała urodziny, a koledzy z pracy podarowali jej kwiaty. Ponieważ na dworze była zima, kwiaty owinięto gazetą.

W domu, rozwijając papier, zauważyła nagłówek: “Dobra kobieta Lila, chłopiec Krzyś cię szuka. Odpowiedz!”

Przeczytała artykuł i zrozumiała, iż to ten sam chłopiec, którego kiedyś zabrała z klatki schodowej i chciała

Idź do oryginalnego materiału